Fotokody pokochali producenci żywności. Już co piąty produkt spożywczy ma taki kod na etykiecie
Na plakatach, w prasowych reklamach, nawet na produktach coraz częściej pojawiają się czarno-białe zygzaki. To fotokody zwane też kodami QR (z ang. quick response), które jeszcze kilka miesięcy temu były technologiczną ciekawostką, a dzisiaj są najszybciej rozwijającym się narzędziem reklamowym i marketingowym. Dynamiczny wzrost liczby smartfonów spowodował, że kampanie z kodami QR chce mieć każdy. – Ale tylko nielicznym firmom i markom udaje się tworzyć je skutecznie – ocenia Piotr Kraushar, ekspert IAB w zakresie social media.
Fotokody zarówno swoim wyglądem, jak i funkcjonalnością przypominają kody kreskowe i w rzeczywistości są ich mocno zmodyfikowaną wersją. Wystarczy telefon z aparatem fotograficznym, dostępem do internetu mobilnego i zainstalowaną aplikacją dekodującą, aby po zeskanowaniu (czyli sfotografowaniu) kodu dowiedzieć się więcej o reklamowanym w ten sposób produkcie, ściągnąć na telefon plakat filmowy, utwór muzyczny, kupon zniżkowy czy np. rozkład jazdy komunikacji miejskiej.
Na świecie, szczególnie w Japonii i USA, kody QR zdobyły wielką popularność. W Polsce po raz pierwszy pojawiły się cztery lata temu, jednak – ze względu na niedużą liczbę telefonów, które mogły je odczytać – nie zawojowały rynku. Czas na to przyszedł teraz. – Dzisiaj fotokody spotkać można wszędzie. Nie tylko na billboardach czy w prasie, ale także na opakowaniach produktów, witrynach internetowych. Widziałem je już nawet w menu restauracji, a ostatnio także na sopockich rikszach – w ten sposób reklamował swoje nieruchomości lokalny deweloper – opowiada Kraushar z IAB.
Szczególnie mocno kody QR pokochali w ostatnim czasie producenci żywności. Browar Amber z pomorskiego Bielkówka od kilku tygodni umieszcza je na butelkach swoich piw: Pszeniczniak, Żywe i Koźlak. – Jeszcze dwa miesiące temu, kiedy powstał pomysł umieszczania fotokodów na etykietach naszych piw, większość ekspertów od reklamy, z którymi rozmawialiśmy, twierdziła, że nie ma to większego sensu. A jednak świetnie się sprawdzają. Nie każdemu chce się wpisywać cały adres strony, aby dowiedzieć się czegoś o danym piwie. Kody QR są szybsze – zachwala Marek Skrętny, szef marketingu Browaru Amber. – Z naszych obserwacji wynika, że co piąty produkt spożywczy ma na etykiecie taki kod – mówi, wyjaśniając jednocześnie, że ta forma komunikacji z klientem bardzo się spodobała firmom, bo nie wymaga od nich praktycznie żadnych nakładów finansowych. Zarówno stworzenie kodów, jak i ich umieszczenie na etykietach jest bardzo tanie.
Potwierdza to Kraushar. – Wygenerowanie kodu jest bardzo łatwe, szybkie i niedrogie – mówi. Ale zaraz dodaje, że to dopiero początek, bo ważniejsze jest, aby odpowiednio go wykorzystać. A z tym nie jest już tak łatwo. – W mojej ocenie mniej więcej trzy czwarte polskich reklam z użyciem kodu QR jest nietrafionych – twierdzi i tłumaczy, że albo kierują one do stron internetowych bez flasha (czyli nieprzystosowanych do otwierania w smartfonach), albo są umieszczane w takich miejscach, że trudno albo wręcz nie można ich sfotografować. – Choćby na billboardach powieszonych za torami w metrze. Firmy, które tak robią, powinny reklamować się hasłem „sfotografuj i przeżyj” – śmieje się Kraushar.
Oczywiście przybywa kampanii sprawnych i przynoszących zamierzone rezultaty. Jak choćby ta producenta mebli Black Red White, który kilka tygodni temu za pomocą fotokodów wspierał wyprzedaż w swoich salonach. Po zeskanowaniu kodu klient mógł obejrzeć przecenione w danym dniu meble na ekranie telefonu. Z kolei od połowy kwietnia pasażerowie PKP Intercity, kupując bilet elektroniczny, nie muszą go nawet drukować. Wystarczy okazać go na ekranie laptopa, tabletu czy smartfona. Kontroler sprawdzi go, zeskanowując kod QR.

300 proc. o tyle wzrosła w 2011 r. liczba zeskanowanych kodów w porównaniu z 2010 rokiem

30 proc. tylu amerykańskich konsumentów nie rozumie, czym są i jak działają kody QR

8 mln smartfonów mają już Polacy