W tym roku na miejscu konia pociągowego polskiej gospodarki nastąpi wymiana – konsumpcję zastąpi eksport. Dziś ma się to potwierdzić – NBP opublikuje bilans płatniczy za grudzień ubiegłego roku.
Eksperci są zdania, że podobnie jak w listopadzie, zobaczymy wyhamowanie dynamiki importu, natomiast wzrost eksportu powinien utrzymać się na zbliżonym poziomie jak miesiąc wcześniej. – Prognozujemy, że liczona rok do roku dynamika importu spadnie poniżej 2 proc., wobec 2,3 proc. w listopadzie, a eksportu powinna utrzymać się na poziomie ok. 7 proc. – mówi Piotr Bujak, główny ekonomista Nordea.
Bilans handlowy / DGP
Już od trzeciego kwartału ubiegłego roku rośnie wkład eksportu netto (różnica między eksportem a importem) do polskiego PKB. – W czwartym kwartale 2011 r. eksport wniósł do PKB ok. 0,8 pkt proc., czyli o jedną piątą całego wzrostu. W pierwszym kwartale tego roku jego wkład procentowy powinien być podobny, ale ze względu na generalnie hamujące tempo wzrostu udział eksportu wyniesie już ok. jednej czwartej PKB – uważa Piotr Bujak.
Znaczenie eksportu będzie rosło, bo pomimo spodziewanej recesji w krajach strefy euro hamowanie naszych głównych partnerów handlowych (np. Niemiec, gdzie wysyłamy 25 proc. towarów) będzie stosunkowo niewielkie. Do tego mieszkańcy zwalniających krajów będą szukali tańszych zamienników wielu produktów, a z powodu słabego złotego nasze nie mają pod tym względem równych sobie.
Jednak słaby złoty równocześnie osłabia import. Zagraniczne produkty przestają być dla Polaków atrakcyjne. Tym bardziej że z powodu wysokiej inflacji realnie stać nas na coraz mniej. Oto dowód: w czwartym kwartale 2011 roku wzrost wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw wyniósł 4,3 proc., gdy w tym samym czasie wzrost cen – 4,6 proc. Ponadto na spadek płacy realnej nakłada się wzrost bezrobocia, które wynosi już 13,3 proc. i jest o 0,8 pkt proc. wyższe niż w grudniu, co dodatkowo wpływa na spadek dynamiki konsumpcji. – Jesteśmy przeciwieństwem Stanów Zjednoczonych. Przy relatywnie wysokim poziomie wzrostu PKB w ostatnich dwóch latach nie udało się nam znacząco zwiększyć liczby nowych miejsc pracy. W efekcie grozi nam jeszcze większe zmniejszenie zasobności Polaków – snuje pesymistyczne wizje Łukasz Wardyn, dyrektor zarządzający City Index Limited.