Kurczący się rynek, spadające zyski, zwolnienia, konkurencja nowych podmiotów. Czy uważana za branżę krociowych zysków telekomunikacja musi się pożegnać ze statusem kury znoszącej złote jaja?
Ireneusz Piecuch, partner kancelarii CMS Cameron McKenna, szef zespołu ds. telekomunikacji w regionie Europy Środkowej i Wschodniej / DGP
Sytuacja wygląda ponuro. Oto kilka tytułów tekstów z ostatnich tygodni na temat branży telekomunikacyjnej: „Prezes PTC: wkrótce kryzys mocno uderzy w telekomy”, „Telekomy próbują zasypać dziurę”, „Oferty no limit i słabnący rynek dławią telekomy”. Ogólne wrażenie – jest coraz gorzej. Rynek się kurczy, zyski spadają, konkurencja jest mimo to coraz ostrzejsza, a to przekłada się na wojny cenowe i spadki przychodów. Konieczne są cięcia kosztów.
Z tego powodu coraz więcej inwestorów zastanawia się, czy branża telekomunikacyjna – dotychczas postrzegana jako defensywna, która zawsze gwarantuje sute dywidendy – będzie nadal pełnić tę funkcję.

Pod ciągłą presją

– Jest presja. Konkurencja się zintensyfikowała. Internet mobilny bije w stacjonarny, co widać w Netii. Mamy coraz atrakcyjniejsze oferty usług telefonii komórkowej, co obniża wpływy operatorów. To wszystko powoduje, że ten rynek jest trudny. Prezesi spółek mają powody do narzekań – przyznaje Piotr Janik, analityk KBC Securities.
Potwierdzenie tej tezy łatwo odnaleźć w wynikach finansowych operatorów. Ostatnie kwartały to spadki przychodów. W trzecim kwartale w Orange spadły o 5,5 proc., T-Mobile – o 4 proc., a w Plusie – o 3,8 proc. Jedyną siecią, która rośnie, jest Play, ale ten operator jako najmniejszy z podmiotów odbiera klientów większym konkurentom. Nie lepiej jest na rynku stacjonarnym. Szczycąca się dotychczas dynamicznymi wzrostami Netia – drugi pod względem liczby klientów dostawca internetu stacjonarnego – w trzecim kwartale także stracił aż 3 proc. przychodów. Nawet u operatorów kablowych, słynących z najszybszego internetu, rynek nie rośnie tak szybko jak kiedyś.
Na rynku komórkowym taki stan rzeczy to efekt kilku czynników. Rynek przestał już rosnąć, bo wszyscy mają od dawna telefony. Nasycenie aktywnymi kartami SIM w populacji przekracza 136 proc. – Komórek nie mają tylko psy i koty – żartuje Tomasz Kulisiewicz, główny analityk firmy badawczej Audytel. Na dodatek wciąż trwa wojna cenowa. Najnowszym przykładem tej rywalizacji było wprowadzenie kilka miesięcy temu przez Playa, najmniejszego z operatorów, ofert no limit, czyli nielimitowanych rozmów ze wszystkimi sieciami od 79,90 zł miesięcznie. T-Mobile, Orange i Plus zrobiły to samo z przymusu. Biznesowo ucierpieli, tracąc część wpływów od małych i średnich firm. Telekomunikacja Polska, która publikuje swoje wyniki na giełdzie, przyznała, że właśnie no limit dla firm był jedną z głównych przyczyn spadku wpływów spółki w trzecim kwartale. Analitycy policzyli, że w segmencie małych firm skurczyły się one nawet o 10 proc.
W przypadku rynku usług stacjonarnych konkurencja i nasycenie też odgrywają podobną – hamującą rozwój biznesu operatorów – rolę. Widać to po wynikach Netii, która zwiększała liczbę klientów szerokopasmowego internetu przez kilka ostatnich lat aż do tego roku. Od trzech kwartałów pokazuje, wprawdzie minimalne, ale jednak spadki klientów tej usługi.

