Rząd mylił się, szacując deficyt finansów publicznych za 2011 r. Na szczęście. Zejście do 5 proc. PKB pomoże naszym papierom skarbowym i walucie.
Ekonomiści są przekonani, że deficyt finansów publicznych za ubiegły rok wyniesie ok. 5 proc. PKB lub lekko powyżej, zdecydowanie mniej niż 5,6 proc., jak szacował rząd.
Na deficyt SFP składa się deficyt budżetowy, samorządowy oraz sektora ubezpieczeń społecznych. – Oprócz niższego deficytu budżetowego powinny przyczynić się do tego wyższa od prognoz inflacja, wyższy wzrost gospodarczy, oszczędności z OFE – mówi Ignacy Morawski, ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości. Uważa, że niewiadomą stanowi jeszcze deficyt samorządów. – Zazwyczaj jest niższy od planowanego. Sądzimy, że teraz nie powinien być wyższy niż 10 mld zł, wobec 21 mld zł planowanych na 2011 r. – przekonuje Grzegorz Kubalski, radca prawny Związku Powiatów Polskich.
Rząd raportował Brukseli, że deficyt samorządów nie przekroczy 12 mld zł. Jeśli prognozy się sprawdzą, będzie jeszcze niższy.
Rentowność obligacji 10-letnich i kurs euro w złotych / DGP
Mniejszy dług i deficyt stanowią ostoję dla obligacji. – Dla inwestorów zejście z deficytem w pobliże 5 proc. PKB będzie sygnałem, że mniejszym kosztem będziemy mogli w tym roku zmniejszyć go do poniżej 3 proc. PKB, jak zaplanował rząd – mówi Piotr Bujak, główny ekonomista Nordea Banku. – To pozytywnie wpłynie na rentowność polskiego długu. Obligacji 10-letnich powinna się utrzymać jak w 2011 r. znacznie poniżej 6 proc. – dodaje. Wczoraj nasze dziesięciolatki po chwilowym osłabieniu w ubiegłym tygodniu spowodowanym przeceną długu Węgier powróciły do poziomi poniżej 5,90 proc.
Zdaniem ekspertów nasze papiery dłużne powinny w tym roku być w miarę stabilne. Jeśli ich rentowność będzie rosła, np. 10-latek do powyżej 6 proc., to chwilowo, na skutek zawirowań na rynkach. – Dobra sytuacja finansów publicznych może także powstrzymywać złotego przed głębszym osłabianiem – przekonuje Ignacy Morawski. Jednak w sytuacjach niepewności na rynkach nie unikniemy jego gwałtownych wahań. Cierpimy przez to, że jesteśmy dużym, płynnym rynkiem i inwestorom tak samo łatwo do nas wejść, jak i wyjść. Dlatego, jak ocenia Jakub Borowski, główny ekonomista Kredyt Banku, na koniec tego kwartału zobaczymy 4,55 zł za euro. Wczoraj kurs złotego lekko się umacniał i za euro trzeba było płacić ok. 4,48 zł.
W tym roku na obligacje i całą naszą gospodarkę rzutowała będzie sytuacja w UE. – Czeka nas spadek popytu zagranicznego i wewnętrznego, brak inwestycji prywatnych, czyli niższe wpływy do budżetu. Zejście z deficytem poniżej 3 proc. będzie trudne – uważa Ryszard Petru, ekonomista, prezes Towarzystwa Ekonomistów Polskich. Możemy to opłacić jeszcze większymi cięciami inwestycji publicznych.