Z salonów wyjeżdża coraz więcej samochodów. Używanych. Stanowią już nawet jedną piątą całej sprzedaży.
Nikt na świecie nie kocha używanych samochodów tak bardzo jak Polacy. W ubiegłym roku z zagranicy przywieźliśmy 725 tys. „używek”. To i tak skromna próbka naszych umiejętności, bo przez drogie euro był to jeden z gorszych wyników. Inaczej było w rekordowym 2008, gdy sprowadziliśmy ponad 1,1 mln pojazdów.
Jednak gdzie jest miłość, tam i cierpienie. Złamane serce mają dealerzy, którzy od dekady narzekają na słabe zainteresowanie nowymi autami. W 2011 r. kupiliśmy ich niecałe 280 tys. i branża przestała marzyć, że zmienimy upodobania. Dealerzy zajęli się więc handlem autami używanymi.
Tak naprawdę powody, dla których zaczęli masowo sprzedawać używane samochody, są trzy. Po pierwsze, gdy kuleje sprzedaż nowych aut, w ten sposób otwierają się na nowe rynki i poprawiają swoje wyniki finansowe. Po drugie, przyciągają klientów, którzy chcą kupić nowy samochód, jednocześnie pozbywając się kłopotu ze sprzedażą starego – po prostu zostawiają go w rozliczeniu. Trzeci powód – importerzy twierdzą, że odkryli na rynku niszę: deficyt źródeł, w których można kupić auto używane, ale ze sprawdzoną przeszłością, bezwypadkowe, z oryginalnym przebiegiem. Jednym słowem – używane jak nowe (sieć salonów Auto Plaza, która handluje fordami i hondami, właśnie w ten sposób nazwała program sprzedaży samochodów z drugiej ręki).
I sądząc po tym, jak sprzedają się używane auta w komisach prowadzonych przez dealerów, klienci rzeczywiście przestają szukać wątpliwych „okazji” na giełdach czy w internecie i decydują się dopłacić, by jeździć samochodem pewnym. Grupa PGD, prowadząca w Polsce 13 salonów, w ubiegłym roku sprzedała łącznie ponad 2,1 tys. samochodów z drugiej ręki. I miały one imponujący ponad 15-proc. udział w całkowitej sprzedaży grupy. – Handlujemy autami ze sprawdzonych źródeł, drobiazgowo badamy ich stan techniczny, dajemy na nie rękojmię, a klient może dokupić do nich roczną gwarancję – wylicza Michał Gąszcz, dyrektor handlowy w PGD. Dodaje, że choć gwarancja wymaga dopłaty od 890 do prawie 1500 zł (zależnie od zakresu usługi), to z tej opcji korzysta 30 – 40 proc. klientów.
W programie Volkswagen Selekt gwarancja jest w standardzie i dotyczy samochodów nie starszych niż 6 lat, z przebiegami do 150 tys. kilometrów. – Zainteresowanie jest tak duże, że nie nadążamy za popytem. W 2010 roku w programie sprzedaliśmy 500 aut, w ubiegłym już tysiąc – mówi Tomasz Tonder z Volkswagena.
Potencjał rynku jest tak duży, że uszczknąć kawałek dla siebie chce z niego coraz więcej marek. Citroen Polska jest na etapie uruchamiania programu, w ramach którego będzie sprzedawać samochody z drugiej ręki, także konkurencyjnych marek. – Klient będzie mógł liczyć na podobną ofertę jak ten wybierający auto nowe. Dotyczy to sposobu finansowania, ubezpieczenia czy serwisu. Auta będą miały co najmniej roczną gwarancję i assistance – wylicza Edyta Wasiluk, menedżer programu Citroen Select. Komisy uruchomione zostaną przy 25 salonach.
To odpowiedź na potrzeby rynku wtórnego zdominowanego dziś przez nieuczciwych handlarzy i auta z cofniętymi licznikami. Może dealerom uda się odesłać je tam, gdzie ich miejsce – na złom.