Pieniądze z prywatyzacji chcemy wydać na inwestycje – mówi Roman Łój , prezes KHW.
Za panem podpisanie historycznej umowy emisji obligacji za ponad 1 mld zł. Euforia już opadła?
Wielkiego świętowania nie było, choć jesteśmy dumni, że udało się ten nowatorski dla górnictwa program dopiąć. Dzięki temu miliardowi możliwa będzie konwersja zadłużenia spółki z krótko- na średnio- i długoterminowe. Program pozwoli też na zabezpieczenie środków na rozwój. Dopinamy szczegóły techniczne pierwszej transzy obligacji. Do końca września powinniśmy otrzymać pieniądze. Kolejna wpłynie na przełomie października i listopada.
Tylko w tym roku na inwestycje KHW wyda 650 mln zł. W tym kontekście miliard to dużo i mało. Czy możliwe jest powtórzenie programu?
Na razie nie. Na realizację inwestycji w najbliższych latach będziemy wydawać 600 mln zł rocznie. Około 200 mln zł musi zostać pozyskane z zysku netto albo z finansowania z zewnątrz.
Czyli skąd?
Głównie z prywatyzacji, bo to bezzwrotne pieniądze. Jeżeli powtórzymy wynik netto na poziomie ubiegłorocznego, czyli ok. 150 mln zł, to po zbadaniu sprawozdania przez biegłych już w drugim kwartale moglibyśmy przystąpić do przygotowań prywatyzacyjnych.
To będzie kolejne podejście do prywatyzacji holdingu. Do trzech razy sztuka?
Roman Łój , prezes KHW: W 2005 r. byliśmy gotowi, ale właściciel zmienił plany. Proces został powtórzony w latach 2008 – 2009, ale na przeszkodzie stanął kryzys. Dziś niestety nadal z niego nie wyszliśmy, a na dodatek mam wrażenie, że czujność inwestorów i instytucji finansowych się wyostrzyła.
Ile potrwają przygotowania do prywatyzacji?
Pod koniec 2013 r. holding będzie gotowy do IPO.
Wierzy pan, że znajdą się chętni na KHW?
Jesteśmy w stanie przygotować ofertę na tyle ciekawą, że nie powinno być problemu z pozyskaniem podmiotów zainteresowanych. Na naszą korzyść działają duże zasoby określające żywotność kluczowych kopalń od 30 do 50 lat i po emisji prawidłowa struktura długu. W najbliższych pięciu latach zakładamy dużą rezerwę wobec poziomu zadłużenia zapisanego w memorandum z bankami, które objęły ostatnie obligacje. W strategii górnictwa węgla kamiennego zapisana jest prywatyzacja przez giełdę, ale nie można wykluczyć, że w trakcie przygotowań podjęta zostanie decyzja o poszukiwaniu inwestora strategicznego.
Skąd mógłby nadejść taki inwestor?
W Polsce działa kilka grup energetycznych z potencjałem pozwalającym na zainteresowanie się KHW, np. Tauron czy PGE. Obie firmy wykorzystują węgiel kamienny i planują budowę nowych mocy, ale własny surowiec ma tylko ten pierwszy, i to w niepełnym wymiarze. Do naszych drzwi mogą też zapukać inwestorzy z regionów świata budzących u nas emocje.
Na przykład z Rosji?
To jedna z możliwości. Rosja jest dla nas bardziej naturalnym partnerem handlowym niż Nowa Zelandia czy Australia. Jeśli w umowie prywatyzacyjne interesy spółki, załogi i Skarbu Państwa zostaną odpowiednio zabezpieczone, nie musimy się nikogo obawiać, ale działać w imię rzymskiej zasady „pecunia non olet”.



Nie będzie prywatyzacji bez zgody załogi. Przewiduje pan podobne targi jak w przypadku Jastrzębskiej Spółki Węglowej, w której związki zawodowe wynegocjowały i pieniądze, i 10-letnie gwarancje zatrudnienia?
Mamy 18-tys. załogę oczekującą bezpieczeństwa i stabilizacji. Trzeba jednak powiedzieć wprost, że debiut JSW wyznaczył niestety pewne wyśrubowane standardy, a przecież wartość pakietu pracowniczego inwestor zawsze odejmuje od wartości spółki. Rozmowy będą więc trudne, ale liczę na rozsądek załogi, która w większości opowiada się za prywatyzacją. Przykłady już przeprowadzonych sprzedaży pokazują, że sytuacja pracowników nigdy nie ulegała pogorszeniu, a nawet się polepszała. Głównie dlatego, że środki pozyskane od inwestora najczęściej wydawane były na inwestycje.
Jak rosnące zapasy niesprzedanego węgla wpływają na spółkę?
Nie mamy z tym kłopotów, bo ze względu na dwa pożary z początku roku wydobycie w pierwszym półroczu było niższe od zakładanego. Umowami wieloletnimi ze sztywną lub określoną indeksacją ceny objęta jest połowa naszej produkcji. Kolejne 30 proc. to także umowy wieloletnie, ale z wpisanymi negocjacjami ceny na kolejne okresy. Reszta trafia do sektora autoryzowanych sprzedawców dla odbiorców indywidualnych.
Kowalski tej zimy będzie grzał taniej czy drożej?
Drożej o 5 proc.
Dlaczego, przecież ceny węgla spadają?
Nie wszystkie indeksy to pokazują. Węgiel pozostanie jednak najtańszym paliwem grzewczym.
A energetyka ile zapłaci za węgiel?
Duże zapasy z ubiegłej zimy oraz zalegający u niektórych producentów węgiel powodują twardą pozycję negocjacyjną naszych partnerów. Bardzo aktywni są także importerzy węgla, ale przy dzisiejszej cenie ARA (Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia – red.) i kursie złotego nie jest to aż tak duże zagrożenie. Na wschodniej granicy i w portach tani jest węgiel ze Wschodu. Zdarzają się statki z węglem z Kolumbii, USA i RPA. Liczę, że po trudnych rozmowach osiągniemy jednak porozumienie i dostawy będą realizowane.
Z iloma odbiorcami holding będzie negocjować cenę na 2013 r.?
Praktycznie ze wszystkimi dużymi grupami.
KHW w myśl powiedzenia „wszystkie ręce na pokład” też dorzuci się do poszukiwań gazu łupkowego?
Niech każdy robi to, co umie najlepiej. Poszukiwanie łupków będzie procesem kosztownym, a może i niepewnym. Niechętna gazowi łupkowemu jest także choćby Unia Europejska.
To akurat dla branży węglowej i łupkowej wspólny mianownik...
Dlatego musimy się skoncentrować na tym, aby w sposób jak najbardziej efektywny i opłacalny eksploatować nasze złoża. Działalność unijnych urzędników jest dla nas największym zagrożeniem. Dziś trwają prace nad dwoma dyrektywami, które w diametralny sposób mogą wpłynąć na podniesienie kosztów produkcji górnictwa. Jedna zakłada opłaty za emisję metanu z wyrobisk. Druga – planuje objęcie odpadów elektrownianych statusem odpadów niebezpiecznych, które górnictwo szeroko dziś wykorzystuje.