Stabilizuje się sytuacja w polskich przedsiębiorstwach przemysłowych. Przynajmniej na to wskazuje lipcowy odczyt PMI HSBC, wskaźnika pokazującego kondycję zakładów produkcyjnych. Nieoczekiwanie wzrósł do 49,7 pkt z 48 pkt w czerwcu, kiedy był najgorszy od trzech lat (PMI 50 pkt jest neutralny, poniżej oznacza pogorszenie się sytuacji w firmach).
Polska gospodarka spowalnia / DGP
Zmiana kierunku w górę nastąpiła w Polsce kilka dni po tym, jak PMI dla strefy euro, gdzie plasujemy większość eksportu, ostro dołował. Dlatego ekonomiści spodziewali się, że i u nas zjedzie do ok. 47,5 pkt.
– Lipcowy PMI ciągle wskazuje na niewielkie pogorszenie warunków w sektorze przemysłowym, jednak jego tempo uległo osłabieniu w porównaniu z poprzednimi miesiącami – mówi Agata Urbańska, ekonomistka HSBC ds. Europy Środkowo-Wschodniej.
Firmy faktycznie odczuwają słaby popyt z rynków międzynarodowych, który uzasadniają kryzysem w Eurolandzie. Liczba nowych zamówień eksportowych spadła po raz dwunasty w ciągu ostatnich czternastu miesięcy, ale tempo tego spadku było najsłabsze od kwietnia. Jednak wpłynęło na zmniejszenie wielkości produkcji, ale także niewielkie.
Dane o lipcowym PMI stoją w ostrej kontrze do danych płynących z polskiej gospodarki za czerwiec. Wzrost zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw stanął. Płace realne, czyli po odliczeniu inflacji, spadały.
Dynamika produkcji przemysłowej wyhamowała z kilku procent do nieco ponad 1 proc., a w porównaniu z majem nawet była niższa. W efekcie sprzedaż detaliczna odnotowała drugie tegoroczne minimum.
– Niewykluczone, że w czerwcu na Euro wstrzymano wszelkie inwestycje. W lipcu maszyny wróciły na drogi i firmom, choć jest nadal źle, to jednaj trochę lepiej – uzasadnia Ignacy Morawski, główny ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości.
Jednak nasza gospodarka od początku roku zwalnia i zwalniać będzie. Nasi rozmówcy podkreślają: to, co teraz się dzieje, to jeszcze nie jest kryzys. Ciągle mamy wzrost PKB, choć zapewne w tym roku będzie on wyraźnie, poczynając od drugiego kwartału, już poniżej 3 proc.
Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista BRE Banku, uważa, że w czwartym nawet zwolni do 1,5 proc., gdy w pierwszym wzrost wyniósł jeszcze 3,5 proc. W przyszłym roku to spowolnienie może się pogłębić. Według znacznej grupy ekonomistów PKB za 2012 r. wyniesie 2 proc., z wyraźnie słabszą pierwszą połową roku.

Nasz PKB nieustannie rośnie, choć dużo wolniej, niż tego byśmy oczekiwali. A zamożność społeczeństwa wciąż się zwiększa

