Platformie coraz częściej zarzuca się, że zapomniała o starych ideałach, dzięki którym w 2007 r. przejęła władzę od PiS. Fakt, trudno byłoby dziś powiedzieć, że partia rządząca jest liberalna. A jednak rząd czasem usiłuje nam to wmówić.
Dowodem na jego liberalizm ma być to, że Polska ma jedne z najniższych podatków w Unii Europejskiej. Ministerstwo Finansów, posiłkując się danymi z Eurostatu, wyliczyło, że w 2010 r. aż w 17 krajach Wspólnoty udział podatków i obligatoryjnych składek w PKB był wyższy niż w naszym kraju. Wynika z tego, że nawet obecnie, po podniesieniu stawki VAT do 23 proc. i podwyższeniu składki rentowej, udział podatków w Polsce nie sięga nawet 40 proc. Kiedyś powiedzielibyśmy, że prawie doganiamy Irlandię. Nasz fiskus, według tych wyliczeń, jest niewiele bardziej pazerny niż na Łotwie, która w całej UE ma udział przymusowych danin w PKB najniższy. Poziom opodatkowania w tamtym kraju jest zaledwie o 3,7 pkt proc. niższy niż u nas. Z kolei od Danii, która swoim obywatelom zabiera najwięcej, dzieli nas aż 16,5 pkt proc. PKB. Tam poziom opodatkowania jest bowiem aż o tyle wyższy. Czyli wynika z tego, że jednak jesteśmy liberalni. I że ewentualne kolejne podniesienie obciążeń niekoniecznie uczyni naszą gospodarkę bardziej socjalistyczną. To niebezpieczny wniosek.
Minister Jacek Rostowski, który wprawdzie przyznaje, że niski poziom opodatkowania jest jednym z kluczowych czynników napędzających wzrost gospodarczy, sam jednak do tej tezy przekonany nie jest. Obala ją bowiem to, że państwa, w których udział podatków w produkcie narodowym jest jeszcze niższy niż w Polsce, pogrążają się właśnie w kryzysie. W tym gronie są przecież m.in. Grecja, Irlandia, Hiszpania, Łotwa czy Rumunia. Powodem ich kłopotów jest nadmierny wzrost zadłużenia. Czy ma nas to utwierdzić w przekonaniu, że można podnieść podatki?
Niekoniecznie. Raczej w tym, że nie wystarczy mieć liberalne podatki. Trzeba też uważać, by nie popaść w drugą skrajność, czyli – nazbyt socjalne wydatki. Nam się to udaje średnio. Udział wydatków w naszym PKB wcale bowiem nie potwierdza liberalizmu rządzących. Wręcz odwrotnie, świadczy o ich coraz większej lewicowości. Rząd wydaje przecież około 45 proc. PKB. O tym, na co my, Polacy, wydajemy prawie połowę tego, co wypracowaliśmy, nie decydujemy więc sami, ale robią to za nas politycy. Wprawdzie wielu lewicowych polityków jednym tchem wymieni dziedziny, na które państwo polskie wydaje zbyt mało (np. na wspomaganie rodzin wielodzietnych, edukację czy rozwój), ale nie zmienia to faktu, że wydatki państwa w stosunku do jego wpływów są zbyt duże. Bo choć państwo rzeczywiście zaniedbuje wiele dziedzin, o które powinno zadbać lepiej, to na innych polach pieniądze wydaje źle, marnotrawnie. Więc najpierw powinno zmienić sposób rządzenia, a dopiero potem podatki.

Partia rządząca traktuje niskie podatki jako dowód na swój liberalizm. Jednak wydatki sięgające 45 proc. PKB świadczą raczej o jej lewicowości

Polityka liberalnych podatków i rozdętych wydatków zmusza ministra finansów do coraz większego zadłużania państwa. W ciągu ostatnich pięciu lat dług publiczny wzrósł o 300 mld zł. Oznacza to, że każdego roku prawie 40 mld zł idzie w błoto. A dokładniej – na tzw. obsługę długu publicznego, czyli odsetki dla „rynków”, które kupują nasze obligacje. To aż dwie trzecie sumy, którą na publiczną służbę zdrowia wydaje NFZ. Gdyby dług był mniejszy, część tych środków mogłaby być przeznaczona na rozwój. Inwestycją w rozwój nie można też nazwać kolejnych dziesiątków miliardów, które corocznie płyną na wieś. To pomoc społeczna, bardziej hamująca niż przyspieszająca modernizację rolnictwa. Rząd polityki wobec wsi nawet nie próbuje zmienić, jest w tej sprawie bezsilny. Marnotrawstwem na o wiele mniejszą skalę, ale przecież także do zlikwidowania, są niepotrzebne łóżka w szpitalach. W stosunku do liczby mieszkańców mamy ich o wiele więcej niż Holandia, której publiczna służba zdrowia uważana jest za jedną z najlepszych. Szpitale niepotrzebnych łóżek bronią jednak jak niepodległości. Na samo leczenie zostaje więc mniej, niżby mogło.
Przykładów marnotrawnego wydawania publicznych pieniędzy każdy mógłby dorzucić o wiele więcej. Wniosek z tego taki, że do szybszego rozwoju nie wystarczą liberalne podatki, jeśli towarzyszą temu nadmierne, bo źle adresowane, wydatki. Porównując jedne do drugich, jasno widać, że Polska nie jest ani liberalna, ani socjalna. Jest marnotrawna. Ewentualne podnoszenie danin tego nie zmieni.