Tanio, jeszcze taniej

Na wojnie operatorów korzystają klienci – ceny spadają. Według Urzędu Komunikacji Elektronicznej w ciągu ostatnich sześciu lat, kiedy szefem regulatora była Anna Streżyńska, ceny usług komórkowych zmniejszyły się o ponad 70 proc. Obecna prezes UKE Magdalena Gaj zapowiada kontynuację tego trendu – i spadek cen o kolejne 10 proc. w ciągu dwóch lat.
Maciej Witucki, prezes Orange, mówił niedawno serwisowi Newseria: „Polska jest zdecydowanie najtańszym rynkiem w UE. To jest oczywiście miłe dla konsumentów. Ale będzie sprawiało problemy wszystkim graczom na rynku, ponieważ my musimy generować zyski dla akcjonariuszy, a po drugie czekają nas ogromne inwestycje”. Ostrzegł nawet, że jeżeli sytuacja telekomów się nie zmieni, to trudno będzie uniknąć większych cięć w firmach oraz zatrzymania środków na inwestycje w technologie. Inwestycje to rzeczywiście spory wydatek. Orange sam tylko koszt częstotliwości radiowych na potrzeby mobilnego internetu w ciągu najbliższego roku wycenił na 1,5 mld zł. I z tego powodu musiał obniżyć plan wypłaty dywidendy za ten rok z 1,5 zł na akcję do 1 zł na akcję.
Ale choć należymy do najtańszych rynków, jak mówi Jerzy Kalinowski, partner w firmie doradczej KPMG, może być jeszcze taniej. Przykładem jest Rumunia, która uchodzi za najtańszy rynek w Europie. Tamtejszy operator RCS & RDS oferuje dostęp do internetu 100 Mb/s (nieograniczony), oparty na technologii światłowodowej, za 8,7 euro miesięcznie (z VAT) plus, jako ekstra benefit, internet 3G w postaci karty do komputera lub smartfonu. – Jeśli klient decyduje się na internet stacjonarny tylko 50 Mb/s za 6,5 euro miesięcznie (też z VAT), wówczas cena za internet mobilny 3G to 2,3 euro miesięcznie. W Rumunii taryfy na prawie wszystkie usługi dla klienta detalicznego są niższe niż w Polsce. Co ciekawe, RCS & RDS jest nadal rentowne – mówi Jerzy Kalinowski.



Wszyscy tną i szukają grosza

Rumuński przykład to jednak wyjątek potwierdzający regułę. Większość operatorów w Europie, zwłaszcza tych dużych, tnie, bo biznes się kurczy.
Z najnowszego raportu firmy badawczej Wireless Intelligence wynika, że w trzecim kwartale udziały w rynku Telefoniki, Deutsche Telekom, France Telecom i Telecom Italia skurczyły się z powodu spadku przychodów na Starym Kontynencie. W takiej sytuacji konieczne jest odchudzanie, bo potrzeba pieniędzy na inwestycje. Zwłaszcza na infrastrukturę dla mobilnego internetu. Francuski SFR, należący do koncernu Vivendi, ogłosił niedawno plan zwolnienia 1123 osób, a jednocześnie start usług mobilnego internetu 4G. W Polsce zatrudnienie zmniejsza TP, tnie Netia, wcześniej odchudził się m.in. Plus. Jednocześnie operatorzy będą musieli wyłożyć miliardy na inwestycje w internet 4G.
Obciążeniem największych graczy są także długi. Czterech największych operatorów – Deutsche Telekom, France Telecom, Telefonica i Telekom Italia – miały łącznie na koniec ubiegłego roku ponad 160 mld euro długoterminowego zadłużenia. By znaleźć pieniądze, niektórzy zaczęli wyprzedaż aktywów, czego dotychczas nie robiono. SFR szuka kupca na swoich operatorów np. w Maroku i Brazylii. Gotowość do wyprzedaży części aktywów ogłosił niedawno France Telecom, który chce wprowadzić na giełdę pakiet akcji Everything Everywhere, czyli brytyjskiego operatora, którego własność dzieli z Deutsche Telekom. Włoska Telefonica z kolei w ostatnim czasie wprowadziła na giełdę we Frankfurcie akcje Telefoniki Deutschland, operatora O2, zgarniając dzięki temu prawie 1,5 mld euro. Teraz trafią one na spłatę długu, który jest gigantyczny – wynosi 58 mld euro.
Oszczędności firmy telekomunikacyjne szukają także we wspólnych inicjatywach, jak współdzielenie sieci. Kiedyś było to nie do pomyślenia, bo każdy operator uważał swoją infrastrukturę za element przewagi. Dziś T-Mobile i Orange mają w Polsce spółkę NetWorks!, która zajmuje się budową sieci dla nich, co obu firmom obniży koszty infrastrukturalne nawet o 30 proc. Podobnie działają np. SFR i Bouygues Telecom we Francji, KPN w Holandii czy Sprint i Clearwire w USA.

A gdzie przychody i zyski?

