Od lat w debacie publicznej pojęcie „innowacja” jest odmieniane przez wszystkie przypadki. Nie zmienia to jednak stanu faktycznego, który stale lokuje nas blisko końca listy krajów Unii Europejskiej uporządkowanych według ich siły innowacyjnej. Według Innovation Union Scoreboard jesteśmy wprawdzie przed Rumunią i Litwą – określanymi jako „skromni innowatorzy”, jednak za Czechami i nawet Grecją. Nie mówiąc już o „liderach innowacji”, czyli Skandynawii i Niemczech, oraz „goniących”, np. Austrii czy Irlandii. Innowacja, o której tak chętnie mówimy, to tylko słowa...
Nie powinno nas to dziwić, skoro udział wydatków na badania i rozwój w produkcie krajowym brutto (GERD), który wynosi 0,6 proc., lokuje nas w Europie między Litwą a Słowacją i w przeciwieństwie do większości krajów UE w ostatniej dekadzie w zasadzie nie wzrósł. Z kolei wskaźnik publikacji przedstawicieli polskiej nauki wynosi 186 publikacji na 1 mln mieszkańców, czyli 70 proc. średniej w Unii (a pośród 10 proc. najczęściej cytowanych prac z UE jedynie co dwudziesta piąta była autorstwa Polki lub Polaka!). Nie jesteśmy nawet w stanie wykorzystać możliwości, jakie stwarza nam UE – do programów ramowych znacznie dopłacamy, ponieważ nasi uczeni sporadycznie tylko wygrywają otwarte konkursy na projekty badawcze.
Kupujemy i kopiujemy wymyślone gdzieś indziej rozwiązania
Dzieje się tak dlatego, że przyjęliśmy model rozwoju, który można określić jako „dyfuzja naśladowcza”. Kupujemy i kopiujemy wymyślone gdzieś indziej rozwiązania – ale ich nie rozwijamy. 90 proc. wydatków innowacyjnych polskich firm przeznaczone jest na zakup maszyn i urządzeń, a nie na badania bądź zakup wiedzy. Na początku naszej pogoni za Europą Zachodnią takie podejście mogło mieć uzasadnienie. Jednak ten model, naszym zdaniem, zaczyna się wyczerpywać, także ze względu na rosnącą konkurencję wywołaną globalnym kryzysem. Przykładowo wydajność na godzinę pracy w ostatnim dziesięcioleciu rosła w Polsce nieco szybciej niż przeciętnie w Unii Europejskiej, ale już znacząco wolniej niż w innych państwach naszego regionu.
Potrzebujemy nowego modelu rozwoju społeczno-gospodarczego, w którym innowacyjność będzie długofalowym celem – rzeczywistym, a nie jedynie deklaratywnym.Potężny potencjał tkwi w sferze prywatnej, głównie ze względu na ogromną przedsiębiorczość Polaków i skok w poziomie wykształcenia w ostatnim dwudziestoleciu. Ale istotą owego modelu musi być także wykorzystanie potencjału zamrożonego w sferze publicznej oraz obywatelskiej. Potrzebny jest wielowymiarowy proces zmiany uruchamiający w masowej skali kreatywność i innowacyjność. Niezbędne byłyby przeciwdziałanie słabości państwa (np. odejście od wzorca scentralizowanego i hierarchicznego jedynowładztwa oraz podniesienie jakości przywództwa politycznego), zmiana sposobu wykorzystywania pomocy Unii Europejskiej (np. kierowanie środków wspierających rozwój na rzeczywiście innowacyjne przedsięwzięcia), upodmiotowienie obywateli (także przez rozwój infrastruktury przestrzeni publicznej, takiej jak mediateki, obserwatoria obywatelskie i niekomercyjne portale społecznościowe).
Polska dobrze sobie radzi ze sprawnym wydawaniem pomocy unijnej
Najbardziej oczywistym źródłem środków, z których możemy skorzystać dla sfinansowania takiej zmiany, szczególnie w obszarze wiedzy i umiejętności oraz wspierania innowacyjnych przedsięwzięć, jest pomoc Unii Europejskiej, głównie w ramach Europejskiej Polityki Spójności. Można nawet powiedzieć, że przy braku zmian strukturalnych w finansach publicznych są to jedyne środki, z których na taką skalę możemy skorzystać. Jednak obecna metoda ich wydawania w żadnym stopniu do tak zarysowanego celu nas nie przybliża. A wręcz może być przeciwskuteczna. Owszem, Polska dobrze sobie radzi ze sprawnym wydawaniem pomocy unijnej. Udało nam się stworzyć maszynę biurokratyczną do rozdzielania funduszy, co przyniosło efekt popytowy i przyczyniło się do znacznej odporności na rozlewającą się wokół nas stagnację i recesję. Niestety, sposób rozdzielania tych środków – duże rozproszenie kierunków interwencji, wadliwe procedury zamówień publicznych, represyjna i nieustanna kontrola zamiast audytu, dewastacja dobrze funkcjonujących rynków (np. szkoleń), wypieranie sektora prywatnego, rozwoju rynku „załatwiaczy” unijnych dotacji – powoduje, że pieniądze są co prawda masowo wydawane, ale innowacji nie ma. Jeżeli chcemy naprawdę potencjał innowacji wyzwolić, to musimy zmienić ten sposób rozdzielania środków EPS najpóźniej w kolejnej perspektywie budżetowej UE na lata 2014 – 2020. Także dlatego, że będą to prawdopodobnie ostatnie tak duże środki z Unii, które do nas przypłyną. A grozi nam niebezpieczeństwo, że nie będziemy w stanie nie tylko w pełni wykorzystać, lecz także nawet utrzymać majątku wytworzonego dzięki funduszom UE.
Nikt nie ma gotowej, sprawdzonej recepty na wyjście z globalnego kryzysu. A ponieważ dotyka on nie tylko gospodarki, lecz także fundamentów modelu społeczno-gospodarczego zachodniego świata, niezbędne będą zmiany stylu życia, wartości, organizacji społeczeństw, ładu światowego. Po czekającej nas co najmniej dekadzie niskiego wzrostu świat będzie inny i nie ma sensu proste kopiowanie modeli rozwoju, które przyniosły sukces w przeszłości. Potrzebne jest twórcze ich rozwinięcie.
Blisko trzydzieści lat temu Grecja i Portugalia otrzymały proporcjonalnie większą niż Polska pomoc strukturalną i nie wykorzystały jej, by zmienić model rozwoju. Nie uważamy, aby Polsce groził w przyszłości scenariusz grecki. Jeżeli jednak w naszym kraju takie zadanie nie zostanie podjęte lub nie powiedzie się, to gospodarka wejdzie w fazę stagnacji i na lata znajdzie się daleko od centrów światowego rozwoju. Niezbędna jest w tej sprawie rzetelna debata, do której raportem „Kurs na innowacje” zapraszamy.
Raport autorstwa Tomasza Geodeckiego, Grzegorza Gorzelaka, Jarosława Górniaka, Jerzego Hausnera, Stanisława Mazura, Jacka Szlachty i Janusza Zaleskiego można przeczytać na stronie http://fundacja.e-gap.pl/

Grzegorz Gorzelak, Jerzy Hausner, Jacek Szlachta, współautorzy raportu „Kurs na innowacje. Jak wyprowadzić Polskę z rozwojowego dryfu”