Blisko 10 proc. najlepszego węgla trafia do górników i emerytów. A potem na czarny rynek. Tak działają deputaty węglowe.
Potęga wyborcza / DGP
W Kompanii Węglowej uprawnionych do otrzymywania deputatów jest 60 tys. pracujących górników i 163 tys. emerytów. W Katowickim Holdingu Węglowym odbiór deputatu w naturze zadeklarowało ok. 8 tys. pracowników. Talony odbierają zaś wszyscy emeryci, ok. 38,5 tys. osób.
– Deputaty pracownicze to u nas ok. 70 tys. ton węgla – wylicza Wojciech Jaros, rzecznik prasowy Katowickiego Holdingu Węglowego. W Kompanii Węglowej jest to zaś 335 tys. ton, które odbierają górnicy, i 276 tys. ton dla emerytów.
Zdaniem ekspertów tylko 10 – 15 proc. węgla z deputatów jest faktycznie wykorzystywane przez posiadaczy przywileju. – Trudno uwierzyć, że tylko 15 proc. rodzin górniczych mieszka w domach uzyskujących ciepło z sieci komunalnych – mówi Jaros. Z drugiej strony to nie kopalnia jest od weryfikacji podejrzeń. – Nikt nie może żądać, by pracownik spalił węgiel deputatowy, który staje się jego własnością, we własnym piecu – przyznaje Jaros.
Deputat na węgiel ma wpływ na sytuację na rynku surowca. Górnicy i emeryci dostają węgiel najlepszego gatunku. Odbiorcę kosztuje on ok. 900 zł za tonę. Ale pośrednik odkupuje go po ok. 600 zł. Jest zadowolony, bo tzw. orzech to gatunek deficytowy i z zakupieniem go w normalnych warunkach mógłby mieć problem.
Nic dziwnego, że kopalnie chcą zatrzymać węgiel deputatowy. Z uwagi na technologię wydobycia (kombajny) i potrzeby głównych użytkowników większość uzyskiwanego węgla to miał i groszek. Gatunki grube, które mają zagwarantowane pracownicy i emeryci, to ledwie 8 – 9 proc. wydobycia. – Ze sprzedażą tego węgla nie ma najmniejszego problemu, czy to w Polsce, czy za granicą. Pytamy więc wszystkich uprawnionych, kto powinien zarobić: pośrednik czy kopalnia – opowiada Zbigniew Madej, rzecznik prasowy Kompanii Węglowej.
– W tym roku podnieśliśmy wycenę węgla w ekwiwalencie – twierdzi. Górnik, który zamieni deputat, otrzyma w gotowce 618 zł, emeryt zaś 585 zł.
Z czarnym rynkiem można próbować walczyć również inaczej. Rok temu był pomysł, żeby urzędy celne sprawdzały, czy ludzie zużyli węgiel na własne potrzeby, czy nie. Nikt jednak nie zaczął tego realizować. Formalnie człowiek, który odsprzedaje albo daje w prezencie swój talon pośrednikowi, winien zgłosić to do urzędu skarbowego i zapłacić od tego podatek. Należałoby też zarejestrować do akcyzy (lub zwolnienia z akcyzy) dane nabywcy. Nikt tego nie robi, a od instytucji powołanych do takich celów trudno wyciągnąć dane na ten temat.
– Deputaty są częścią systemu wynagradzania, który był w poprzednim systemie. Nijak nie pasują do obecnej rzeczywistości – komentuje Tomasz Krukowski, analityk Deutsche Banku.
Krzysztof Zarychta z Domu Maklerskiego BDM zwraca jednak uwagę, że taka gratyfikacja obciąża rachunki finansowe nie tylko polskich kopalń. Akceptują ją także spółki surowcowe w innych krajach, np. w Australii. – Odebranie lub ograniczenie tego przywileju jest praktycznie niemożliwe. Na całym świecie w spółkach górniczych funkcjonują podobne gratyfikacje. Próby ograniczenia przywilejów kończą się z reguły ostrym protestem, czasem nawet strajkiem – mówi Krzysztof Zarychta.
O tym, jak trudne są negocjacje ze związkami zawodowymi, przekonuje się właśnie na swojej skórze zarząd Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Od pół roku związkowcy toczą bój o 3 proc. podwyżki. Eksperci boją się nawet pomyśleć, co by się działo, gdyby odebrać im deputat.

Próby ograniczenia przywilejów kończą się z reguły ostrym protestem