Zdziwienie może budzić poziom wycen, prezentowanych jeszcze kilka miesięcy temu przez domy maklerskie, dotyczących dużych firm
Zdziwienie może budzić poziom wycen, prezentowanych jeszcze kilka miesięcy temu przez domy maklerskie, dotyczących dużych firm
Posiadacze akcji przeżywają bardzo ciężkie chwile. Szeroki rynek znajduje się w najpoważniejszej fali spadkowej od 2002 roku, przechodząc najgłębszą korektę od początku ostatniej hossy. Pytanie, które najczęściej zadają sobie inwestorzy brzmi: czy to jeszcze korekta, czy już bessa? Oczywiście nie sposób na nie jednoznacznie odpowiedzieć w tej chwili.
Patrząc na wykresy indeksów możemy wciąż mówić o korekcie, ale gdy spojrzymy na notowania całej grupy małych i średnich firm, które tylko w listopadzie straciły ponad połowę wartości, nie sposób nie odnieść wrażenia, że ten segment rynku pogrąża się w bessie. W tych okolicznościach warto zastanowić się nad trafnością rekomendacji wydawanych w minionych miesiącach przez analityków domów maklerskich.
Oczywistą sprawą jest fakt, że wycena fundamentalna firmy jest sprawą niezwykle trudną, a rynek zazwyczaj znacznie przeszacowuje lub niedoszacowuje wartość spółek. Analitycy z reguły unikają wydawania rekomendacji negatywnych, koncentrując się na ocenach neutralnych lub pozytywnych. Nie zajmują się również wycenami spółek typowo spekulacyjnych, o wątpliwej kondycji finansowej. Jest to kwestia zrozumiała i niebudząca niczyich wątpliwości. Zdziwienie może jednak budzić poziom wycen, prezentowanych jeszcze kilka miesięcy temu przez domy maklerskie, dotyczących dużych firm o istotnej wadze w indeksach.
Pamiętając założone w raportach ceny docelowe akcji Pol- nordu czy Biotonu (w końcu spółek z WIG20) i porównując je do ich bieżącej wartości rynkowej niższej o 70-80 proc., trudno oprzeć się wrażeniu, że analityków poniosły emocje, co najmniej tak samo wielkie, jak inwestorów indywidualnych czy uczestników funduszy inwestycyjnych. Oczywiście ostatnie miesiące przyniosły pogorszenie nastrojów na rynku globalnym i falę wyprzedaży akcji od Stanów Zjednoczonych po Daleki Wschód, ale biorąc nawet to pod uwagę, skala optymizmu analityków w wielu przypadkach jest trudna do wytłumaczenia. Zawyżone wyceny odbiły się również na sytuacji na rynku pierwotnym, do niedawna jeszcze traktowanym jako miejsce pewnego zysku. Okazało się, że kupując akcje w ofercie publicznej również można ponieść kilkudziesięcioprocentowe straty, o czym szczególnie brutalnie przekonali się nabywcy akcji deweloperów, sprzedających bardziej marzenia niż realny biznes. Rynek był głuchy na głosy nielicznych analityków, mówiących o skrajnym przewartościowaniu akcji i ryzyku załamania cen wyśrubowanych do granic absurdu. Tym razem miało być inaczej. Niestety, po raz kolejny okazało się, że w czasie gorączki inwestycyjnej giełda jest miejscem starcia chciwości ze strachem. W połowie tego roku wygrała chciwość, ale było to zwycięstwo niezwykle kosztowne.
MAREK MIKUĆ
wiceprezes zarządu i dyrektor inwestycyjny TFI Allianz Polska
Pozostało
84%
treści
Reklama
Reklama