Czołowi politycy opozycyjnej Partii Pracy sądzą, że stanowisko brytyjskiego premiera Davida Camerona w sprawie budżetu UE na lata 2014-20 nie jest wystarczająco twarde. To wyraz przewartościowania polityki wobec Unii tej tradycyjnie proeuropejskiej partii.

Rzecznik laburzystów ds. finansów Ed Balls i rzecznik ds. polityki międzynarodowej Douglas Alexander w artykule zamieszczonym w poniedziałkowym "Timesie" przekonują, że nowy wieloletni budżet UE powinien zostać realnie obcięty o 1 proc., a nie tylko zamrożony, jak chce Cameron.

Minister stanu ds. Europy w rządzie Camerona David Lidington w odpowiedzi dał do zrozumienia, że obaj rzecznicy nie są wiarygodni, ponieważ byli członkami laburzystowskiego rządu, który dwukrotnie zaaprobował zwiększenie wydatków w budżecie UE (na lata 2000-06 i 2007-13) powyżej stopy inflacji.

"Partia Konserwatywna nie będzie w tym względzie brała żadnych lekcji od laburzystów" - ogłosił Lidington w oświadczeniu.

W opinii komentatorów stanowisko Ballsa i Alexandra jest bardziej podyktowane dążeniem do pomieszania szyków premierowi Cameronowi w jego własnej partii, w gorącym okresie debaty nad unijnym budżetem, niż wyrazem spójnej polityki europejskiej Partii Pracy. Partia ta podobnie jak torysi podzielona jest w swym stosunku do UE i nie ma jednolitego stanowiska wobec zmieniającego się modelu integracji europejskiej i miejsca w nim Londynu.

Jej stosunek do Europy ewoluuje jednak od pewnego czasu. Lider laburzystów Ed Miliband zdystansował się np. od polityki otwartego rynku pracy prowadzonej przez jego poprzedników Tony Blaira i Gordona Browna. Jednocześnie Laburzyści regularnie krytykują torysów za to, że ich polityka spycha W. Brytanię na europejski margines.

Poseł Partii Pracy Thomas Docherty w wypowiedzi dla BBC przyznał, że laburzyści nie nadążają za opinią publiczną.

Jego partyjna koleżanka Gisela Stewart sądzi, że W. Brytania powinna wystąpić z UE i - jej zdaniem - rozwój sytuacji prowadzi w tym kierunku. Twierdzi, że nie jest w tej opinii odosobniona, choć nie wszyscy w jej partii mają odwagę publicznie prezentować takie stanowisko.

"Konserwatyści mają wyrazistą politykę renegocjacji warunków brytyjskiego członkostwa, która może im się udać, lub nie. Laburzyści nie mają wyraźnej strategii i nie wiadomo, czego oczekują od UE, by stosunki brytyjsko-unijne zostały utrzymane" - zauważa Charles Grant, dyrektor ośrodka badawczego CER (Centre for European Reform).

Według niego istnieją wyrównane szanse 1:1, że pod koniec przyszłej kadencji parlamentu (upływającej w 2020 r.), W. Brytania będzie nadal członkiem UE, bez względu na to, która z partii będzie u władzy.

"Partia Pracy jest zasadniczo proeuropejską partią. Pytanie, jak głębokie jest jej zaangażowanie w Europę" - sądzi Roger Liddle, laburzystowski członek Izby Lordów.

"Laburzyści wiedzą, że nie mogą przemilczeć tematu UE w świetle zmian, które w niej zachodzą. Nie mogą też ograniczyć się do krytykowania podziałów wewnętrznych w Partii Konserwatywnej w tej kwestii. Muszą mieć własną politykę na czas kryzysu w eurostrefie, kryzysu zadłużenia i sceptycznego nastawienia opinii" - konkluduje BBC.

W niedawnym wystąpieniu w Izbie Gmin, Cameron skrytykował Brukselę za marnotrawstwo: finansowanie fantazyjnych projektów, dużą liczbę biurokratów zarabiających powyżej 100 tys. euro rocznie, subsydiowanie niewydajnej produkcji rolnej. Zagroził, że zawetuje projekt porozumienia, który nie będzie w interesie brytyjskim i ostrzegł, że budżet UE nie może nieustannie rosnąć.

Twarde stanowisko Camerona ws. unijnego budżetu tłumaczy częściowo to, że jego rząd w kraju dokonał głębokich cięć wydatków publicznych, obniżył świadczenia socjalne, podniósł opłaty studentom, pogorszył warunki odprawy emerytalnej i zamroził płace. Stąd ustępstwa wobec Brukseli ws. budżetu naraziłoby go na krytykę ze strony opinii, że nie jest konsekwentny w polityce zaciskania pasa.

Innym powodem jest opozycja wewnątrzpartyjna domagająca się renegocjacji warunków brytyjskiego członkostwa w UE i rozpisania referendum. Cameron nie wykluczył referendum w następnej kadencji parlamentu po 2015 r. Londyn nie chce być częścią unii fiskalnej, ani bankowej.