Prawnicy na zlecenie rządu przygotowują ustawę określającą opłaty za korzystanie ze złóż gazu łupkowego.
Podobną ustawę przygotowało już PiS – złoży ją na pierwszym roboczym posiedzeniu Sejmu. Wszystko po to, aby nowe rozwiązania przyjąć przed końcem roku. PO nie mówi „nie”. – To możliwe do osiągnięcia – usłyszeliśmy od wysokiego rangą polityka Platformy.
„DGP” dotarł do treści niektórych przepisów w ustawie określającej wysokość opłat za korzystanie ze złóż gazu łupkowego, jaką na zlecenie rządu przygotowuje jedna z dużych warszawskich kancelarii. Zaproponowane przez PiS rozwiązania częściowo pokrywają się z propozycjami PO.
Koalicja i opozycja są np. zgodne w kwestii powołania państwowego funduszu, na który byłyby przekazywane pieniądze z opłat górniczych. Obie strony proponują też powołanie państwowej spółki, która byłaby udziałowcem w każdej koncesji. Różnica w założeniach polega głównie na wysokości opłat. PiS proponuje, aby było to 40 proc. od wartości wydobywanego surowca. Platforma uważa, że ta stawka jest za wysoka i może odstraszyć inwestorów. To jednak techniczny szczegół i obie strony są skłonne pochylić się nad nim raz jeszcze. – Do sprawy stawki podchodzimy elastycznie – zapewnia Piotr Naimski z PiS, który przygotowywał projekt ustawy.
Szybkie przyjęcie nowych regulacji jest konieczne, jeśli Polska– wzorem Norwegii – ma czerpać potężne zyski z wydobycia gazu łupkowego. Zagraniczne koncerny, które prowadzą prace poszukiwawcze, nieoficjalnie przyznają, iż pogodziły się z planami wprowadzenia opłat górniczych wyższych niż obecne (średnio 2,5 proc.). Po cichu jednak liczą, że rząd nie zdąży szybko wprowadzić ustawowego cennika i będzie udzielał koncesji na wydobycie na obecnych zasadach. Dlatego podczas zagranicznych prezentacji, na których szukają wspólników do inwestycji w polskie łupki, firmy podają właśnie 2,5-proc. stawkę.
– Musimy się spieszyć z regulacjami, bo postęp prac poszukiwawczych jest szybszy, niż się tego wszyscy spodziewali – przyznaje Janusz Kowalski, ekspert rynku gazowego. Przykładem jest firma Lane Energy, która ma dziewięć koncesji na prace poszukiwawcze. – Te zaplanowane na 2011 r. na Pomorzu zostaną zakończone w najbliższych tygodniach – mówi Katarzyna Terej z Lane Energy. Dodaje, że jeżeli chodzi o koncesje wydobywcze, to dziś trudno określić konkretne daty. – Najpierw musimy dokonać przeglądu danych zebranych podczas prac poszukiwawczych – mówi dyplomatycznie. Nieoficjalnie jednak dowiedzieliśmy się, że wstępne wyniki badań odwiertu w Łebieniu są bardzo obiecujące.
To samo można usłyszeć w innych spółkach, które kończą etapy badawcze i za chwilę będą się starały o koncesje na wydobycie. Oby tym razem rząd był szybszy niż one.
Kto pierwszy, ten lepszy
Jeśli którykolwiek podmiot wystąpiłby o koncesję wydobywczą przed wejściem w życie nowej ustawy, sytuacja prawna w Polsce stałaby się bardzo skomplikowana. Wniosek należałoby rozpatrywać według obowiązujących przepisów. Firma mogłaby więc ubiegać się o korzystanie ze złoża za powszechną dziś stawkę 2,5 proc. wartości wydobytego gazu.
Sytuacja jeszcze bardziej by się skomplikowała, gdyby jakiś podmiot uzyskał prawo do korzystania ze złóż według stosowanych obecnie stawek. Inne podmioty w ramach równego traktowania mogłyby się domagać takich samych opłat pod groźbą procesów sądowych i odszkodowań.
– Nawet jeżeli udałoby się później wprowadzić wyższe opłaty, powstaje kolejny problem. Nie wiadomo, czy Komisja Europejska nie uznałaby, że firmy płacące według niższej stawki nie korzystają z niedozwolonej pomocy publicznej – mówi mecenas Mateusz Janowski z kancelarii JPDI, specjalizującej się w prawie energetycznym.
Można być jednak pewnym, że potężne koncerny wykorzystają każdy pretekst, aby obniżyć wysokość opłat. Do dyspozycji będą miały najlepszych prawników. – W tej sytuacji jedyną szansą uniknięcia zamieszania jest szybkie przyjęcie nowego prawa – mówią wprost eksperci.