Odkąd Grecja stacza się po równi pochyłej, wiele słyszeliśmy, jak wszystko, co greckie jest złe. Owszem, są olbrzymie słabości w greckiej gospodarce, polityce i społeczeństwie, lecz źródła katastrofy leżą w Brukseli, Frankfurcie i Berlinie - pisze "NYT".

W tekście zatytułowanym "Grecja jako ofiara" amerykański dziennik tłumaczy, że "źródeł katastrofy należy szukać dalej na północy, w Brukseli, Frankfurcie i Berlinie, gdzie stworzono głęboko i być może nieodwracalnie wadliwy system monetarny" i że "rozwiązanie kryzysu, jeśli takie jest, będzie musiało nadejść właśnie stamtąd".

W swoim artykule Paul Krugman wylicza, że faktycznie "w Grecji jest dużo przypadków korupcji oraz uchylania się od płacenia podatków", a produktywność greckiej siły roboczej jest niska jak na europejskie standardy, ok. 25 proc. poniżej średniej w UE.

"Z drugiej strony - zastrzega - wiele rzeczy, które słyszeliście o Grecji, jest po prostu nieprawdziwych". "Grecy nie są leniwi, przeciwnie - pracują dłużej niż prawie każdy w Europie, a na pewno dłużej niż Niemcy. Grecja nie jest też niekontrolowanym państwem opiekuńczym, jak lubią twierdzić konserwatyści. Nakłady na cele społeczne (...) są znacznie niższe niż, powiedzmy, w Szwecji, czy Niemczech - krajach, które do tej pory całkiem nieźle poradziły sobie z kryzysem" - pisze Krugman.

Komentator zastanawia się, w jaki sposób Grecja wpadła w takie tarapaty i od razu odpowiada: "obwinić za to trzeba euro".

"Piętnaście lat temu Grecja nie była rajem, lecz nie była również w kryzysie. Bezrobocie było duże, lecz nie katastrofalne; kraj mniej lub bardziej radził sobie na światowych rynkach, zarabiając wystarczająco dużo z eksportu, turystyki, żeglugi i innych źródeł, aby mniej lub więcej płacić za swój import" - pisze "NYT".

Według Krugmana "straszna rzecz stała się, gdy Grecja przyłączyła się do strefy euro". "Ludzie zaczęli wierzyć, że jest to bezpieczne miejsce do inwestowania. Pieniądze z zagranicy napłynęły do Grecji, co w części, nie w całości, pozwoliło na sfinansowanie deficytu rządowego, nastąpiło ożywienie gospodarcze, wzrosła inflacja i Grecja stawała się coraz bardziej niekonkurencyjna. Grecy roztrwonili sporo, jeśli nie większość pieniędzy, które do nich napłynęły, lecz tak postąpił każdy, kto został złapany w bańkę euro" - tłumaczy.

Komentator "NYT" uważa, że problem tkwi w tym, że strefa euro nie posiada tak jak "strefa dolara" - znana również jako Stany Zjednoczone Ameryki - silnego rządu centralnego, który mógłby automatycznie dofinansować państwa znajdujące się w tarapatach.

"Grecja, chociaż nie bez grzechu, jest w kłopotach z powodu arogancji europejskich polityków, głównie z krajów bogatszych, którzy wmawiali sobie, że wspólna waluta może funkcjonować bez wspólnego rządu" - podkreśla Krugman.

Według niego niedzielne wybory parlamentarne w Grecji nie przyniosą rozwiązania.

Krugaman uważa, że "jedynym sposobem na uratowanie strefy euro mogłaby być sytuacja, gdyby Niemcy i Europejski Bank Centralny zdali sobie sprawę, że to oni muszą zmienić swoje zachowanie wydając więcej i akceptując - tak! - większą inflację". "Jeśli nie - zaznacza Krugman - Grecja zostanie zapamiętana w historii jako ofiara nieposkromionej pychy innych".