Mimo kryzysu zadłużeniowego w Europie, na dłuższą metę perspektywy wzrostu gospodarki w krajach Unii Europejskiej są lepsze, niż w USA - uważa ekspert z waszyngtońskiego Peterson Institute for International Economics, Jacob Funk Kirkegaard.

W rozmowie z PAP Kirkegaard powiedział, że jego prognoza dla Europy jest bardziej optymistyczna, ponieważ na skutek kryzysu na Starym Kontynencie przeprowadzane są niezbędne reformy, które z czasem powinny poprawić sytuację ekonomiczną. W Stanach Zjednoczonych - jego zdaniem - polityczny paraliż uniemożliwia ich przeprowadzenie.

"W Ameryce obserwujemy teraz stopniową poprawę stanu gospodarki, ale pamiętajmy, że była ona możliwa głównie dzięki agresywnemu stymulowaniu wzrostu przez Rezerwę Federalną oraz powiększanie deficytu przez wydatki rządowe. Obawiam się, że recesja powróci, ponieważ Fed nie będzie mógł bez końca utrzymywać stopy procentowej na poziomie bliskim zeru, ani kontynuować polityki "QE" (quantitative easing, czyli wykupu z banków amerykańskich obligacji skarbowych). W pewnym momencie trzeba będzie podnieść stopy procentowe, m.in. po to, by zachęcić do zwiększania oszczędności. Podwyższenie stopy może jednak zahamować wzrost" - powiedział Kirkegaard.

Zarówno USA, jak i kraje UE, borykają się z problemem groźnego na dłuższą metę deficytu budżetowego i długu publicznego, którego główną przyczyną - według ekonomistów - jest załamywanie się systemu państwa opiekuńczego (Welfare State) m.in. w wyniku starzenia się społeczeństw Zachodu.

Według Kirkegaarda, pod wpływem wstrząsu wywołanego przez ostry kryzys zadłużeniowy Europa zmobilizowała się do reform, które mogą rozwiązać ten problem.

"Europa ma strukturalny problem wzrostu, tzn. nadmierne regulacje, nieelastyczny rynek pracy, i rozbudowany system opieki społecznej. Potrzebuje pilnych reform, ale już je przeprowadza. W Hiszpanii nowy, konserwatywny rząd zliberalizuje rynek pracy, w innych krajach podnosi się wiek emerytalny. Kryzys sprawił, że wiele rzeczy stało się teraz politycznie możliwych" - uważa ekspert.

W USA niezbędne jest podwyższenie podatków od najzamożniejszych grup

W krajach Unii - zwraca uwagę Kirkegaard - słusznie uznano, że "nie ma sensu stymulować koniunktury wydatkami rządowymi, dopóki się nie przeprowadzi tych reform, bo bez nich nie przyniosą one wystarczającego wzrostu".

W USA podobnych reform się nie przeprowadza z powodu obecnego klinczu między Białym Domem i Demokratami, a blokującymi ich poczynania Republikanami w Kongresie.

"Mimo podobnych problemów co w Europie, w USA nic prawie nie zrobiono w celu przeprowadzenia reform. Amerykański system polityczny jest strasznie dysfunkcjonalny. Nic tu się naprawdę nie zmieni, dopóki nie nastąpi kryzys na rynku obligacji skarbowych, jak w Europie. Dopiero taki kryzys zmusi USA do reform" - twierdzi Kirkegaard.

Jego zdaniem, w USA niezbędne jest podwyższenie podatków od najzamożniejszych grup, obniżenie podatków na ubezpieczenia społeczne (medyczne i emerytalne) oraz podniesienie wieku emerytalnego. Potrzebne są także większe inwestycje w infrastrukturę transportu, co mogłoby przynieść więcej miejsc pracy.

"Można to wszystko zrobić w stosunkowo prosty, choć niekiedy kosztowny politycznie sposób" - uważa ekspert.

Zdaniem Kirkegaarda, najtrudniejszym problemem Ameryki jest jej system ochrony zdrowia i ogromne - dwa razy większe niż w Europie - koszty usług medycznych. Oprócz zbrojeń, najbardziej obciążają one budżet w związku z wydłużanie się średniej długości życia obywateli.

"Nie wiadomo jak właściwie te koszty medyczne obniżyć, gdyż w odróżnieniu od Europy, gdzie w zasadzie rząd jest monopolistą w dostarczaniu usług zdrowotnych, w USA rządzi wolny rynek" - powiedział ekspert Peterson Institute for International Economics.