Wciąż jesteśmy ostrzegani przed kolejnymi spadkami koniunktury. Kryzys w strefie euro, brak inwestycji, zaciskanie pasa i pogorszenie sytuacji u zachodnich sąsiadów sprawiają, że polska gospodarka hamuje
Sytuacji nie poprawia problem zatorów płatniczych. Wypracowanie skutecznych metod radzenia sobie z tym problemem sprawi jednak, że dekoniunktura będzie trwała krócej.
Nie byłbym aż takim sceptykiem. Gospodarka zwalnia, ale sytuacja nie jest dramatyczna. Choć wzrost PKB nie jest dynamiczny, to wciąż jest na plusie. Nie możemy więc mówić o kryzysie. Poważnym zagrożeniem są natomiast zatory płatnicze będące efektem zamrażania oszczędności w firmach w obawie przez spowolnieniem gospodarczym. W przypadku niektórych branż, jak na przykład budownictwo czy hotelarstwo, taki przestój powoduje ograniczenie, wstrzymanie inwestycji, a często nawet upadłość firmy.
Obecnie już ponad 90 proc. przedsiębiorców ma duże problemy z przeterminowanymi fakturami – tak wynika z raportu „Portfel należności polskich przedsiębiorstw” przygotowanego przez Krajowy Rejestr Długów BIG SA i Konferencję Przedsiębiorców Finansowych. Firmy te borykają się niestety z odzyskiwaniem długów i nieterminowym spływem zobowiązań. Gdy do tych problemów dodamy wyhamowywanie koniunktury, drastyczne zmniejszenie produkcji w niektórych branżach i spadek popytu, stajemy przed problemem zatamowania przepływu pieniądza w polskiej gospodarce i ryzykiem utraty płynności finansowej przez przedsiębiorstwa. Firmy nie mogą terminowo spłacać swoich zobowiązań i tracą płynność finansową. W przypadku sektora MSP, który w największym stopniu odczuwa brak płynności finansowej, nawet kilka niezapłaconych faktur może doprowadzić do bankructwa.
Najwięcej, bo aż ponad 35 proc. firm, z powodu nieotrzymania zapłaty nie może terminowo spłacać swoich należności, co skutkuje pogorszeniem ich wizerunku i brakiem możliwości negocjacji cen u dostawców. Ponad 33 proc. przedsiębiorców wskazuje natomiast, że musi wstrzymywać inwestycje. Część firm zmuszona jest do redukcji zatrudnienia (12 proc.) i podnoszenia cen (7 proc.). Samo spowolnienie gospodarcze powoduje, że z rynku znikają głównie najsłabsze podmioty. W połączeniu ze wzrostem liczby zatorów płatniczych może okazać się, że znikną nawet ci – wydawałoby się – najmocniejsi gracze.

Spowolnienie nie zwolni

Zależność między spadkiem koniunktury a wzrostem zadłużenia w Polsce jest doskonale widoczna, gdy porówna się wskaźnik wzrostu PKB oraz Indeks Należności Przedsiębiorstw podawany w raporcie KRD. Wraz ze spowolnieniem gospodarczym wzrasta liczba zatorów płatniczych notowanych w Krajowym Rejestrze Długów. Liczba dłużników dodawanych do bazy jest więc papierkiem lakmusowym sytuacji panującej w gospodarce.
Wyniki ostatniego badania „Portfel należności polskich przedsiębiorstw” wskazują, że Indeks Należności Przedsiębiorstw w obszarze obsługi zobowiązań w polskich firmach wciąż jest na bardzo niskim poziomie. Obecna wartość INP jest nieznacznie wyższa niż w poprzednim kwartale, kiedy to osiągnęła najniższy poziom od lipca 2009 roku, a więc od czasu, gdy Polska najsilniej odczuwała skutki spowolnienia gospodarczego. Oznacza to trudności z otrzymywaniem kredytów, co przełoży się z kolei na spadek produkcji i inwestycji, a w efekcie jeszcze bardziej spowolni gospodarkę.

