Przy transakcjach do 50 euro nasi zachodni sąsiedzi najchętniej używają gotówki. Zmienić to może wprowadzenie kart zbliżeniowych.
Stosunek Niemców do kart płatniczych jest złożony. Z jednej strony coraz większa część obrotu finansowego największej gospodarki Europy odbywa się za pomocą plastikowego pieniądza. Z drugiej jednak tamtejsze społeczeństwo wobec elektronicznych płatności wciąż pozostaje mocno nieufne.

Mikropłatności na celowniku

W Niemczech jest dziś około 93 mln kart płatniczych, co przy populacji sięgającej 82 milionów oznacza, że trudno dziś spotkać za Odrą kogoś bez opatrzonego złotym czipem kawałka plastiku w portfelu. Karty są jednak używane głównie do obsługiwania transakcji powyżej 50 euro. Większość (czyli ok. 70 proc.) zakupów poniżej tej sumy odbywa się wciąż drogą gotówkową.
Dla firm obsługujących płatności elektroniczne ten rynek drobnych płatności w stylu kupna bułeczek w piekarni na rogu czy gazety w kiosku na stacji metra to wciąż bardzo smakowity kąsek do zdobycia. Pierwsze przymiarki do pełniejszego zagospodarowania tego obszaru już się rozpoczęły. Najbliższym realizacji pomysłem jest zastosowanie na szeroką skalę tzw. systemu Near Field Comunication (NFC) czy po prostu kart zbliżeniowych. Od 2012 roku takie karty zamierzają wprowadzić wszystkie niemieckie Sparkassy (czyli popularne za Odrą lokalne banki oszczędnościowe), na które przypada mniej więcej połowa niemieckich kart płatniczych. Psychologowie ostrzegają, że karta zbliżeniowa wydatnie zwiększa ludzką skłonność do wydatków. Zbliżeniówka zawiesza bowiem istniejący w naszej głowie związek pomiędzy zakupem a fizycznym wydawaniem pieniędzy i powoduje, że kończy się z całą masą drogich i nieprzemyślanych zakupów. Jednak parcie banków do wprowadzenia kart działających w systemie NFC jest tak silne, że wkrótce zostaną wprowadzone.
Inną ciekawą drogą popularyzacji płatności bezgotówkowych są telefony komórkowe. Według najnowszego sondażu hamburskiej firmy doradczej Bankenkontor nieufność wobec tego typu płatności bezgotówkowych topnieje w Niemczech powoli, ale jednak stale. Takich zakupów nie wyklucza już bowiem 55 proc. Niemców i jest to wynik o 5 proc. lepszy niż w sondażu przeprowadzonym jeszcze na początku roku. Telefonu komórkowego respondenci najchętniej gotowi są używać do płacenia za drobne usługi typu parkowanie lub bilet autobusowy. Najlepiej jeśli wydatek nie przekracza 10 euro. Tylko co piąty Niemiec potrafi sobie wyobrazić opłacanie w ten sposób towarów i usług wartych więcej niż 100 euro.

Oszustw coraz mniej

Niemcy mają też coraz mniej zastrzeżeń wobec bankomatów. Ma to bez wątpienia związek z coraz skuteczniejszymi zabezpieczeniami samych kart i, co za tym idzie, z coraz mniejszą ilością oszustw i przestępstw związanych z wyciąganiem pieniędzy „ze ściany”. W pierwszej połowie tego roku liczba takich przypadków spadła aż o 60 proc. W 2010 roku ofiarą zmanipulowanego bankomatu padło za Odrą 190 tys. klientów. Powstałe w ten sposób szkody finansowe sięgnęły wówczas 60 mln euro.
Dużym problemem są jednak afery związane z przetwarzaniem danych osobowych zgromadzonych na kartach. Najnowszy to skandal z udziałem firmy Easycash, największego niemieckiego pośrednika w realizacji transakcji bezgotówkowych. Bomba wybuchła, gdy niemieckie radio publiczne NDR poinformowało, że Easycash próbował sprzedać informacje o transakcjach dokonywanych za pomocą należących do nich terminali. Dane mogły dotyczyć nawet 50 mln kart płatniczych.
Firma dysponowała informacjami: kto i co kupuje oraz ile i jak rzetelnie za to płaci. Na tej podstawie potencjalny kupiec mógłby na przykład budować tzw. indeks wiarygodności posiadaczy kart (potencjalnym klientem na takie dane byłyby banki czy firmy telekomunikacyjne), oraz mapy tego, co, gdzie i kiedy dany użytkownik kupuje (to z kolei łakomy kąsek dla firm wysyłkowych czy ubezpieczeniowych). Gdy sprawą zainteresował się Urząd Ochrony Danych Osobowych w Nadrenii Północnej-Westfalii, Easycash zaczął wycofywać się rakiem z pomysłu sprzedaży danych, twierdząc, że schemat był tylko niezobowiązującym badaniem nowego modelu biznesowego. Takie tłumaczenia na niewiele się jednak zdały. – W ostatniej chwili uniknęliśmy największego skandalu w historii płatności bezgotówkowych – krzyczał największy berliński tabloid „Berliner Kurier”. Aby zatrzeć złe wrażenie, firma Easycash zapłaciła też 60 tys. euro kary za przekazanie zabranych przez siebie danych jednej ze swoich spółek córek. Niesmak jednak pozostał, a zwolennicy większej ostrożności wobec wirtualnego pieniądza dostali do ręki poważny argument.