Po raz pierwszy przynajmniej od 2003 roku inwestorzy uciekają od euro do walut krajów, które nie są uzależnione od międzynarodowych rynków kapitałowych dla sfinansowania deficytów budżetowych.

Frank wzrósł o 7,3 proc. i jen o 4,6 proc. w okresie minionych dwunastu miesięcy, chociaż banki centralne Szwajcarii i Japonii interweniowały w celu osłabienia swoich walut. Euro niewiele w tym okresie zmieniło się wobec dolara, podczas gdy Europejski Bank Centralny obniżał stopy procentowe, a banki regionu ściągały fundusze do domu, aby sprostać nowym wymogom kapitałowym – relacjonuje agencja Bloomberg.

Handlarze faworyzują obecnie waluty takich krajów, które nie muszą sięgać po środki z rynków międzynarodowych, jak np. norweska korona.

„EBC zamierza zliberalizować swoją politykę, co również odbierze nieco wsparcia dla euro” – mówi Frances Hudson ze Standard Life Investments w Edynburgu, preferującego waluty skandynawskie.

Wobec koszyka podstawowych walut światowych, w tym dolara, franka, jena i funta, euro w ciągu roku – licząc do 22 listopada – straciło 1,5 proc. Natomiast gdy z koszyka wykluczy się dolara wówczas spadek wspólnej europejskiej waluty wyniesie 2,7 proc. – wynika z wyliczeń Deutsche Banku.

Inwestorzy podążają także do krajów z nadwyżkami, gdyż EBC obniża koszty kredytu, aby stały się przeciwwagą dla pełzającego wzrostu gospodarczego,. Teraz różnica między stopami w strefie euro i podstawową stopą procentową w Szwajcarii wynosi 1,25 proc., wobec średniej 1,56 proc. w latach 2002-2008. Podstawowa stopa w Norwegii wynosiła w październiku 2,25 proc.

Jedyną dobrą stroną słabszego euro jest wsparcie dla eksportu regionu, gdyż staje się on bardziej konkurencyjny.