– Czy wzrost poniżej 3 proc. PKB coś nam daje? Wystarczy, że nie ma masowych zwolnień. To już coś. Zamożność polskiego społeczeństwa – w rozumieniu PKB na mieszkańca, jednak się zwiększa – wyjaśnia Jakub Borowski, główny ekonomista Kredyt Banku.
– Natomiast taki wzrost jest zbyt niski, by mógł się przełożyć w istotny sposób na poprawę sytuacji materialnej przeciętnego gospodarstwa domowego – dodaje.
Gospodarka hamuje, bo polskie firmy boją się o popyt za granicą.
– Sytuacja w gospodarce europejskiej to czynnik numer jeden, odpowiedzialny za spowolnienie. Z jednej strony ma on wpływ na eksport, a z drugiej na inwestycje firm. Skoro przedsiębiorcy oczekują spadku popytu, to nie inwestują – tłumaczy Przemysław Kwiecień, analityk X-Trade Brokers.
Sytuacja szybko się nie poprawi, skoro strefa euro – główny odbiorca polskiego eksportu – najprawdopodobniej zaliczy w tym roku recesję. Według prognoz zebranych przez agencję Bloomberg PKB Eurolandu skurczy się w 2012 roku o 0,4 proc.
Nawet Niemcy – główny motor gospodarki Unii Europejskiej – ledwo, ledwo utrzymają się na powierzchni, notując według prognoz w całym roku 0,8 proc. wzrostu.
Minorowe nastroje wśród polskich przedsiębiorstw powoduje nie tylko ograniczanie inwestycji, ale też produkcji. W takiej sytuacji wzrost zatrudnienia następuje tylko w departamentach odpowiedzialnych za restrukturyzację, zwiększenie konkurencyjności firm, przekierowanie firmy na nowe tory, ale nie produkcyjnych.
A gdy podstawowi pracownicy boją się o swoje etaty, nie żądają podwyżek płac. Efekt? Wzrost płac z trudem nadąża za inflacją lub jak w czerwcu jest realnie niższy.
– W ten sposób malejąca liczba zamówień eksportowych ma i będzie miała negatywny wpływ na rynek pracy – mówi Agnieszka Decewicz, ekonomistka BZ WBK.
Liczy, podobnie jak inni ekonomiści, że okres recesji w Europie nasi przedsiębiorcy będą w stanie przetrwać bez większych strat. Choć coraz trudniej jest im konkurować ceną na zagranicznych rynkach. To dlatego, że mimo ogólnoeuropejskiego widma głębokiego spowolnienia złoty nie traci na wartości.
Zaczął być traktowany w końcu przez inwestorów tak, jak na to zasługiwał od początku kryzysu – jak przystań z ograniczonym ryzykiem. Wczoraj za euro płacono niewiele ponad 4,10 zł. Od początku roku nasza waluta umocniła się wobec europejskiej o 8 proc.



prof. Dariusz Filar ekonomista, członek Rady Gospodarczej przy premierze
Po spadku dynamiki PKB w 2009 r. i niemrawej ekspansji, której szczyt nastąpił na przełomie 2010 i 2011 roku, polska gospodarka znów jest w trendzie spadkowym. Trzeba mieć nadzieję, że skończy się to tylko spowolnieniem, a nie recesją, która nęka już większą część Europy. Czym jest recesja?
To spadek PKB przez przynajmniej dwa kwartały z rzędu. Dlatego powtarzam: w Polsce po 1989 roku recesja ani razu nie wystąpiła. I nie ma ryzyka, by wystąpiła teraz. W tym roku PKB powinien wzrosnąć o 2,5 proc., w przyszłym ok. 2 proc. 2013 rok będzie zresztą w jakimś sensie powtórką kryzysowego 2009.
Skoro wówczas nie zanotowaliśmy ujemnej dynamiki PKB, nie nastąpi to też w 2013 roku.
Nie ma jednak co ukrywać, w polskich warunkach wzrost PKB na poziomie 2 – 2,5 proc. jest tylko strategią przetrwania. Przy takiej dynamice jest szansa na stabilizację na rynku pracy, czyli utrzymanie bezrobocia cały czas na tym samym poziomie, ale nie ma warunków do realnego wzrostu płac – co już obserwujemy od jakiegoś czasu.
Firmy po prostu próbują przeczekać niepewną sytuację. Z punktu widzenia poziomu życia gospodarstw domowych to jest stagnacja.
Nasze doświadczenia wskazują, że Polacy odrabiają swoje kilkudziesięcioletnie straty w poziomie życia w porównaniu z Europą Zachodnią przy około 5-proc. wzroście PKB. Taki daje poczucie poprawy warunków. Gdy tylko bronimy pozycji, w odbiorze społecznym sytuacja się pogarsza.