Pytanie, które zadają sobie inwestorzy, brzmi: czy te działania pozwolą firmom utrzymać wysokie zyski? – Branża telekomunikacyjna podlega ciągłej restrukturyzacji. Wciąż jednak ma bardzo wysoką rentowność i wysokie dywidendy – przypomina Piotr Janik, szef analityków KBC Securities.
Czy taki stan rzeczy da się utrzymać? – Marże nie będą się kurczyły, bo operatorzy powstrzymają tę erozję odpowiednimi oszczędnościami, natomiast realne zyski mogą rzeczywiście się zmniejszyć. Ale trudno dziś przewidzieć, w jakim stopniu – przyznaje Piotr Janik. I dodaje: – Tylko rozwój jest w stanie ochronić telekomy przed śmiercią. Te, które nie będą inwestowały, są skazane na przegraną.
Skoro na rozmowach i SMS-ach nie da się już zarobić, to na czym? Zygmunt Solorz-Żak, gdy przejmował Polkomtel, dał na to odpowiedź: „Trzeba połączyć media z telekomunikacją”. Telekomy widzą więc szanse tam, skąd przyszło dla nich zagrożenie – w usługach z treściami, zwanych fachowo OTT (over-the-top). To przeważnie aplikacje, z których korzystać mogą klienci za pomocą smartfona czy tabletu połączonego z mobilnym internetem. Najlepszym przykładem są takie aplikacje, jak Viber, WhatsApp czy choćby znany wszystkim Skype. Pozwalają one każdemu, kto ma smartfona, swobodnie rozmawiać przez internet bez ponoszenia dodatkowych kosztów. Operator nie może już zarabiać na rozmowach czy SMS-ach.
Na podobnej zasadzie działać mają np. serwisy z wiadomościami, filmami, muzyką czy grami. Rozwija je większość telekomów, by sprzedać klientom dodatkowe usługi. Wszyscy zacierają granicę między rolą operatora a dostawcy treści, łącząc jedno z drugim, bo gdy internet stanie się dobrem powszechnym, nie będzie już można na nim zarabiać. A zyski będą tam, gdzie klient zgodzi się zapłacić za dodatkowe usługi świadczone za pośrednictwem sieci.
ROZMOWA

Ireneusz Piecuch, partner kancelarii CMS Cameron McKenna, szef zespołu ds. telekomunikacji w regionie Europy Środkowej i Wschodniej

Telekomunikacja zostanie filarem rozwoju. Ale zmienią się gracze

Branża telekomunikacyjna kojarzy się z wysokimi zyskami. Jednak ostatnio przychody i marże spadają. To koniec złotych czasów?

Trzy lata temu podobne pytanie potraktowano by jak żart. Dziś wielu inwestorów odwraca się od sektora telekomunikacyjnego. A co będzie za trzy lata? Milan Kundera powiedział kiedyś, że technologia obdarzyła współczesnego człowieka nową formą ekstazy – szybkością. Wszystko zmienia się w zawrotnym tempie. Wczorajsi bohaterowie okazują się bankrutami, studenci wyrastają na miliarderów. Nie mam wątpliwości, że telekomunikacja będzie nadal filarem rozwoju, choć zapewne zmieni się kształt tego rynku, a pewnie również niektórzy z głównych graczy. Google ogłasza uruchomienie własnej sieci światłowodowej, to początki nowej firmy telekomunikacyjnej. Telewizje kablowe od dawna są już pełnoprawnymi graczami na tym rynku.

Czy firmy telekomunikacyjne mogą odwrócić negatywne trendy?

Płatne usługi głosowe i SMS-y odchodzą do lamusa. Na palcu boju pozostał przesył danych i usługi over the top. Są firmy, które udowadniają, że na przesyle danych można całkiem nieźle zarobić, pod warunkiem że trzyma się w ryzach koszty. O sukcesy w obszarze usług dodanych trochę trudniej. Inteligentne domy, mobilny portfel, e-zdrowie to wszystko bardzo ciekawe obszary wzrostu, ale te rynki dopiero raczkują i efekt skali, który w dalszym ciągu jest atutem firm telekomunikacyjnych, nie zawsze wygrywa z innowacyjnością.

Jaki obraz rynku widać na horyzoncie?

Myślę, że zmieni się podejście do infrastruktury. Już teraz firmy, które zaciekle konkurują, łączą swoje sieci, aby zmniejszyć koszty, a z drugiej strony polepszyć jakość transmisji. Niektóre idą jeszcze dalej i tak jak ostatnio indyjski operator Barthi dopuszczają inwestorów finansowych. Niewykluczone, że w szczególności na niezmiernie rozdrobnionym rynku europejskim podejście takie może doprowadzić do dalszych konsolidacji. To jednak część większego problemu związanego z kształtem i konkurencyjnością całej gospodarki europejskiej oraz absolutnym nieprzystosowaniem europejskich regulacji do ekonomicznego i technologicznego tornada, które przez ostatnie lata przemieszcza się po całym świecie.