Zdaniem Donalda Tuska niedzielny szczyt UE i eurolandu nie zakończy ostatecznie kryzysu euro, ale przyniesie efekty. Pytany, czy Polska pomoże Grecji, premier powiedział, że najpierw to euroland musi wypracować konsekwentny scenariusz ratunkowy dla euro.

"Nie jestem wróżką, więc nie chcę prognozować, jak się skończy Rada Europejska, ale intuicja mi podpowiada, że nie skończy się jakimś ostatecznym finałem, bo walka z kryzysem będzie procesem trwającym długi czas. Ale uzyskamy efekty, które pozwolą nam uwierzyć, że ten proces zaczął się toczyć dynamicznie" - powiedział Tusk na konferencji prasowej w czwartek w Brukseli po spotkaniu z przewodniczącym Rady Europejskiej Hermanem Van Rompuyem.

Jak dodał, "polska prezydencja zrobi wszystko, aby główni aktorzy w tych debatach w strefie euro, którzy biorą na siebie główny ciężar znalezienia rozwiązania", jak najszybciej osiągnęli porozumienie.

Niedzielny szczyt strefy euro powinien podjąć decyzję w sprawie wzmocnienia funduszu ratunkowego strefy euro (EFSF), tak by mógł on przychodzić z pomocą takim krajom jak Hiszpania czy Włochy. Mowa o zwiększeniu EFSF nawet do 2 bln euro poprzez tzw. lewarowanie, czyli zwiększanie możliwości kapitałowych funduszu bez zwiększenia jego środków z kasy państw strefy euro, ale wciąż trwają w tej sprawie dyskusje między głównym krajami płatnikami do EFSF, jak Niemcy i Francja. Ponadto przywódcy mają ustalić reguły dokapitalizowania europejskich banków, tak aby spełniały wyższy wymóg wskaźnika płynności. Za podniesieniem wskaźnika z obecnych 5 do 9 proc. opowiedział się publicznie minister finansów Niemiec Wolfgang Schaeuble.

Ale jednym z głównych wyzwań szczytu będzie decyzja, co dalej z bankrutującą Grecją i jej długiem. Dyskusje dotyczą tego, jak duży powinny być tzw. haircut, czyli straty dla inwestorów posiadających greckie obligacje, i czy te straty powinny mieć charakter dobrowolny czy obowiązkowy.

Tusk, pytany w Brukseli, czy Polska wesprze Grecję, powiedział, że nie jest zasadne, by państwa spoza strefy euro zastępowały strefę euro. Premier nie wykluczył jednak, że gdy euroland wypracuje solidarny program ratunkowy, to Polska też pomoże.

"Nie jest dzisiaj zasadne, aby państwa spoza strefy euro zastąpiły państwa ze strefy euro w rozwiązaniu problemów państw ze strefy euro - oświadczył Tusk w czwartek na konferencji prasowej w Brukseli. - Jeśli okaże się, że istnieje solidarny i zaakceptowany przez wszystkie państwa strefy euro program jej ratowania, to Polska będzie tym państwem, które podejmie każdy należny wysiłek, aby całej Europie także pomóc, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że upadek czy jakieś dramatyczne zdarzenie w strefie euro będą mieć natychmiastowe konsekwencje dla państw poza strefą euro".

Premier zastrzegł jednak, że ten "oczywisty wymóg solidarności" "nie może iść przed rozstrzygnięciami, które muszą zapaść, a następnie obowiązywać strefę euro".

Barroso chciałby, aby Grecji pomogły kraje, które nie są w strefie wspólnej waluty

Szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso powiedział kilka dni temu w wywiadzie dla niemieckiego dziennika "Bild", że chciałby, aby zagrożonej bankructwem Grecji pomogły w miarę możliwości również te kraje Unii Europejskiej, które nie są w strefie wspólnej waluty. "Życzyłbym sobie, aby wszystkie kraje udzieliły wsparcia, jeśli mają takie możliwości finansowe. To jest w ich własnym interesie. Jeśli euro się chwieje, przysparza trudności wszystkim krajom, także tym z własną walutą" - mówił Barroso.

Donald Tusk przypomniał, że w przeszłości Polska deklarowała już "dobrą wolę" w odniesieniu do takich państw jak Islandia, Łotwa, Mołdawia. "Deklarowaliśmy pomoc i świadczyliśmy tę pomoc w miarę swoich możliwości" - podkreślił. Jego zdaniem najważniejsze dzisiaj to uzyskać "czytelny komunikat" od głównych przedstawicieli strefy euro, "jak ma wyglądać konsekwentny scenariusz walki z kryzysem wspólnej waluty".

W czwartek rano premier Tusk wziął udział w otwarciu w Brukseli dwudniowej konferencji, współorganizowanej przez polską prezydencję, na temat nowego budżetu UE na lata 2014-2020. Przekonywał, że decyzje w sprawie pieniędzy w budżecie 2014-20 będą prawdziwym miernikiem europejskości. "Nie deklaracje, nie slogany, ale te najtrudniejsze decyzje, bo decyzje o naszych pieniądzach będą prawdziwym termometrem europejskości naszych zachowań. Słowa niewiele kosztują, natomiast decyzje o tym, ile pieniędzy z własnych kieszeni przeznaczymy na Wspólnotę, one będą świadczyły o tym, na ile serio traktujemy nasze wspólnotowe ambicje" - powiedział Tusk.