Jutro podczas sesji plenarnej w Strasburgu Parlament Europejski będzie głosował nad rezolucją w sprawie budżetu UE na lata 2014–2020. DGP poznał jej projekt. Jest tam jednoznaczna groźba odrzucenia porozumienia z ostatniego szczytu unijnego, jeśli nie zostanie przedstawiona nowelizacja projektu.

Parlament Europejski uzależnia swoją akceptację dla porozumienia budżetowego od kilku czynników. Jednym z nich jest wskazanie źródeł sfinansowania brakujących 18 mld euro po stronie wydatków w tegorocznym budżecie. – Z roku na rok dziura w budżecie była większa i trzeba ją było zasypywać środkami z kolejnych lat. To jest jak kula śniegowa – mówi eurodeputowana PO Sidonia Jędrzejewska. W budżecie europejskim nie może być deficytu, tymczasem od kliku lat płatności przechodziły na kolejne lata, ponieważ w bieżącym planie brakowało środków. Rok temu wydano o 9 mld euro więcej, niż przewidywał budżet. W tym roku zabraknie już wspomnianych wcześniej 18 mld euro.

Parlament chce też możliwości przenoszenia niewykorzystanych środków między poszczególnymi perspektywami budżetowymi oraz z roku na rok. Niewykorzystane euro miałyby przechodzić automatycznie na kolejne lata. Dziś wracają do krajów członkowskich.

Postulat PE w tym obszarze jest zgodny z wizją KE, która zaproponowała, aby takie ruchome środki stanowiły 15 proc. puli. Wyjątkiem miałyby być kraje – w tym Polska – które tracą możliwość dopłacania do projektów pieniędzy z budżetów narodowych. W ich przypadku pomiędzy poszczególnymi liniami można byłoby przesuwać do 25 proc. środków. Teoretycznie brzmi to bardzo dobrze. Ale jest ryzyko, że obróci się przeciw ważnej dla Polski polityce spójności. Już wcześniej był pomysł, by niewykorzystane pieniądze z funduszy spójności przeznaczać na np. Fundusz Wzrostu przeznaczony do walki z bezrobociem i z którego korzystałyby głównie kraje Południa. Parlament chce także „znacznego zwiększenia inwestycji w innowacje, badania i rozwój, infrastrukturę i młodzież, realizację unijnych celów w zakresie zmian klimatu i energii”. Nalega, by udzielono mu wszelkich informacji dostępnych Komisji na temat poziomu uzgodnionych krajowych pul środków w ramach polityki spójności i rolnej, w tym odstępstw i konkretnych środków dla poszczególnych państw członkowskich. W przedstawionej PE wersji porozumienia budżetowego faktycznie nie ma rozpisanego szczegółowego podziału pieniędzy. Są tylko ogólne informacje.

Jak pisaliśmy wcześniej, PE nalega też, by przychody z podatku od transakcji finansowych przeznaczano przynajmniej częściowo na budżet UE jako rzeczywiste zasoby własne.

Z polskiego punktu widzenia najbardziej niebezpieczny jest postulat o obowiązkowym przeglądzie realizacji budżetu po 3 latach. Przyjęcie tego punktu oznaczałoby, że po 3 latach obowiązywania przyszłej perspektywy finansowej dokonano by jej rewizji. Oznacza to ryzyko dla wieloletnich inwestycji, które Polska chciałaby przeprowadzić.

Rezolucja to forma prężenia muskułów przez PE. Parlament nie może co prawda odrzucić projektu budżetu, ale ma możliwość zablokowania jego wykonania. Wówczas zastąpiłyby go roczne prowizoria. – Eurodeputowani mogą odrzucić to porozumienie, co postawi w niezręcznej sytuacji kilka delegacji rządowych – twierdzi Janusz Lewandowski, unijny komisarz ds. budżetu. – Jestem jednak pełen optymizmu co do ich przebiegu i ostatecznych rozmów, które zaplanowane są na czerwiec – dodaje.