Koncern obniżył cenę m.in. Niemcom, Estonii i Łotwie pod groźbą trybunału arbitrażowego. Z Polską i Ukrainą nie zamierza się układać. Już wiadomo, że Gazprom nie obniży ceny gazu dla Polski. W razie przegranej w arbitrażu przed trybunałem w Sztokholmie grozi przerwaniem dostaw.
Takie informacje podał wczoraj „Kommiersant-Ukraina” powołując się na swoje źródło w rosyjskim koncernie. Biuro prasowe Gazpromu w rozmowie z DGP nie chciało komentować informacji dziennika. Analitycy, z którymi rozmawialiśmy, przyznają jednak, że scenariusz jest realny, bo dla koncernu orzeczenie będzie precedensem, który może otworzyć lawinę roszczeń. O wiele mniej bolesnym rozwiązaniem z punktu widzenia Rosjan jest wojna gazowa.
Jak pisze „Kommiersant-Ukraina” Gazprom nie chce obniżyć ceny dla polskiej spółki PGNiG, aby „nie stwarzać precedensu, z którego mogłaby skorzystać Ukraina”. „Wszystkie firmy, którym wcześniej daliśmy zniżki, w taki czy inny sposób z nami współpracują, w odróżnieniu od PGNiG i ukraińskiego Naftohazu. Ulgi dla nich byłyby zatem nielogiczne” – cytuje swoje źródło w Gazpromie gazeta. Po uruchomieniu Nord Streamu Gazprom mniej zależy od tranzytu przez Polskę i może ostrzej bronić swoich interesów. – Jeśli trybunał uchyli naszą umowę z Polską, to przestaniemy ją wypełniać i wstrzymamy dostawy. Niech strona polska spróbuje nas potem przekonać do zawarcia korzystniejszej umowy – mówi rozmówca „KU”.
– Polski spór przed trybunałem w Sztokholmie trwa od końca 2011 r. Warszawa ma realną szansę na wygraną. Kontrakty z Gazpromem przewidują bowiem prawo do renegocjacji cen, gdy warunki rynkowe uległy znacznej zmianie – mówi DGP analityk Michaił Krutichin z RusEnergy. Obecnie PGNiG płaci Rosjanom ponad 500 dol. za 1 tys. m sześc. surowca. Ceny, jakie za rosyjski gaz płacą firmy w Europie Zachodniej, są o kilkadziesiąt dolarów niższe. Koncernom ze starej Unii udało się wynegocjować z Gazpromem obniżkę. W 2011 r. 15-proc. rabat dostały Estonia i Łotwa. Podobnie z GDF Suez i włoską Eni (10 proc. obniżka). Z kolei rabat greckiej DEPA, niemieckiej RWE czy E.On Ruhrgas rosyjski koncern wolał dać przed ostateczną decyzją sądu w Sztokholmie – dokąd trafiły pretensje europejskich odbiorców.
Z Polską i Ukrainą firma nie zamierza się jednak układać.
– W przypadku anulowania obowiązującego kontraktu mocy prawnej nabiera poprzednia umowa. Jednak Gazprom nie omieszka skorzystać ze słabości finansowej Europy, żeby zignorować ten niuans. Starym zwyczajem wstrzyma dostawy – mówi w rozmowie z DGP ukraiński ekspert energetyczny Mychajło Honczar. – Może sobie na to pozwolić. Po uruchomieniu drugiej nitki Nord Streamu przepustowość omijającego Polskę gazociągu wzrośnie dwukrotnie do 55 mld m sześc. gazu, co stanowi trzecią część całego eksportu do Europy. Zrobi to za cichą zgodą Niemiec i innych udziałowców, którzy wydali miliardy na budowę rury przez Bałtyk – dodaje.
Zdaniem naszych rozmówców konflikt gazowy z Polską dziś leży w interesie Moskwy. – W ten sposób Gazprom próbuje podważyć tranzytową wiarygodność Polski i forsuje swój projekt rozbudowy Nord Streamu i budowy South Streamu – uważa Krutichin. – W myśl zasady – im więcej rur, tym więcej możliwości manipulacji w negocjacjach w celu utrzymania wysokich cen gazu – dodaje Honczar. Mimo spadających cen gazu ubiegły rok stał się dla Rosjan najbardziej dochodowy w historii. Gazprom zarobił na europejskim rynku ponad 40 mld dol.
Gazprom nie pójdzie na ustępstwa Polakom także po to, by nie zachęcać do renegocjowania kontraktu przed trybunałem w Sztokholmie Ukraińców. Kijów od kilku lat usiłuje doprowadzić do zmiany warunków umów gazowych z Rosją z 2009 r., zgodnie z którymi – jak informuje rząd – kraj płaci za rosyjskie paliwo jedną z najwyższych cen w Europie.

Konflikt gazowy z Polską leży dziś w interesie Moskwy