Inflacja trzyma się mocno. Prezes NBP: Na majowym posiedzeniu Rada Polityki Pieniężnej rozważy podniesienie stóp procentowych.
Inflacja w marcu liczona rok do roku wyniosła 3,9 proc. – podał GUS. W porównaniu z lutym wzrosła aż o 0,5 pkt proc. Gdyby w tym tempie rosła przez cały rok, to osiągnęłaby poziom 6 proc. W tej sytuacji nie zaskakuje jastrzębi ton prof. Marka Belki, prezesa NBP i szefa Rady Polityki Pieniężnej. Drugi raz w ciągu niespełna dwóch tygodni podkreślił, że prawdopodobnie na najbliższym posiedzeniu RPP rozważy zacieśnienie polityki pieniężnej. I może być wniosek o podwyżkę stóp.
– Inflacja jest zgodna z oczekiwaniami. Informacje o handlu zagranicznym i podaży pieniądza wskazują na pewną tendencję do spowolnienia. Sytuacja nie jest przyjemna, bo inflacja konsumencka nadal jest wysoka, choć napędzają ją ceny żywności i paliw. Jednak pozostałe informacje każą nam ciągle myśleć o ryzyku spowolnienia. Czekamy więc na kolejne dane – mówi DGP Andrzej Bratkowski, członek RPP. I dodaje, że podwyżki stóp miałyby sens, gdyby okazało się, że tegoroczne spowolnienie nie będzie głębokie, a w przyszłym roku nastąpi ożywienie.
– Ale zadaniem rady nie jest dbanie o wzrost gospodarczy, lecz poziom inflacji i sprowadzenie go do celu 2,5 proc. – mówi anonimowo były członek RPP. Uważa, że podwyżka zwiększyłaby wiarygodność rady i ułatwiła kierowanie polityką pieniężną w przyszłości.
– To jedyny argument – przyznaje Ignacy Morawski, ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości. – Ale kluczowe dla tej decyzji będą informacje o produkcji, wynagrodzeniach i sprzedaży detalicznej – dodaje. Większość tych danych poznamy w tym tygodniu.
Ekonomiści są zdania, że ewentualna podwyżka zaszkodzi gospodarce, bo wpłynie na wzrost cen kredytów i depozytów. – Wyhamuje i tak słabe inwestycje. Przedsiębiorcy zamiast lokować kapitał w rozwój, będą woleli go zdeponować na pewnej 6-proc. lokacie – tłumaczy Ignacy Morawski.
Analogicznie wzrost stóp wyhamuje już i tak słabnącą konsumpcję. Jeśli płace realnie nie rosną, wzrasta bezrobocie, a kredyty podrożeją, to gospodarstwa domowe będą musiały zacisnąć pasa.
Podwyżka stóp może mieć też niebanalne skutki dla obsługi zadłużenia Polski. – Ewentualnej podwyżki nie ma jeszcze w rentownościach obligacji. One mogą wzrosnąć o 10 – 15 pkt bazowych, gdyby do niej doszło – mówi Dariusz Winek, główny ekonomista BGŻ. Grzegorz Maliszewski z Banku Millennium dodaje, że dotyczyłoby to głównie krótkoterminowych papierów. Bony skarbowe i obligacje dwuletnie to dziś w sumie ok. 15 proc. zadłużenia Skarbu Państwa.
– Jednak wyższe stopy nie powinny mieć wpływu na dochody tegorocznego budżetu. Jej wpływ na konsumpcję nie byłby tak szybki, a inflacja też szybko nie spadnie – mówi Grzegorz Maliszewski.
Gdyby RPP zdecydowała się w maju na wzrost stóp, to efekty tej decyzji byłyby widoczne za parę miesięcy. Wyhamowanie konsumpcji mógłoby spowodować mniejsze wpływy z VAT, który jest głównym źródłem dochodów budżetowych. Wpływom z tego podatku mogłoby też zaszkodzić hamowanie wzrostu cen, jakie wiązałoby się z ograniczaniem zakupów przez konsumentów. W tym roku VAT ma dać państwowej kasie ok. 132,2 mld zł.
To, czy RPP podniesie stopy, zależeć będzie od tego, jak zachowa się tzw. umiarkowana grupa członków rady. Nie wiadomo, jak zinterpretuje ona spadek inflacji w marcu oraz dane o płacach i produkcji, które poznamy w tym tygodniu. Ekonomiści zaliczają do tej grupy Andrzeja Bratkowskiego i Annę Zielińską-Głębocką, prawdopodobnie jest w niej też Zyta Gilowska. Jedyną osobą, którą dziś rynek postrzega jako zdeklarowaną przeciwniczkę podwyżek stóp, jest Elżbieta Chojna-Duch.
Za to po wypowiedziach z ostatnich tygodni do grona jastrzębi ekonomiści zaliczają Andrzeja Rzońcę, Jerzego Hausnera, Jana Winieckiego, Andrzeja Kaźmierczaka i Adama Glapińskiego. Jeśli jastrzębie skrzydło zyska przewagę, za podwyżką zagłosuje też prezes NBP Marek Belka. Wskazuje na to zmiana jego stanowiska po ostatnim posiedzeniu RPP.