Ropa nie odpuszcza. Jej ceny rosną coraz bardziej, co wpływa na światowe gospodarki i portfele kierowców – za baryłkę surowca na giełdzie w Londynie wczoraj trzeba było płacić prawie 125 dol.
Nasze dodatkowe nieszczęście polega na tym, że także amerykańska waluta trzyma się stosunkowo mocno i od dwóch tygodni odbija się w tę i z powrotem pomiędzy poziomami 3,1 i 3,2 zł. Wszystko to powoduje, że polskie koncerny kontraktują surowiec rekordowo drogo – po niemal 400 zł za baryłkę. A to automatycznie przekłada się na ceny gotowych paliw.
Benzyna bezołowiowa kosztuje w hurcie już 5,77 zł – i to zarówno w PKN Orlen, jak i w Lotosie. Co ciekawe, olej napędowy jest od niej dokładnie o 24 grosze tańszy, podczas gdy jeszcze na początku roku proporcje były dokładnie odwrotne. – To efekt nadejścia wiosny. Ludzie wyłączyli piece zasilane olejem, zmniejszyło się zapotrzebowanie na niego, więc ceny spadły – wyjaśniają eksperci.
Problem polega na tym, że kierowcy hurtowych obniżek cen diesla nie czują. Bo na stacjach są one praktycznie niewidoczne. W większości regionów Polski ON nadal kosztuje tyle co bezołowiowa 95, a w najlepszym wypadku jest od niej o 4 – 5 groszy tańszy. Gdzie podziało się pozostałe 20 groszy? – W marżach na olej. Koncerny i stacje utrzymują je na wysokim poziomie, aby zbilansować straty ponoszone w marżach na benzynę. Te ostatnie muszą bowiem redukować, aby uniknąć osiągnięcia poziomu 6 zł za litr bezołowiowej – tłumaczy Urszula Cieślak, dyrektor biura analiz w firmie BM Reflex zajmującej się badaniem rynku paliwowego. Jej zdaniem do końca tygodnia różnicę w cenach między dieslem a benzyną będzie widać już w całym kraju, ale docelowo wyniesie ona ok. 10 groszy, a w skrajnie optymistycznych przypadkach kilkanaście groszy. Do hurtowych 24 groszy nie ma jednak szans dobić.
Niestety analitycy nie mają dla nas dobrych wiadomości także jeżeli chodzi o sytuację na globalnym rynku ropy naftowej. Nic nie wskazuje na to, aby ceny surowca w najbliższym czasie miały spaść. Ekonomiści Deutsche Banku, którzy przygotowali obszerny raport na ten temat, zwracają uwagę, że obecnie to podaż, a nie popyt decyduje o cenach ropy. „Wynika to z zakłóceń w jej produkcji w niespokojnych regionach świata i obaw o kolejne perturbacje” – napisali eksperci. Najwięksi pesymiści spodziewają się, że do wakacji ropa może dobić do 150 dol. za baryłkę. Jeżeli w tym czasie amerykańska waluta nie osłabi się wyraźnie w stosunku do złotego, czeka nas benzyna po 7 zł.