Ewentualny rozpad strefy euro to nie tylko potężne trzęsienie ziemi na rynkach finansowych, lecz także wiele drobnych, acz uciążliwych problemów, które trzeba by było rozwiązać. Przekonały się o tym dwa globalne banki, które postanowiły się przygotować na katastroficzny scenariusz.
Jak ujawnił dziennik „The Wall Street Journal”, działy zajmujące się systemami informatycznymi i telekomunikacyjnymi w tych bankach – niestety nieujawnionych z nazwy – skontaktowały się ze SWIFT-em w celu przygotowaniem swoich systemów. SWIFT (Stowarzyszenie na rzecz Światowej Międzybankowej Telekomunikacji Finansowej) to mająca siedzibę w Belgii organizacja, która utrzymuje sieć telekomunikacyjną używaną w transakcjach między bankami i innymi instytucjami finansowymi.
Częścią tego systemu są m.in. nadawane przez ISO (Międzynarodową Organizację Normalizacyjną) trzyliterowe kody walutowe, które używane są wszędzie – od wielomilionowych przelewów do oznaczenia kursów w gazetach – jak np. skrót USD dla dolara amerykańskiego czy PLN dla złotówki.
Okazało się jednak, że pytanie, czy dawne kody walut zastąpionych przez euro – greckiej drachmy czy portugalskiego escudo – będą w razie czego przywrócone, jest tematem tabu. Rzecznik SWIFT-u wyjaśnił, że firma jest przygotowana na podjęcie wszelkich niezbędnych kroków, by utrzymać działanie systemu, ale „to nie jest właściwy czas na to, by SWIFT komentował szczegółowe kwestie dotyczące strefy euro”.
Na czarne scenariusze przygotowują się zresztą także inne instytucje – brytyjskie MSZ opracowuje plany ewakuacji brytyjskich obywateli z Hiszpanii i Portugalii, gdyby doszło tam do poważnego kryzysu bankowego, a niektóre greckie filie zagranicznych koncernów zaczęły transferować pieniądze do swoich central codziennie, zamiast jak do tej pory co dwa tygodnie.
Na szczęście według ekspertów od systemów teleinformatycznych, kiedy znany jest już kod waluty, dostosowanie systemu jest stosunkowo proste. Wraz z przetestowaniem go nie powinno potrwać dłużej niż tydzień, dwa. Przy okazji warto przypomnieć kody walut, które najprędzej mogą powrócić: grecka drachma – GRD, portugalskie escudo – PTE, hiszpańska peseta – ESP, włoski lir – ITL, funt irlandzki – IEP.
Na akcjach same straty
W 2011 r. papiery banków przyniosły inwestorom spore straty – wynika z analizy Open Finance. Rekordzistami w tym niechlubnym rankingu okazały się banki greckie: niektóre potaniały nawet o 90 proc. Wśród nich znalazł się EFG Eurobank, który musiał odsprzedać Raiffeisen Bankowi działający w Polsce Polbank. Mocno stracił na wartości Banco Comercial Portugues (właściciel Millennium Banku) oraz Commerzbank (kontroluje BRE Bank i za jego pośrednictwem MultiBank i mBank). Akcje francuskich banków Societe Generale i Credit Agricole zjechały po ok. 60 proc. Ceny akcji większości światowych banków osiągnęły poziom z dna giełdowej bessy z 2009 r.
W przypadku polskich banków skala przeceny ich akcji była o wiele mniejsza. Sięgała zazwyczaj 20 – 30 proc. Dlaczego? Na pewno wpływ na to miały ich wyniki finansowe. Mijający rok zakończą one na pewno rekordowymi zyskami – mają sięgnąć nawet 15 mld zł.
Nie wiadomo jednak, czy 2012 r. będzie równie pomyślny. Stopień powiązania polskich instytucji z ich zachodnimi właścicielami jest jednak mocny, a to wpływa negatywnie na ich postrzeganie przez giełdowych inwestorów.