Gdzie można zobaczyć mecze lokalnych drużyn, sprawdzić, kto zagra w domu kultury i kogo potrącili na pasach obok domu? Oczywiście w telewizji regionalnej. Cieszy się marginalną oglądalnością, ale na pewno dla miejscowej ludności jest bardzo ważna.

Z ogólnopolskich kanałów informacyjnych czy sportowych dowiemy się przede wszystkim, co dzieje się w stolicy. Czasami zagoszczą w nich Trójmiasto, Kraków, Wrocław czy Poznań. Skąd mają czerpać wiadomości mieszkańcy Słupska, Elbląga, Inowrocławia czy Bochni? Z lokalnych stacji telewizyjnych. Ich liczba jest ogromna. Trudno znaleźć miejscowość kilkudziesięciotysięczną, która nie ma swojej telewizji.

To prawda, że cieszą się marginalną oglądalnością, ale na pewno dla miejscowej ludności są bardzo ważne. Według danych z serwisu WirtualneMedia.pl na liście najpopularniejszych kanałów tematycznych (bez stacji newsowych) w lutym 2013 r. pierwsza regionalna stacja zajmuje miejsce pod koniec trzeciej dziesiątki z 0,319 proc. widzów. To moloch wśród stacji regionalnych TVS, czyli TV Silesia. Kanał z siedzibą w Katowicach można zresztą oglądać nie tylko na Śląsku, lecz także w najprostszym pakiecie kablowym w Warszawie. Program nie tylko dysponuje porządnym studiem, lecz pokazuje także popularne programy zrealizowane dla innych stacji, chociażby „Wyprawy Jeffa Corwina”, „W klatce czasu” czy „Katastrofy w przestworzach”. Nie brakuje w nim też własnych produkcji stacji, w tym „Listy Śląskich Szlagierów”, „Śląskie od kuchni” i jak zwykle w przypadku stacji regionalnych wiadomości, tutaj „Silesia informacje”. Odpowiednikiem TVS nad morzem jest Pomorska TV. Program imponuje własnymi produkcjami. Od muzycznych („Korzenie rocka”), przez kulinarne („Mapa smaków”), po publicystyczne („Rozmowy o bezpieczeństwie”). Dużo jest tam lokalnego sportu. Można zobaczyć chociażby zmagania piłkarzy ręcznych SMS ZPRP Gdańsk, koszykarskiej drużyny Trefl Sopot i miejscowych zawodów we florecie. Dużo mniejszy zasięg i możliwości finansowe mają telewizje nadające tylko dla jednego, konkretnego miasta. Od razu widać to chociażby po wystroju studia.

Telewizja Słupsk np. dysponuje studiem, w którym trudno zmieścić się trzem osobom (przynajmniej takie sprawia wrażenie na ekranie). Centralnym punktem kadru jest nieśmiertelna paproć, a pytania prowadzącego są, mówiąc delikatnie, niespecjalnie wyszukane. Ograniczone finanse powodują, że jeden program jest emitowany nawet kilkakrotnie w ciągu dnia. Reklamy przypominają te z początku lat 90. Pracownicy stacji mają często problem z właściwą oceną, co jest dla mieszkańców Słupska najważniejsze. Jednym z najbardziej kuriozalnych materiałów w tamtejszych wiadomościach, czyli „Obserwatorze”, była obszerna relacja ze ślubu... pracownicy telewizji. Mimo tych wad telewizja pozostaje jednym z niewielu informatorów o wydarzeniach w regionie i platformą wymiany poglądów dla mieszkańców. Jest też jeden uboczny plus tak dużej liczby telewizji regionalnych. Dostarczają one internetowi wiele zabawnych filmików. Na YouTube można znaleźć setki przeróżnych, przerażających i jednocześnie śmiesznych skrawków materiałów ze stacji typu TV Leszno. Szczególnie wyróżniają się tu sondy uliczne. Podczas gdy regionalnych stacji telewizyjnych w małych miastach i miasteczkach jest wciąż multum, niestety ubywa znacznie lokalnych oddziałów TVP.

Na kanale TVP Info programom lokalnym poświęcone są zaledwie niecałe cztery godziny dziennie. Szkoda że często najmniej miejsca poświęca się tam na kulturę, puszczając w to miejsce programy typu „Agro-Fakty” i „Teraz wieś”. Na szczęście w dziesiątkach miast nie brakuje inicjatyw działających poza telewizyjnym molochem. Dobrze, że wiele z tych małych stacji jest silnie osadzonych w internecie, często prezentując w nim wszystkie swoje materiały. Otwartość, regionalizm i humor (oczywiście nie zawsze zamierzony) to duże atuty telewizji regionalnych.