Kilkanaście lat temu najpopularniejszym sposobem na płacenie kartą było odbicie na kalce numeru karty w „żelazku” i podpisanie papierowego kwitka. A zrobienie prostego przelewu wymagało odwiedzenia oddziału bankowego i odstania często kilkudziesięciu minut w kolejce. Dziś pod względem płatności jesteśmy w zupełnie innej epoce. Bez żadnej przesady można powiedzieć, że mamy za sobą prawdziwą rewolucję. A jej kolejne odsłony rozgrywają się na naszych oczach.
Od dłuższego czasu trwa na przykład dyskusja na temat prowizji kartowych, która skończy się zapewne ich obniżkami, zwiększeniem zainteresowania sklepów przyjmowaniem płatności kartami, a ostatecznie dalszym wzrostem ich popularności. W tym przypadku mamy boje o to, do kogo i w jakich proporcjach popłynie grubo ponad miliard złotych w skali roku prowizji. O faktycznym być albo nie być zdecyduje inna walka – o najpowszechniejszy sposób dokonywania płatności mobilnych.
Czy będziemy potrzebowali do tego komórki? Czy potrzebny będzie udział organizacji kartowych? Czy wykształci się jeden standard, czy każdy bank będzie dysponował własnym? Na te pytania (i inne – lista jest dużo dłuższa) dziś nie ma odpowiedzi. Nasuwa się za to jedna refleksja: im dłużej będzie trwała walka, tym bardziej będzie się oddalał moment umasowienia” płatności mobilnej. A nawet więcej – skoro te standardy zmieniają się w błyskawicznym tempie, to może najlepsza jest gotówka?