Budowlanka hamuje gospodarkę

Wzajemne oddziaływanie spowolnienia gospodarczego i wzrostu zadłużenia jest odzwierciedleniem sytuacji panującej w konkretnych branżach. Tam, gdzie notuje się największy spadek koniunktury, również rekordowe są wyniki zadłużenia.
Branża budowlana będzie miała negatywny wpływ na dynamikę wzrostu PKB. Dotknięty przez niski popyt ze strony gospodarstw domowych, sektor ten silnie odczuwa spowolnienie gospodarcze. Pomimo nieznacznej poprawy, w dalszym ciągu będzie hamulcem wzrostu gospodarczego. Jest to bezpośrednio związane z bardzo złą sytuacją na rynku mieszkaniowym (nadpodażą nowych mieszkań) oraz ze spowolnieniem na rynku inwestycji infrastrukturalnych (ograniczenie nowych przedsięwzięć po Euro 2012). Na pogorszenie sytuacji wpływ będzie miało także ograniczenie dotacji unijnych.
Straty poniesione przy realizacji projektów infrastrukturalnych przyczyniły się nie tylko do spadku zaufania do branży budowlanej, ale również zatrzymały nowe inwestycje. Zadłużenie w branży budowlanej systematycznie wzrasta. W porównaniu z ubiegłym rokiem, w bazie Krajowego Rejestru Długów odnotowano aż 21 proc. wzrost liczby firm z tego sektora. Łączne zadłużenie 10 266 firm budowlanych sięga ponad 484 mln zł. Rekordzistą jest firma z województwa świętokrzyskiego, która posiada prawie 15 mln zł niespłaconych zobowiązań.
To odziaływanie obydwu zjawisk – spadku koniunktury i zadłużenia – wzajemnie się potęguje i jest przyczyną upadku tak wielu firm z tej branży. Firmy mają o wiele mniej zamówień, a gdy je dostają, to nie otrzymują pieniędzy na czas lub w ogóle. To najszybsza droga do utraty płynności finansowej.

Ryzyko można zminimalizować

Choć ryzyka nie da się wyeliminować całkowicie, można je jednak skutecznie ograniczyć. Istnieje wiele niezależnych od nas czynników mających wpływ na kondycję przedsiębiorstwa, ale na to, z kim podejmuje się współpracę, przedsiębiorcy mają realny wpływ. To w ich interesie leży sprawdzenie, czy potencjalny kontrahent będzie w stanie wywiązać się z umowy.
Najważniejszą zasadą jest sprawdzenie, czy przyszły kontrahent nie zalega z płatnościami wobec wierzycieli. Dzięki raportom dostępnym w systemie KRD możliwe jest zminimalizowanie ryzyka transakcji handlowych. Aby jeszcze dokładniej prześwietlić kontrahenta, Krajowy Rejestr Długów rozpoczął współpracę z wywiadownią gospodarczą Verdict. Raport Verdict to m.in. ocena kondycji finansowej, sugerowana kwota kredytu kupieckiego czy informacje o opóźnieniach w płatnościach. Otrzymane dane zdecydowanie ułatwiają podjęcie właściwej decyzji biznesowej i powinny poprzedzać rozpoczęcie każdej współpracy. Śledzenie sytuacji firmy, z którą współpracujemy, pozwoli w porę zorientować się, gdy zaczną pojawiać się w niej problemy z płatnościami.
W poprzednim kwartale udział opóźnionych faktur nieznacznie się zmniejszył i zapewne jest to wynik coraz lepszego zarządzania wierzytelnościami w obliczu spowolnienia gospodarczego. Z jednej strony firmy uczą się odzyskiwać kluczowe należności, z drugiej coraz efektywniej pozbywają się straconych faktur ze swoich portfeli. Równocześnie wzrósł jednak okres przeciętnego przeterminowania zaległych faktur z 3 miesięcy i 24 dni do 4 miesięcy i 9 dni. Największy odsetek faktur przeterminowanych jest o nie więcej niż 3 miesiące (57 proc.) – właśnie takie zaległości odzyskać jest najłatwiej. 58 proc. dłużników zalegających z płatnościami nie dłużej niż rok zwraca dług po samym ostrzeżeniu o możliwości dopisania do Krajowego Rejestru Długów, a kolejne 27 proc. czyni to, gdy już znajdzie się w rejestrze i zacznie odczuwać pierwsze tego skutki.
Należności najłatwiej odzyskać do trzech miesięcy po upływie terminu zapłaty

Adam Łącki

prezes Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej SA