Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji chce, by stacje radiowe przeszły z nadawania analogowego na cyfrowe. Dzięki temu w ogólnopolskim eterze mogłoby się pojawić znacznie więcej programów niż tylko RMF FM, Radio ZET, Polskie Radio i Radio Maryja. Za są Polskie Radio i mniejsi nadawcy. Duzi komercyjni gracze są przeciw.

– Dziś nie ma sensu wchodzić w tę technologię. Cyfryzacja radia w technologii naziemnej to jak budowanie fabryki trabantów w erze samochodów elektrycznych – mówi Kazimierz Gródek, prezes grupy RMF, największego komercyjnego nadawcy na polskim rynku. – Nie widzimy sensu takich inwestycji i kosztów wymiany odbiorników – wtóruje mu Zbigniew Benbenek, prezes ZPR, holdingu, w skład którego wchodzi spółka Time, nadawca takich sieci jak Eska i Eska Rock.
Ponieważ KRRiT nie wie, jak powinien przebiegać proces cyfryzacji, zapytała o zdanie właścicieli stacji radiowych. Jedną z kluczowych kwestii jest wybór technologii, w której nadawany będzie sygnał naziemny. W grę wchodzą systemy DAB, DAB+ i DMB. – Uważamy, że cyfryzacja powinna się odbyć przy użyciu mutlipleksu Eureka 147, który umożliwia elastyczne komponowanie treści w tych trzech standardach jednocześnie – mówi Radosław Kazimierski, rzecznik Polskiego Radia, które w Warszawie nadaje testowo w standardzie DAB+. Publiczny nadawca zgłosił gotowość, by zostać operatorem multipleksu.
Nadawcy prywatni boją się ogromnych kosztów. Ich zdaniem zakup tylko jednego odbiornika dostosowanego do odbioru cyfrowego sygnału przez każde gospodarstwo domowe zamknie się w sumie kwotą 5 mld zł (przy cenie ok. 350 zł). Do tego dochodzą koszty nadawania. Nadawcy wyliczają, że na utrzymanie dystrybucji programów rozpowszechnianych na siedmiu multipleksach (docelowo) przez rok trzeba będzie wydać ponad 455 mln zł. Tymczasem cały rynek reklamy radiowej wart jest rocznie ok. 500 – 550 mln zł.
Za cyfryzacją opowiadają się mniejsi nadawcy regionalni zrzeszeni w Porozumieniu Nadawców Lokalnych. Dałoby im szansę na nadawanie ogólnopolskie, a tym samym walkę o budżety największych reklamodawców. KRRiT i UKE uważają, że za oporem stacji komercyjnych kryje się obawa przed konkurencją.
Kazimierz Gródek odpowiada, że cyfryzacja naziemna, która powiększy liczbę kanałów, będzie oznaczała śmierć dla obecnego kształtu rynku i istniejących rozgłośni. – Cały rynek reklamy radiowej wart jest 500 – 550 mln zł. Po zwiększeniu liczby stacji do 100 pula pieniędzy się nie powiększy. Konsekwencją będzie stopniowa degradacja jakości programu. Zabraknie na programy informacyjne. Radia zostaną szafami grającymi, jakie obecnie mamy w internecie – dodaje Kazimierz Gródek.
Ten system się nie przyjął
Większość krajów europejskich proces przechodzenia na cyfrowe nadawanie radia zaczynała dekadę temu. Jednak nie okazał się sukcesem. Według agencji WorldDAB w Wielkiej Brytanii cyfrowy sygnał osiągnął 85 proc. zasięgu, ale ludzie nie kupują odbiorników – na jednego obywatela przypada zaledwie 0,21 odbiornika.
W Szwecji zasięg sięga 35 proc. populacji, w Norwegii 25 proc.
W Australii sygnał nadawany jest jedynie w obrębie aglomeracji zlokalizowanych na wybrzeżu. Zasięg to 60 proc. populacji przy 0,02 odbiornika przypadającego na jednego obywatela.