Choć kanclerz Niemiec wciąż nie zgadza się na euroobligacje, w środę Komisja Europejska przedstawi trzy warianty takich wspólnych, "stabilizacyjnych obligacji". Ich zwolennicy mówią, że to jedyny ratunek na szybkie wyjście z kryzysu zadłużenia eurolandu.

"Perspektywa obligacji stabilizacyjnych mogłaby potencjalnie szybko złagodzić obecny kryzys zadłużenia, bo kraje ponoszące teraz wysokie koszty obsługi długu mogłyby skorzystać z lepszej oceny wiarygodności kredytowej silniejszych gospodarek" - przyznaje KE w projekcie dokumentu, jaki przyjmie w środę. Dodaje, że choć wprowadzenie w życie projektu może zabrać dużo czasu - bo najpewniej wymaga zmiany traktatu - "to już sama zapowiedź wprowadzenia takich obligacji poprawiłaby sytuację krajów nękanych wysokimi kosztami długów".

Pod presją europosłów oraz rosnącej liczby zwolenników euroobligacji KE przedstawi w środę propozycje w sprawie wspólnych obligacji. Będzie to dopiero tzw. Zielona Księga, czyli dokument przedstawiający różne opcje, a nie projekt legislacyjny. W dokumencie, który przedostał się już do prasy, KE nie mówi o "euroobligacjach", ale "stabilizujących obligacjach" dla eurolandu. Proponuje trzy warianty, z czego dwa pierwsze wymagają zmiany traktatu UE.

"Wierzę, że jak osiągniemy odpowiedni poziom integracji, konwergencji i dyscypliny, +stabilizujące obligacje+ będą miały sens i przedstawimy te pomysły" - powiedział w poniedziałek przy okazji konferencji prasowej z nowym premierem Grecji przewodniczący KE Jose Barroso.

Drugi wariant to stworzenie wspólnie gwarantowanych euroobligacji

KE zastrzega, że bez względu na to, jaki wariant obligacji eurolandu zostałby wybrany, musi być połączony z silniejszym zarządzeniem gospodarczym UE i większą dyscypliną finansów publicznych. Dlatego KE przedstawi też w środę propozycję wzmacniania dyscypliny w eurolandzie.

Spośród trzech wariantów "najbardziej skuteczny" zdaniem KE to zastąpienie wszystkich narodowych obligacji emitowanych przez "17" nowymi, wspólnymi, które korzystałyby ze wspólnych gwarancji. Ta opcja wymagałaby stworzenia jednej, wspólnej agencji dłużnej. Ale oznaczałaby największe "ryzyko moralne" - ostrzega KE. Państwa członkowskie mogłyby bowiem "na gapę" korzystać z dyscypliny innych, bez wpływu na własne koszty finansowania.

Drugi wariant to stworzenie wspólnie gwarantowanych euroobligacji, ale tylko dla części wspólnego długu. Kraje kontynuowałyby emisję narodowych obligacji. Opcja ta - podobnie jak pierwsza - wymaga zmiany traktatu, gdyż obecny Traktat z Lizbony nakazuje, że każdy kraj sam jest odpowiedzialny za swe zobowiązania finansowe.

Ta opcja to pomysł zbliżony do propozycji niemieckich ekspertów z German Council of Economic Experts. W przyjętym planie naprawczym dla strefy euro zaproponowali oni stworzenie "funduszu oddłużenia", do którego transferowano by długi krajów eurolandu przekraczające dozwolony 60-procentowy pułap względem PKB. Państwa strefy euro byłyby zobowiązane spłacić długi w ciągu 20-25 lat, a zabezpieczeniem byłyby ich rezerwy walutowe albo złoto. Funduszem nie byłyby objęte państwa korzystające z pomocy eurolandu i MFW (czyli Grecja, Irlandia i Portugalia).

O euroobligacje od ponad roku apelują m.in. Verhofstadt, Juncker oraz Tremont

Trzeci zaproponowany przez KE wariant nie wymaga zmiany traktatu. Chodzi także o stworzenie wspólnych obligacji stabilizacyjnych tylko częściowo zastępujących obligacje narodowe. Nie cieszyłyby się one jednak wspólnymi gwarancjami. Każdy kraj musiałby zapewnić gwarancje odpowiednie do wysokości swojego udziału w długu.

O euroobligacje od ponad roku apelują m.in. premier Belgii Guy Verhofstadt, szef eurogrupy Jean-Claude Juncker oraz były minister finansów Włoch Giulio Tremonti.

"Musimy zastanowić się, czy potrzebujemy ograniczonej wzajemnej odpowiedzialności za dług publiczny" - powiedział tydzień temu w Parlamencie Europejskim przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy. Tę wypowiedzi odebrano jako zapowiedź prac na wspólnym instrumentem, który zwiększyłby zaufanie inwestorów do długu publicznego w strefie euro, bo za jego spłatę nie odpowiadałyby już tylko poszczególne kraje eurolandu (czyli np. borykające się z rosnącymi kosztami obsługi długu Włochy czy Hiszpania), ale też Berlin i inne najwyżej notowane przez agencje ratingowe kraje.

Formą takiej wzajemnej odpowiedzialności za dług publiczny w eurolandzie mogłyby być jednak nie tylko euroobligacje, ale także zezwolenie Europejskiemu Bankowi Centralnemu na skupowanie na masową skalę obligacji zagrożonych państw takich, jak Włochy czy Hiszpania. Na oba warianty jak dotąd kategorycznie nie zgadza się kanclerz Niemiec Angela Merkel, wskazując, że oba działania są sprzeczne z traktatem. Ale to Berlin dąży obecnie do renegocjacji traktatu, by wzmocnić dyscyplinę fiskalną państw UE.