remier Donald Tusk ocenił, że szczyt UE będzie kolejną dyskusją na temat integracji lub deizingeracji europejskiej. Chodzi m.in. o pomysły parlamentu i budżetu eurolandu. Tusk nie spodziewa się decyzji ws. kalendarza wdrażania wspólnego nadzoru bankowego.

Tusk ocenił, że czwartkowo-piątkowy szczyt będzie poświęcony dyskusji "o wymiarze strategicznym".

"Czy pomysły Południa czy pomysły Północy, czy konepcja Francji dużego odrębnego budżetu strefy euro, czy powściągliwość niemiecka i sceptycyzm krajów naszego regionu? To jest tak naprawdę kolejny etap dyskusji na temat charakteru integracji lub - odpukać - deizingeracji europejskiej" - powiedział dziennikarzom przed szczytem Tusk. "Ale nie spodziewam się po dzisiejszej kolacji granicznych rozstrzygnięć" - zastrzegł.

Premier rozwiewał niepokoje, że ewentualny budżet eurolandu, nazwany teraz w raporcie przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya "fiscal capacity", wpłynie na negocjacje i wielkość budżetu UE na lata 2014-20. "Nikt poważnie nie myśli, żeby uszczknąć jakieś pieniądze z tego naszego prawdziwego budżetu na rzecz tego mechanizmu, chociaż trochę to krwi psuje. (...) Na razie takiego zagrożenia nie widzę" - powiedział.

"Przynajmniej dzisiaj nie ma wśród nas nikogo, kto by traktował budżet strefy euro jako alternatywę dla części środków z prawdziwego budżetu europejskiego" - dodał. Zaznaczył, że budżet strefy euro właściwie nie byłby budżetem. "To jest jakiś mechanizm, z którego można by czerpać pomocowe pieniądze dla państw, które wychodzą z zapaści" - tłumaczył.

Tusk skrytykował pomysł osobnego parlamentu strefy euro. "Nie akceptujemy wyodrębniania, (...) szczególnie w instytucjach europejskich, które z definicji działają na rzecz całej UE. Parlament Europejski jest tutaj najbardziej dobitnym przykładem, ale też nie mamy żadnych złudzeń, że jeśli państwa strefy euro będą chciały się spotykać w jakiś formatach, żeby coś ustalać między sobą, to będą to robiły" - powiedział. Jego zdaniem inicjatywa parlamentu eurolandu może skończyć się "jakąś mniej formalną, roboczą grupą w PE, w której będą też uczestniczyli obserwatorzy spoza strefy euro". Ocenił, że choć taka grupa parlamentarna euro nie byłaby "żadnym dramatem", to są "to kroki w złym kierunku".

Premier nie spodziewa się też, aby czwartkowo-piątkowy szczyt przesądził o kwestii wdrożenia w życie wspólnego nadzoru bankowego, który - zgodnie z propozycją KE - miałby być stopniowo uruchamiany od początku 2013 r. "Trzeba pamiętać, że w tle jest tak naprawdę istota sporu. Polega ona na tym, że Południe Europy czeka na możliwie szybkie decyzje, które umożliwią, skłonią lub zmuszą bogatszą Północ do płacenia i pomocy. Trudno się dziwić, że część tej Północy niespecjalnie spieszy się do takiego rozwiązania" - powiedział Tusk.

Wejście w życie wspólnego nadzoru bankowego w strefie euro jest warunkiem wstępnym dla bezpośredniego dokapitalizowania banków z Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego, czyli funduszu ratunkowego strefy euro. Taką możliwość wywalczyły Hiszpania i Włochy na czerwcowym szczycie UE. Niemcy nie chcą pośpiechu we wdrażaniu nadzoru wskazując, że najważniejsza jest jego jakość.

Tusk podkreślił, że dla Polski ważne jest równe traktowanie uczestników wspólnego nadzoru i jeśli zasady przyszłego nadzoru nie będą tego gwarantować, to "powstanie mechanizm, w którym istotna część państw europejskich, w tym Polska, nie będzie uczestniczyła".

"Nadzór finansowy musi gwarantować równe prawa i obowiązki wszystkim uczestnikom, także państwom spoza strefy euro (...). Ważna jest także równowaga między państwami goszczącymi (bank-córki) a macierzystymi (banków-matek). Ci, którzy mają większość banków zagranicznych u siebie, nie mogą być w żaden sposób zagrożeni, czy poszkodowani tym mechanizmem" - argumentował Tusk. W Polsce 67 proc. sektora bankowego stanowią banki-córki.

Premier odniósł się też do analizy służb prawnych Rady UE, która przeciekła do mediów i z której wynika, że obecna propozycja nadzoru KE nie daje krajom spoza strefy euro prawa głosu przy podejmowaniu decyzji przez wspólny nadzór, którego rolę ma pełnić Europejski Bank Centralny. W odpowiedzi na tę analizę komisarz UE ds. rynku wewnętrznego Michel Barnier przekonywał w czwartek, że propozycja KE jest prawnie "solidna" i że nie widzi on żadnych politycznych przeszkód dla przyznania krajom spoza euro "decydującego głosu we wspólnym nadzorze".

"Analiza pokazuje, że podstawa prawna, jaka jest w tej chwili aktualna (artykuł traktatu UE o EBC - PAP) uniemożliwi, czy bardzo utrudni przyjęcie tej zasady równych praw dla wszystkich" - ocenił premier. Zasugerował, że Niemcy opowiadają się za zmianą podstawy prawnej propozycji wspólnego nadzoru, by "zagwarantować równe prawa i obowiązki".

Źródła dyplomatyczne wskazały w czwartek, że możliwa jest opcja zmniejszenia obowiązków krajów spoza euro we wspólnym nadzorze, czyli niepodpisywanie gwarancji przestrzegania decyzji EBC i zachowanie prymatu decyzji krajowego nadzoru bankowego.