Francuzi boją się, że tanie telewizory czy pralki z Polski skutecznie zaleją ich rynek. Według francuskich mediów Polska przekształca się w trampolinę dla największych azjatyckich koncernów elektronicznych, które chcą zalać rynek zachodniej Europy tanimi pralkami, zmywarkami czy telewizorami.
W 2005 r. widmo polskiego hydraulika, który odbierze pracę Francuzom, przyczyniło się do klęski referendum w sprawie europejskiej konstytucji. Wprawdzie po otwarciu rynku pracy zainteresowanie pracą nad Sekwaną jest wśród Polaków niewielkie, ale w Paryżu nasz kraj nadal wywołuje strach. Tym razem z poważniejszego powodu. Jak pisze prasa francuska, powołując się na źródła rządowe i własne analizy, Polska przekształca się w trampolinę dla największych azjatyckich koncernów elektronicznych, które chcą zalać rynek zachodniej Europy tanimi pralkami, zmywarkami czy telewizorami. W ten sposób polskiego hydraulika i pielęgniarkę zastąpi telewizor z Żyrardowa (nomen omen nazwa miasta pochodzi od francuskiego wynalazcy maszyny do przędzenia lnu Filipa de Girard, pierwszego dyrektora fabryki w Marymoncie i Rudzie Guzowskiej, z której powstał Żyrardów) i pralka z Wronek.
Reporter dziennika „Le Figaro” odwiedził należący do Samsunga zakład we Wronkach i wyszedł z niego wstrząśnięty. W fabryce obowiązuje zapożyczona od Toyoty zasada kaizen: stałego doskonalenia procesu produkcji. Firma, którą koreański koncern kupił rok temu od polskiej Amiki, już teraz co 15 sekund oddaje gotową lodówkę. Wkrótce zostanie uruchomiona linia montażowa do jeszcze szybszej produkcji zmywarek. Amica produkowała we Wronkach 250 tys. pralek i tyle samo lodówek, zatrudniała 600 pracowników. Samsung zatrudnił kolejnych 900, którzy w tym roku zmontują 800 tys. lodówek. A to dopiero początek ekspansji: plany Samsunga zakładają co roku produkcję 1,4 mln lodówek i 1,3 mln pralek.
„Le Figaro” wymienia atuty, jakie oferuje Polska azjatyckim koncernom: bliskość do rynków zbytu (2 h autostradą do Berlina), niskie pensje (ok. 800 euro miesięcznie), niedoszacowany kurs złotego do euro, brak ceł w ramach UE, poprawiająca się infrastruktura.
Zanim Samsung przeniósł produkcję do Polski, czas dostawy produktu wynosił 6 tygodni. Dziś jest to trzy dni. Produkcja została dostosowana do bezpośrednich zamówień: dopiero kiedy ze sklepu w Paryżu czy Lyonie przychodzi prośba o daną serię pralek, rozpoczyna się ich produkcja.
Śladem Samsunga idą kolejni. LG, który już ma w Polsce dwie fabryki telewizorów, uruchamia w tym tygodniu zakład produkcji lodówek we Wrocławiu. Na początek będzie on wytwarzał 300 tys. urządzeń rocznie, ale tempo montażu zwiększy się do miliona lodówek i drugiego miliona pralek.
Jak odnotowuje francuski dziennikarz, śladami Koreańczyków idą Chińczycy. Szczyt bezczelności: chiński koncern TCL montuje telewizory w zakładach w Żyrardowie, które do niedawna należały do francuskiego koncernu Thomson. I zatrudnia robotników przeszkolonych przez Francuzów.

Azjatyckie koncerny mają u nas bardzo dobre warunki do działania

Kiedyś Francja próbowała osłonić się przed taką konkurencją. Dwa lata temu prezydent Nicolas Sarkozy wypłacił wielomiliardowe dotacje dla koncernów Renault i Peugeot w zamian za wycofanie części produkcji z Czech. Ale dziś to niemożliwe: dług publiczny Francji jest zbyt duży, aby go powiększać bez wywoływania paniki na rynkach finansowych. Pozostaje dorównać konkurencyjnością Polsce i wygrywać z nią na jednolitym rynku.