Konferencja klimatyczna ONZ w Durbanie nie wpłynie na zmianę unijnych limitów emisji CO2, wynika z informacji przekazanych dziennikarzom w czwartek przez polską wiceminister środowiska Joanna Maćkowiak-Panderę. UE chce do 2020 r. zredukować emisję o 20 proc.

W Durbanie zbliża się do końca 17 Konferencja Stron Konwencji Klimatycznej ONZ, w której uczestniczy ponad 190 krajów. Dotyczy nowego światowego porozumienia o ochronie klimatu. Proponowane jest też przedłużenie obowiązywania po roku 2012 protokołu z Kioto określającego zobowiązania krajów do redukcji emisji CO2. Zgodnie z pakietem klimatyczno-energetycznym UE chce zredukować emisję CO2 o 20 proc. do 2020 r.

Nie będzie zwiększenia ograniczenia emisji

"Nie ma żadnej dyskusji o zwiększaniu celów redukcyjnych UE. Nikt tutaj o tym nie myśli" - powiedziała dziennikarzom wiceminister środowiska. "Bez światowego porozumienia nie będzie mowy w o zwiększaniu ograniczenia emisji w najbliższym czasie" - dodała. W jej ocenie nie ma też możliwości, że Unia odwróci się od już podjętych zobowiązań, jeśli w Durbanie nie dojdzie do "znaczącego porozumienia", czy choćby "zmiany nastroju" w prowadzonych negocjacjach.

"Jednostronne redukcje, które miałaby podejmować kraje UE, odpowiedzialne za 11 proc. światowej emisji i nieustanne zwiększanie tych celów redukcyjnych, nie przynoszą ani efektu dla klimatu, ani nie jest dobre dla gospodarki w czasach kryzysu - takie podejście przewija się w rozmowach na poziomie ministrów Unii Europejskiej" - mówiła Maćkowiak-Pandera. "Tę świadomość mają ministrowie środowiska UE, o ministrach finansów i gospodarki już nie wspominając" - dodała.

W ocenie polskiej wiceminister nie nastąpi jednak żaden odwrót krajów UE od polityki ochrony klimatu czy ograniczenie nakładów na ten cel. "Nie sądzę, aby ochrona klimatu mogła znacząco zmienić się w najbliższym czasie. Mamy prawnie wiążące porozumienia, które są w tej chwili realizowane i wprowadzane w życie. To na co trzeba zwrócić uwagę, to ostrożniej liczyć koszty nowych zobowiązań" - powiedziała.

"Polska zarówno do końca prezydencji w Radzie UE, jak i po prezydencji - jako jeden z krajów Unii - będzie reprezentowała takie myślenie, że każde nowe zobowiązanie musi być przeliczone dokładnie, na wszystkie strony" - powiedziała. "Trzeba spojrzeć na szanse, ale też zagrożenia różnych państw członkowskich - również Polski. O tym też tutaj głośno mówimy, że gdy inni zwiększali emisje, Polska je ograniczała, redukowała je. Przypominamy, że pomimo naszego zobowiązania w protokole z Kioto, by ograniczyć emisję o 6 proc., zredukowaliśmy ją o 30 proc." - podkreśliła.

W jej ocenie obecna sytuacja w Europie, zawirowania w strefie euro oraz rozpoczynający się w czwartek w Brukseli szczyt UE mają wpływ na durbańskie rozmowy o klimacie. "Wszyscy z niepokojem też patrzą na wydarzenia w Brukseli i nie tylko kraje Unii, ale też spoza UE - to też przewija się w negocjacjach klimatycznych" - powiedziała.

"Podczas spotkań z ministrami środowiska UE w Durbanie widać dużo ostrożniejsze podejście do wszelkich deklaracji finansowych" - tłumaczyła. "To rzeczywiście widać na forum Unii Europejskiej - na pewno nie będzie zgody na wydanie ani jednego euro więcej, dopóki nie będzie jakiegoś zdecydowanego postępu ze strony dużych państw i wzięcia na siebie odpowiedzialności za sprawy klimatu" - mówiła dziennikarzom Maćkowiak-Pandera.

Jeśli w Durbanie nie dojdzie do porozumienia, jej zdaniem trzeba będzie odpowiedzieć na pytanie, czy skuteczna jest globalna polityka klimatyczna, w której jako Unia mamy wiodącą pozycję. "Moim zdaniem, niestety nie jest skuteczna i takie pytanie trzeba będzie zadać radzie środowiska UE, a potem na innych forach" - powiedziała.

Wiceminister pytana, czy w ciągu następnych 48 godzin - konferencja kończy się w nocy z piątku na sobotę - uda się wynegocjować i doprowadzić do porozumienia wszystkich krajów, odpowiedziała, że wiele zależy od pozytywnego nastawienia stron i od tego, czy dojdzie do porozumienia na najwyższym politycznym szczeblu. "Jeżeli będzie takie porozumienie polityczne z największymi krajami, największymi gospodarkami świata - czyli m.in. Unią Europejską, Chinami, Brazylią, Stanami Zjednoczonymi, Indiami, to wszystko jest możliwe. Jednak postęp w grupach roboczych jest dosyć wolny" - zaznaczyła.

"Stany Zjednoczone powołują się na to, że za rok mają wybory i przez ten rok nie będą w stanie podjąć decyzji i zweryfikować niezmienną od lat, negatywną postawę wobec protokołu z Kioto" - tłumaczyła. "Indie też są jeszcze nieprzekonane, więc dalej pracujemy nad tym i dalej prowadzimy negocjacje w imieniu Unii Europejskiej" - dodała.

Unia chce, by w Durbanie uzgodniono plan dojścia do nowego globalnego porozumienia klimatycznego, które zaakceptują wszystkie główne gospodarki świata.

Obowiązujący do końca 2012 r. protokół z Kioto jest prawnie wiążącym porozumieniem, w ramach którego kraje, które go ratyfikowały, są zobowiązane do redukcji emisji do 2012 r. o 5,2 proc. w porównaniu z 1990 r. Poza protokołem pozostają najwięksi emitenci, m.in. USA i Chiny.

Celem ograniczenia emisji CO2 ma być zahamowanie efektu cieplarnianego - wzrostu średniej temperatury na świecie. Chodzi o niepodwyższanie temperatury powyżej 2 st. Celsjusza powyżej średniej temperatury na świecie z okresu przed rozwojem przemysłu.