Jesteśmy jedną z najnowocześniejszych firm w tej części świata – przekonuje prezes PZU SA Andrzej Klesyk.
Wywiad jest zapisem rozmowy z cyklu: Salon Ekonomiczny „Trójki” i Dziennika Gazety Prawnej
Poznaliśmy nowe logo PZU. Nie słychać głosów zachwytu.
Nowe logo ma apelować do młodych ludzi. Wracamy do korzeni, do znaku z lat 50. To używane przez nas przez 18 lat było mało kreatywną przeróbką historycznego logotypu. Niektórzy, przyzwyczajeni do starego znaku, mówią, że im się nie podoba. Mnie cieszy to, że podoba się młodym ludziom. Za rok nikt nie będzie sobie wyobrażał powrotu do starego logotypu.
Jest sporo niejasności wokół zmiany wizerunku. Nikt nie rozpoznaje w reklamach Janusza Rewińskiego, który jest główną twarzą kampanii.
Długo szukaliśmy aktora, który odegrałby rolę ducha molocha. Naszym celem nie było zatrudnienie znanego aktora, tylko aktora charakterystycznego. Na castingach najlepiej w tej roli wypadł pan Rewiński. Jego wybór podyktowany jest jego charakterystycznymi i profesjonalnymi zdolnościami aktorskimi, które najlepiej pasowały do roli w filmie reklamowym. Zapewniam, że nie zostanie on twarzą PZU.
Co oznacza odejście ducha molocha?
To, że jesteśmy jedną z najnowocześniejszych firm ubezpieczeniowych w Polsce, a być może i w Europie, największym asset managerem w tej części świata. Zrewolucjonizowaliśmy procedury, które są teraz bardzo przyjazne klientowi. Szkodę można zgłosić zdalnie, bez przychodzenia do oddziału. Większość świadczeń osobowych wypłacamy w ciągu 48 godzin. PZU to firma nie tylko efektywna, ale i efektowna, np. jeśli chodzi o wystrój naszych oddziałów.
W pierwszym kwartale tego roku PZU zarobił na czysto ponad 822 mln zł. Akcjonariusze dostaną wysoką dywidendę za ubiegły rok. Czy obniżą państwo ceny polis?
Nasz zysk to m.in. wynik działalności inwestycyjnej, który wzrósł w ujęciu rocznym o ponad 85 proc. – skorzystaliśmy na wzrostach na rynku akcji i obligacji. Sprzyjała nam też pogoda, nie było śnieżyc, powodzi. Nie sądzę jednak, aby stawki spadły. W ubezpieczeniach komunikacyjnych czeka nas wzrost wypłat odszkodowań za szkody osobowe, które będą musiały zostać pokryte przez ubezpieczycieli.
Zdecydowali się państwo na ekspansję zagraniczną. Dlaczego wybrali państwo kraje bałtyckie?
Mamy potencjalnie do 7 mld zł, które możemy przeznaczyć na inwestycje zagraniczne. Czekamy na okazje m.in. w krajach bałtyckich, gdzie jednak zamierzamy wydać ułamek tej sumy. Szukamy celów do przejęcia w całym regionie Europy Środkowo-Wschodniej, jednak ostrożnie podchodzimy do ewentualnych zakupów.
Czyli opłaca się trzymać te 7 mld zł?
Opłaca się, bo mamy 25 proc. zwrotu na kapitale.
Jak zmiany w OFE wpłynęły na rynek kapitałowy w Polsce i na OFE PZU?
Mniejszy przypływ środków do OFE skutkuje mniejszym popytem na obligacje Skarbu Państwa. Nasza spółka Powszechne Towarzystwo Emerytalne PZU była przygotowana do zmian rynkowych – zarówno tych ostatnich, jak i wcześniejszych dotyczących wysokości opłat. Już trzy lata temu przeprowadziliśmy głęboką restrukturyzację kosztów, dzięki temu te zmiany nie wpłynęły szczególnie negatywnie na nasz biznes.
Z Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych odchodzi jej prezes Ewa Lewicka. Jak pan ocenia jej pracę?
Trudno mi oceniać pracę pani prezes, członkiem Izby jest PTE PZU, spółka, w której działalność nie mogę z mocy prawa ingerować. Z panią prezes różniły nas poglądy. Nie podobała mi się na przykład kampania Izby sugerująca nieetyczne zachowanie polskiego rządu.
Z izby odeszły dwa towarzystwa. Czy PZU pójdzie w ich ślady?
Zastanawialiśmy się nad tym. Rozmawiałem z prezesem PTE, zobaczymy, co przyniesie zmiana prezesa.
Ostatnio wypowiedział się pan, że polskie uczelnie nie kształcą dobrych specjalistów.
Nigdy nie pisałem, że uczelnie kształcą źle. Natomiast osoby w wieku 25 – 30 lat nie są przystosowane do podejmowania pracy ze względu na brak umiejętności takich jak praca zespołowa, analiza wielu danych czy umiejętność prowadzenia debaty. Na Zachodzie jest z tym znacznie lepiej. Mamy w Polsce genialnych programistów, mamy doskonale zorganizowane centra outsourcingowe wielkich firm. Chciałbym jednak, aby w Polsce powstał polski odpowiednik Apple’a. Abyśmy to my tworzyli firmy, które w Indiach, Niemczech czy USA będą miały centra outsourcingowe.
Uczelnie zacieśniają współpracę ze światem biznesu. W kształcenie mają być zaangażowani wybitni praktycy. Kto za to zapłaci?
Nie chodzi o pieniądze. Kilka lat temu z kilkoma praktykami biznesu zaproponowaliśmy uczelniom poprowadzenie seminariów dla studentów. Nasza propozycja nie spotkała się z zainteresowaniem. Widać jednak przykłady dobrej współpracy na uczelniach technicznych. Przerzućmy te wzorce na bankowość, marketing czy prawo.
Jak ważny jest dyplom dobrej uczelni?
Myślę, że ludzie fetyszyzują dyplom. To tylko dokument, który pomaga otworzyć drzwi do pracodawcy. Mając dyplom dobrej uczelni, oczywiście łatwiej jest o zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną, ale już podczas tego spotkania trzeba się dobrze zaprezentować i pokazać, co się ma w głowie, a nie na dyplomie.
Czy polscy studenci powinni szukać możliwości kształcenia za granicą?
Oczywiście. Im więcej ludzi z Polski będzie studiować na Harvardzie i innych tego typu uczelniach, tym więcej będziemy mieć dobrych specjalistów. To pozwoli lepiej promować nasz kraj. Warto korzystać z każdej okazji, żeby to osiągnąć.
Jutro 24 maja o godz. 17.30 w Sali Notowań na Giełdzie Papierów Wartościowych odbędzie się spotkanie przedstawicieli Harvard Business School ze wszystkimi, którzy chcą dowiedzieć się czegoś na temat studiów MBA w HBS w Bostonie. Gospodarzem spotkania będzie prezes Andrzej Klesyk, który sam jest absolwentem tej prestiżowej uczelni. Aby móc uczestniczyć w spotkaniu, należy zarejestrować się na stronie: http://www.hbs.edu/mba/admissions/events.html