Inwestorzy uznali, że wynik greckich wyborów nie rozwiązuje problemów strefy euro. Wszystko za sprawą Hiszpanii.
Poniedziałek rozpoczął się dla złotego rewelacyjnie. Umocnił się do wszystkich głównych walut. Za euro trzeba było płacić tylko 4,22 zł, za dolara 3,32 zł, a za franka szwajcarskiego 3,51 zł. – Oficjalne prognozy sugerują, że największą liczbę głosów w greckich wyborach zdobędzie konserwatywna partia Nowa Demokracja. Taki wynik daje jej możliwość utworzenia większościowej koalicji w parlamencie, popierającej plan ratunkowy (bailout), co zmniejsza prawdopodobieństwo wyjścia Grecji ze strefy euro – skomentowali ekonomiści HSBC. – Powinno to zaowocować wzrostem zainteresowania inwestorów wspólną walutą oraz ryzykowniejszymi aktywami – dodali.
Tego optymizmu inwestorom nie starczyło na długo. Wszystko za sprawą Hiszpanii. – Bank Hiszpanii podał, iż odsetek złych kredytów wzrósł w kwietniu do 8,72 proc. z 8,37 proc. Inwestorzy obawiają się, ze za chwilę niezależny audyt tamtejszych instytucji finansowych pokaże, iż 100 mld euro międzynarodowej pomocy nie załatwi sprawy – mówi Marek Rogalski, główny analityk DM BOŚ. Te informacje natychmiast załatwiły sprawę mocnego złotego. Jak rano się umacniał, tak po południu osłabł. W szczycie paniki euro kosztowało znów niemal 4,30 zł, dolar 3,40 zł, a frank 3,57 zł.
Większej premii za ryzyko zażądali też inwestorzy na rynku długu. Wycena hiszpańskich dziesięciolatek wzrosła do rekordowych 7,14 proc. Analitycy szybko przypomnieli, że przy takiej rentowności inne kraje prosiły już o pomoc finansową.
Ale polskiego rynku długu strach o Hiszpanię jakby nie dotyczył. Rentowności dziesięcioletnich obligacji spadły wczoraj do poziomu najniższego w tym roku – 5,2550 proc. To napływ zagranicznych inwestorów i stosunkowo niska podaż nowych obligacji ze strony Ministerstwa Finansów stabilizują rynek.
– Widać, że o wiele większy wpływ na nasz rynek ma to, co się dzieje z obligacjami USA i Niemiec niż Hiszpanii, a niemieckie i amerykańskie papiery mają rekordowo niskie rentowności ze względu na sytuację w strefie euro. Na świecie nie ma zbyt wielu aktywów takich jak nasze obligacje, czyli ze stosunkowo wysoką stopą zwrotu przy dobrym ratingu emitenta – mówi Maciej Popiel, diler rynku długu w PKO BP.
Zagranica kupuje polski dług, bo ma on wyjątkowo dobrą opinię u zagranicznych analityków. Jaime Reusche, analityk z Moody’s Investors Service, jeszcze przed greckimi wyborami mówił agencji Bloomberg, że polski rating w połączeniu z najszybszym tempem wzrostu gospodarczego w UE daje Polsce status safe haven regionu. Ekonomiści ING Banku Śląskiego przyczyn odporności polskich obligacji na kryzys upatrują w coraz silniejszych oczekiwaniach podwyżki naszego ratingu. Ich zdaniem nasiliły się one po ostatniej emisji euroobligacji.
W ubiegłym tygodniu Ministerstwo Finansów sprzedało papiery o wartości 1,5 mld euro z rentownością 3,77 proc. – najniższą w tym roku. Zdaniem Macieja Popiela to wszystko sprawia, że jedyny w tym miesiącu przetarg obligacji, który odbędzie się jutro, zapewne sprzeda się na pniu. MF zamierza zaoferować papiery pięcioletnie za maksymalnie 4 mld zł.

5,255 proc. wyniosła rentowność polskich obligacji 10-letnich. Była najniższa w tym roku

7,14 proc. wyniosła rentowność hiszpańskich obligacji 10-letnich. To rekordowo wysoki poziom

4,22 zł kosztowało wczoraj rano euro. Po południu już znów niemal 4,30 zł. Musimy przywyknąć do dużych wahań cen walut