Po zakończeniu mandatu szefa eurogrupy przez Jean-Claude'a Junckera w 2012 r., UE rozważy sformalizowanie tego stanowiska na stałe w Brukseli. Będzie też większa kontrola budżetów narodowych przez KE - zapowiedzieli w środę w Strasburgu liderzy instytucji UE.

"Gdy zakończy się kadencja przewodniczącego eurogrupy (czyli posiedzeń ministrów finansów strefy euro - PAP), to podejmiemy decyzję, czy to stanowisko nie powinno na stałe zostać utworzone z siedzibą w Brukseli" - powiedział przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy w debacie w Parlamencie Europejskim w Strasburgu na temat zarządzania gospodarczego strefą euro. Ma to służyć wzmocnieniu zarządzania gospodarczego strefy euro.

Kadencja obecnego szefa eurogrupy kończy się 1 czerwca 2012 roku. Pełniący tę funkcję od 1995 roku premier Luksemburga Jean-Claude Juncker, który także brał udział w debacie w PE, ocenił, że pomysł przekształcenia funkcji szefa eurogrupy "w stałe stanowisko z siedzibą w Brukseli" jest dobry i ułatwi współpracę z innymi instytucjami.

"Nie ma obowiązku, by tę funkcję pełnił któryś z ministrów-członków eurogrupy" - dodał. To by oznaczało, że szefem eurogrupy mógłby zostać jakiś urzędnik, np. obecny komisarz ds. walutowych Olli Rehn, niedawno mianowany na wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej ds. euro. Pod warunkiem, że zgodzą się na to kraje UE.

Przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Barroso, który też brał udział w debacie, zapowiedział natomiast wzmocnienie przez KE kontroli budżetów narodowych państw, "zwłaszcza tych, które zagrażają stabilności finansowej nas wszystkich".

Propozycje w tej sprawie mają być przyjęte przez KE już 23 listopada. Kraje objęte procedurą nadmiernego deficytu, a więc łamiące wyznaczone w Pakcie Stabilności i Wzrostu limity długu i deficytu, będą "w najtrudniejszych przypadkach" zmuszone "do drugiego czytania budżetu" przez ich narodowe parlamenty, tak by uwzględnić zalecenia KE. KE mogłaby nawet zgłaszać rekomendacje poprawek do budżetu już w trakcie jego wykonywania - sprecyzował Barroso.

"Ostateczna decyzja o przyjęciu budżetu pozostanie w kompetencji parlamentów narodowych, ale parlamenty narodowe muszą być bardziej świadome zasad europejskich" - powiedział szef KE.

Przyznał, że ta "zwiększona kontrola" budżetów narodowych "da Komisji ważniejszą rolę w sprawach, które dotąd były wyłączną domeną rządów i parlamentów narodowych". "Ale to konieczne, jeśli chcemy utrzymać jedną walutę" - dodał. Podkreślił, że kryzys, przez który przechodzi Europa, "jest naprawdę poważny i musimy mieć instrumenty", by zapobiec rozpadowi strefy euro. "To moment prawdy: albo uzupełnimy unię monetarną unią gospodarczą, albo będzie koniec wspólnej waluty" - przestrzegł Barroso.

Na szczycie UE w październiku przywódcy państw i rządów zgodzili się na wzmacnianie zarządzania gospodarczego strefy euro, uwzględniając możliwość ograniczonej zmiany traktatu UE, by zapobiec powtórce obecnego kryzysu długów w przyszłości.

Van Rompuy wyliczał, że w ramach wzmacniania dyscypliny finansów publicznych państw eurolandu trzeba zastanowić się, czy nie zwiększyć automatyczności sankcji dla niesubordynowanych państw, a także czy nie wprowadzić dodatkowych sankcji, "jak zawieszanie krajowi prawa głosu lub zawieszanie dostępu do funduszy strukturalnych".

Podkreślił, że chodzi o "pogłębienie współpracy strefy euro między 17 państwami członkowskimi", "ni mniej, ni więcej", oceniając, że w dyskusji przesadza się z "dramatyzowaniem", że doprowadzi to do Europy dwóch prędkości.

"Oczywiste jest, że państwa ze wspólną walutą muszą podejmować wspólne decyzje, pozwala na to już obecny traktat. I tylko państwa, których walutą jest euro, mogą głosować na pewnych etapach" - powiedział. Zaznaczył, że euroland nie jest jakąś "derogacją" w Unii Europejskiej, ale to państwa nienależące do strefy euro są wyjątkiem.

"Największy podział Europy, jaki nam grozi, nastąpi wtedy, jeśli nie uda nam się zagwarantować stabilności strefy euro. Musimy więc dać +17+ wszystkie instrumenty i środki, by zapewnić stabilność. To jest priorytetowy cel. Nie zajmuję się tym, czy ten czy inny jest sfrustrowany" - powiedział Van Rompuy w odpowiedzi na głosy w debacie, że zacieśnianie strefy euro grozi podziałami w UE.

Przypomniał, że większość państw spoza euro ma wejść do eurolandu, dlatego w ich interesie jest, by był on stabilny i miał "lepszą strukturę".

Powtórzył też, że szczyty eurolandu będą się teraz odbywać regularnie. "Chcę, by szczyty Rady Europejskiej (wszystkich 27 państw UE) odbywały się tuż przed szczytami eurolandu, tak by (przywódcy państw spoza euro) mogli wyrazić swoje stanowisko i niepokoje" - zaznaczył.

Przeciwko podziałom w UE i tworzeniem dodatkowych instytucji tylko dla euro wystąpił kolejny raz Jose Barroso. Podkreślił, że można temu zapobiec, jeśli w procesie zarządzania gospodarczego strefy euro i całej UE centralną rolę będzie odgrywać KE (tzw. metoda wspólnotowa).

"Euro nie będzie silniejsze poprzez fragmentaryzację UE i jej rozdrobnienie. (...) Nie może być żadnych podziałów między +17+ a resztą. Praktycznie wszystkie kraje (z tych spoza eurolandu) będą musiały znaleźć się w strefie euro" - powiedział. Jedynie Wielka Brytania i Dania mają wynegocjowany w traktacie akcesyjnym tzw. opt-out umożliwiający im nieprzyjmowanie wspólnej waluty.