Zrobiło się bardzo poważnie. Kolejny tydzień przyniósł odpływ oszczędności z greckiego systemu bankowego, Szwajcaria zapowiedziała wprowadzenie kontroli przepływów finansowych w przypadku opuszczenia euro przez Grecję.
W Wielkiej Brytanii rośnie liczba greckich obywateli zamieszkujących Wyspy od ponad 5 lat, który wnoszą o przyznanie im brytyjskiego obywatelstwa. Szefowa MFW Christine Lagarde, chcąc pokazać swoje zniecierpliwienie postawą greckich polityków, powiedziała, że bardziej przejmuje się losem dzieci w Afryce niż sytuacją borykającej się z kryzysem Grecji, i zaapelowała do jej mieszkańców, aby zaczęli w końcu płacić podatki. Odbył się też kolejny szczyt UE, po którym – inaczej niż dotychczas – nie wydano zbyt wielu uspokajających komunikatów.
Uznano bowiem, że przekaz wobec greckiego społeczeństwa powinien zostać podtrzymany, mianowicie że bez reform nie będzie finansowania. W tym czasie euro zanotowało kolejny dołek wobec dolara, tym razem na poziomie 1,25. W ostatnich latach najniższym poziomem było 1,20 za euro i ewidentnie do tych poziomów zmierzamy. Rykoszetem dostają znów waluty krajów zaliczanych wciąż do wschodzących, stąd osłabienie złotego zarówno wobec euro, jak i dolara. Rynek jak widać bierze pod uwagę czarny scenariusz, w którym Grecja chcąc nie chcąc opuszcza strefę euro.
Wariantu kontrolowanego wyjścia Aten z obszaru wspólnej waluty jest raczej mało prawdopodobny, gdyż wymagałby on zgody greckiego rządu. Nawet najbardziej populistyczne władze będą starały się uniknąć takiego rozwiązania. Wariant niekontrolowany jest bardziej realny, a polegałby na odcięciu Grecji od finansowania zewnętrznego i wymuszeniu wprowadzenia nowego środka płatności. Tak jak pisałem w sierpniu zeszłego roku w DGP: „Wariant niekontrolowanego wyjścia, choć wydaje się nieprawdopodobny, jest jednak możliwy.
Wyobraźmy sobie sytuację, iż jeden z zagrożonych obecnie krajów strefy euro zawiesza realizację planu reform uzgodnionego z Komisją Europejską i MFW. Automatycznie powinno wtedy nastąpić odcięcie go od płynności, co oznacza brak możliwości realizowania bieżących zobowiązań finansowych. (...) Niekontrolowane wyjście ze strefy euro jest paradoksalnie łatwiejsze i bardziej prawdopodobne niż wariant określany mianem kontrolowanego. Wariant niekontrolowany polegałby na emisji nowego pieniądza, ustaleniu jego poziomu wymiany, jak również przygotowaniu całego zaplecza instytucjonalnego”.
Taki właśnie scenariusz nam teraz grozi. Podmiotem lirycznym jest Grecja, a partią, która może zawiesić program reform, jest Syriza. Do tego wszystkiego napięcie podnosi ucieczka oszczędności z systemu bankowego, co w niedługim czasie może doprowadzić do runu na banki. Aby temu zapobiec, europejskie władze monetarne muszą być w każdej chwili gotowe zareagować na tego typu ryzyko. Jest to bez wątpienia najbardziej realne i palące niebezpieczeństwo systemowe. Unia, jak i poszczególne kraje przygotowują plany awaryjne na wypadek niekontrolowanego opuszczenia obszaru wspólnej waluty przez Grecję.
Według sondażu opublikowanego niedawno w „Financial Timesie”, najmniej przygotowani są do takiego scenariusza... przedsiębiorcy z Europy Środkowo-Wschodniej. Zapewne dlatego, że sądzą, iż ich bezpośrednie powiązania z Grecją jest znikome, a w większości przypadków mają własne waluty i mniej przejmują się problemami wspólnego pieniądza niż ci, którzy się nim na co dzień posługują. Nic bardziej błędnego, niekontrolowane wyjście spowoduje panikę rynkową, prawdopodobnie większą niż po upadku Lehman Brothers. Podobnie jak wtedy zniknęłoby z dnia na dzień wzajemne zaufanie ze względu na ryzyko ekspozycji na grecką część euro, i to nie tę publiczną, która od pewnego czasu jest już zidentyfikowana, ale przede wszystkim na prywatną.
Czyli zobowiązania przedsiębiorstw, ludności, banków. Wszystkie te należności musiałyby zostać przekonwertowane na nową walutę, co wiązałoby się w większości przypadków z zupełną niewypłacalnością dłużników. A biorąc pod uwagę fakt, że nie jest do końca znana skala i sieć tych powiązań, znów jedyną bezpieczną przystanią stałby się EBC. Jednak w przypadku nie tylko greckich, lecz także – niestety – portugalskich i hiszpańskich przedsiębiorstw nastąpiłby zupełny paraliż finansowy, gdyż każdy będzie obawiał się powtórki greckiego scenariusza.
Pośrednio dotyczyć to może również polskich przedsiębiorców, nie tyle poprzez ryzyko dewaluacji, ile przede wszystkim jako wynik zamrożenia europejskiego systemu finansowego. Każdy na taki wariant musi mieć przygotowany plan B. A rolą przywódców, zarówno europejskich, jak i greckich, jest niedopuszczenie do realizacji takiego scenariusza.