Przyszłość polskich stoczni remontowych leży w usługach off-shore - ocenił przed sejmową komisją skarbu prezes Agencji Rozwoju Przemysłu Wojciech Dąbrowski. Wiceminister skarbu Rafał Baniak dodał, że docelowo państwo chce się pozbyć udziałów w tych stoczniach.

"Zmierzamy do tego, żeby działalność w stoczniach remontowych była rentowna, konkurencyjna. Zmierzamy do tego, żeby docelowo państwo pozbyło się swoich udziałów w tych podmiotach. Jednak dzisiaj obowiązkiem państwa jest zadbanie o to, żeby stocznie remontowe były w stanie poradzić sobie na niezwykle trudnym rynku" - mówił wiceminister skarbu Rafał Baniak, który przedstawiał informację MSP o sytuacji stoczni remontowych.

Dąbrowski ocenił z kolei, że przyszłość polskich stoczni remontowych leży w świadczeniu usług dla sektora off-shore, czyli instalacji znajdujących się na morzu. Według wszystkich analiz strategicznych ten obszar biznesu wygeneruje w najbliższym czasie ok. 150 tys. miejsc pracy nad Morzem Północnym i Bałtyckim.

"Jest pytanie, jaką część tego rynku zdołamy przejąć" - zauważył prezes ARP, dodając, że do 2020 r. rynek ten ma być wart po 2 mld euro rocznie. Podkreślił, że zaangażowanie ARP w stocznie remontowe jest rządu 250 mln zł.

Dąbrowski przypomniał, że w maju podpisano m.in. z firmą Bilfinger Berger list intencyjny ws. budowy fabryki fundamentów do wież wiatrowych na terenie stoczni Gryfia. "Poziom inwestycji, w zależności od wariantu, to 50-70 mln euro" - powiedział. Prezes ARP wskazywał, że umowa stwarza twarde zobowiązania inwestycyjne; końca dobiegają rozmowy o zakupie nieruchomości, gdzie od razu ruszy budowa fabryki, w której pracę znajdzie 400 osób - podkreślił. Dodał, że przy tej okazji Gryfia będzie też świadczyła inne usługi.

"Prowadzone są rozmowy z dużym międzynarodowym inwestorem na temat posadowienia na terenie Gryfii kolejnej fabryki - elementów przyłączy energetycznych dla wież wiatrowych" - poinformował prezes. Nie ujawnił szczegółów, zasłaniając się tajemnicą handlową.

Dąbrowski dodał, że Morskiej Stoczni Remontowej udało się z kolei wyeliminować pośredników w kontaktach z klientami w zakresie usług off-shore, w których ta stocznia ma pewne doświadczenie.

Coraz więcej podmiotów prywatnych chce z nami współpracować, lokować aktywność na terenach stoczni - dodał Dąbrowski. Zaznaczył, że 2009 r. stocznie remontowe miały 45 mln zł przychodu, a na 2012 r. mają zakontraktowane 70 mln zł.

Szef komisji skarbu Adam Szejnfeld (PO) pytał o wymienione w informacji słabe strony stoczni remontowych: niską atrakcyjność usług, dłuższe terminy i niższą jakość niż u konkurencji, brak procedur zarządzania, wysokie koszty stałe, w szczególności administracji, nieelastyczny system pracy i płacy, nadmierny i niewykorzystany majątek, generujący wysokie koszty. Wiceminister Baniak podkreślał, że lista tych słabych stron jest systematycznie skracana, kilka lat temu była znacznie dłuższa. Zapewnił, że słabe strony będą nadal eliminowane.

Poseł PiS Maciej Małecki zwrócił też uwagę, że w tekście informacji MSP znalazło się sformułowanie "Pribałtyka". "Litwa. Łotwa, Estonia są niepodległe. (...) Użył pan sformułowania, jakiego używali okupanci tych krajów" - mówił Małecki, zwracając się do Baniaka.

"Takie sformułowanie nie powinno znaleźć się w tekście oficjalnej, rządowej informacji, ale nie jest to dla wszystkich sformułowanie obraźliwe. Nie dawniej jak tydzień temu spotkałem się ze swoim odpowiednikiem ze strony litewskiej, który kilkakrotnie mówił, że Litwa chce być liderem +Pribałtyki+" - stwierdził w odpowiedzi wiceminister.