Po słowach NBP przeszedł do czynów. Interweniował wczoraj nie słownie, ale sprzedawał walutę z rezerw. Niewiele jednak pomógł złotemu. Zaważyły złe dane z Europy. Miały one też wpływ na wzrost rentowności polskich obligacji.
Wczoraj o 9.40 rano, po ponad miesiącu przerwy, Narodowy Bank Polski dokonał kolejnej interwencji na rynku walutowym, powodując umocnienie kursu złotego o 0,5 proc. do euro.
– Powodem interwencji było znaczne osłabienie naszej waluty, na które wpływ miało pogorszenie sytuacji w krajach strefy euro, w tym wzrost rentowności hiszpańskich i włoskich obligacji – tłumaczy Adam Czerniak, ekonomista Kredyt Banku. – Jednak wyhamowanie deprecjacji złotego przez interwencje NBP i BGK może być trudne z powodu sygnałów o pogorszeniu koniunktury gospodarczej i sytuacji fiskalnej w strefie euro – dodaje.

Zawinili Niemcy

I tak właśnie było wczoraj. Najpierw euro osłabiło się do 4,44 zł, a dolar do 3,29 zł, by po południu podskoczyć odpowiednio do niemal 4,50 zł i 3,37 zł. NBP nie udało się wyhamować deprecjacji.
Wszystko za sprawą złych informacji z rynku niemieckiego. Niemcom udało się uplasować na rynku obligacje dziesięcioletnie tylko za 3,64 mld euro. Planowali za 6 mld euro.
– Z powodu niskich oferowanych cen sprzedający musiał odrzucić ofertę. Wszystko wskazuje na to, że kryzys dotarł do rynku niemieckiego. A skoro lider ucierpiał, to osłabiło się euro do dolara. Tradycyjnie rykoszetem dostał złoty – tłumaczy Marek Rogalski, analityk DM BOŚ. Uważa jednak, że ta nauczka może wpłynąć na Niemcy, które być może w końcu dadzą zgodę EBC na interwencje – drukowanie euro i wykup obligacji państw strefy. Dodatkowo negatywnie na złotego wpłynąć mogły odczyty listopadowego PMI – danych o koniunkturze dla przemysłu Niemiec 47,9 pkt i Francji – 47,6 pkt. Oba były gorsze niż miesiąc wcześniej i słabsze od oczekiwań analityków.
– Wczorajsza sesja pokazała, że dopóki nie pojawią się pozytywne informacje z Europy, nawet połączone siły NBP i BGK nie będą w stanie ani zatrzymać, ani tym bardziej odwrócić trendu – mówi Marek Rogalski. Choć przyznaje, że obecnie złoty jest blisko wrześniowego kursu 4,52 – 5,53 zł za euro. Eksperci są zgodni, że niezależnie od rozwoju sytuacji na rynku walutowym zmasowanego połączenia sił obydwu instytucji możemy się spodziewać w ostatnich dniach roku. Będą walczyły o umocnienie złotego, by pomóc Skarbowi Państwa w utrzymaniu poziomu długu do PKB poniżej 55 proc. Taki krytyczny kurs grożący przekroczeniem progu wynosi w okolicach 4,70 zł za euro.

Wzrost rentowności

Nie tylko złoty wczoraj się osłabiał. Niekorzystne tendencje ujawniły się na rynku obligacji. Rentowności polskich papierów skarbowych poszły w górę o blisko 20 punktów.
– To również efekt nieudanej aukcji w Niemczech, gdzie rządowi udało się uplasować na rynku niewiele ponad połowę obligacji – mówi Piotr Żółtowski, analityk BPH. Ale Polska nie była wyjątkiem, bo wydarzenia w Niemczech spowodowały wzrosty rentowności obligacji większości europejskich krajów.
Dużo szczęścia miał BGK, który przed niemiecką aukcją sprzedał obligacje infrastrukturalne za 902 mln zł przy popycie nieznacznie przekraczającym miliard. Średnia rentowność wyniosła 6, 287 proc. To około 40 punktów bazowych więcej od notowań 10-letnich obligacji skarbowych. Gdyby aukcja odbiła się nieco później, zainteresowanie mogłoby być niższe, a rentowności poszłyby w górę.
Teraz najważniejsze pytanie brzmi, jak bardzo wahnięcie na rynku papierów skarbowych odbije się na kolejnych przetargach na nasze papiery skarbowe. Resort planuje najbliższą aukcję na 8 grudnia. Ale zastrzega, że może ją odwołać w zależności od sytuacji rynkowej i potrzeb budżetowych. Kolejna przewidywana jest na 14 grudnia. Ma polegać na zamianie obligacji.
W tym roku rząd zrealizował już potrzeby pożyczkowe i nie ma kłopotu. Jednak rosnące oprocentowanie rentowności może niepokoić w kontekście przyszłego roku. Potrzeby pożyczkowe netto, czyli wynikające z zaciągania bieżącego zadłużenia, mają kosztować rekordowe 45 mld zł.