Przy obecnych stawkach kraj będzie potrzebował na spłatę zobowiązań 126 lat. Na obsługę długu Rzym musi wydać 119 mld euro rocznie. Włoskie obligacje są drogie, bo banki ograniczają ryzyko, wycofując się z epicentrum kryzysu.
Mimo desygnowania na szefa nowego rządu szanowanego profesora ekonomii Mario Montiego wczoraj inwestorzy nadal domagali się bardzo wysokiej premii za ryzyko zakupu włoskich obligacji. Przy ich obecnych stawkach Włochy, aby spłacić całość swojego długu, musiałyby poświęcić blisko 130 lat.
Sprzedaż przez włoski skarb państwa 5-letnich obligacji wartych 3 mld euro był powszechnie uważany za test dla wiarygodności Rzymu po odejściu Silvio Berlusconiego. Co prawda rząd znalazł bez trudu chętnych na zakup całej emisji, a rentowność papierów spadła w stosunku do ubiegłego tygodnia o ponad 1 pkt proc. do 6,28 proc. Ale to wciąż najwyższa premia dla inwestorów od 1997 roku, a więc od czasu, gdy nie było jeszcze unii walutowej. Zaledwie miesiąc wcześniej rentowność podobnych obligacji wynosiła 5,32 proc. Dla porównania, rentowność 5-letnich niemieckich obligacji wynosiła wczoraj jedynie 1,01 proc.
Rynki źle zareagowały na wiadomość, że po odejściu Berlusconiego Włochy nadal muszą zaciągać dług na bardzo niekorzystnych warunkach. Europejskie giełdy wczoraj spadały, podobnie jak kurs euro wobec dolara.
Jeśli obecne stawki się nie zmienią, rząd Montiego będzie musiał znaleźć kolosalną kwotę 119 mld euro rocznie tylko na obsługę największego, poza Stanami Zjednoczonymi i Japonią, długu na świecie (1,9 bln euro). Taką nadwyżkę dochodów nad wydatkami musi co roku wypracowywać skarb państwa, jeśli Włochy mają pozbyć się deficytu budżetowego. Monti obiecał, że od 2013 r. finanse publiczne kraju zostaną zrównoważone.
Spłata zasadniczego długu wymagałaby zatem jeszcze większego wysiłku. Nawet gdyby kraj przeznaczał na ten cel całość wzrostu gospodarczego, musiałby poczekać aż 126 lat na spłatę wszystkich zobowiązań. Włoska gospodarka (1,55 biliona euro) w ostatnich 15 latach średnio rozwijała się bowiem zaledwie w tempie 0,75 proc. Inaczej mówiąc, w ciągu roku Włosi byli w stanie zwiększyć dochód narodowy swojego kraju zaledwie o 15 miliardów euro.
Te szacunki i tak są optymistyczne. Z powodu szykowanych przez Montiego cięć oraz kryzysu u głównych partnerów handlowych Włoch kraj prawdopodobnie będzie się rozwijał w nadchodzących latach słabiej niż do tej pory.
Nadzieja na spadek rentowności włoskich obligacji też może się okazać płonna. Chętnych na inwestowanie w bony skarbowe Włoch za dużo bowiem nie ma. Christian Clausen, prezes Europejskiej Federacji Bankowej (EBF) i jednocześnie banku Nordea, tłumaczy w wywiadzie dla Bloomberga, że unijne banki nadal będą wyzbywały się włoskich obligacji. – Banki robią dokładnie to, czego się od nich oczekuje: ograniczają ryzyko, wycofują się z epicentrum kryzysu – uważa Clausen.
Monti bardzo szybko zderzy się z ogromnymi kosztami spłaty, a nawet obsługi długu. Prezydent Giorgio Napolitano w chwili wręczania nominacji dla nowego premiera przypomniał, że tylko do kwietnia Włochy muszą znaleźć nabywców na nowe obligacje warte 200 mld euro. Jeśli w tym czasie nowa ekipa nie przekona wierzycieli do pożyczania pieniędzy po niższych stawkach, kraj po prostu może pogrążyć się w pętli zadłużenia.