Zysk NBP to potężny zastrzyk gotówki dla budżetu. Zwłaszcza że Jacek Rostowski założył, że nie dostanie nawet złotego
Jacek Rostowski, minister finansów, dostanie w przyszłym roku prezent z NBP: zysk banku centralnego będzie dużo wyższy niż wpisane w projekcie budżetu zero. Niektórzy eksperci, np. Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, uważają, że może sięgnąć nawet 30 mld zł. To byłby ogromny zastrzyk pieniędzy do kasy państwa, której dochody w 2012 r. bez pieniędzy z NBP mają wynieść 292,7 mld zł.
Na rekordowy zysk banku centralnego składa się kilka czynników. Po pierwsze – zyski z obracania walutami i posiadanymi aktywami i z udzielanych pożyczek. Ten wynik będzie całkiem niezły. Zdaniem Jakuba Borowskiego, głównego ekonomisty Kredyt Banku, według bardzo ostrożnych szacunków może on wynieść 6 – 7 mld zł. – NBP obraca 100 mld dol., czyli 300 mld zł. Przy średniej stopie zysku 4 proc. da to 12 mld zł przychodów minus koszty działań NBP – twierdzi Borowski.
Kolejnym możliwym źródłem zysku jest zmiana wyliczonej w złotych wyceny rezerw walutowych. – Była silna deprecjacja naszej waluty. W jej wyniku o blisko 30 mld zł wzrosła wartość walut tworzących rezerwy. A to polepszy wynik finansowy NBP i da budżetowi, wynoszący nawet 25 mld zł, zysk – mówi Janusz Jankowiak. Sam NBP nie chce komentować tego, że na rezerwach walutowych z tytułu osłabienia złotego może mieć tyle zysku. – Nie odnosimy się do tych danych, gdyż nie są nam znane założenia przyjęte do prezentowanych wyliczeń – poinformował „DGP” Przemysław Kuk, rzecznik prasowy NBP.
Jednak część ekonomistów uważa, że pieniędzy z wyceny rezerwy walutowej będzie dużo mniej. – Niezrealizowane różnice kursowe nie mogą tworzyć zysku NBP – przekonuje Andrzej Bratkowski, członek RPP. Zgadzają się z nim prof. Dariusz Rosati, były członek RPP, i Jakub Borowski. – Przecież jeśli złoty się wzmocni, wartość rezerw w obcych walutach automatycznie spadnie, a budżet tych pieniędzy nie odda – mówi Borowski.
Ale prof. Dariusz Filar, były członek RPP, widzi to inaczej. Wyjaśnia, że z części zysku z niezrealizowanych różnic kursowych tworzy się rezerwę na ryzyko kursowe, z czego pokrywana będzie strata, gdy nastąpi odwrócenie trendu. – O resztę powiększa się zysk brutto. Następnie odejmuje się koszty, straty z lat poprzednich itd. I z uzyskanego zysku netto 95 proc. trafia do budżetu. Pieniądze wirtualne z rezerw walutowych zamienia się na rzeczywiste, które wpłyną do budżetu przez powiększenie emisji pieniądza.

Gdyby w 2012 r. budżet dostał z NBP kilkanaście miliardów zysku, padłby rekord. Do tej pory największy transfer wyniósł 6,2 mld zł. Stało się tak w tym roku.

Na pewno zysk NBP będzie grał dużą rolę w realizacji przyszłorocznego budżetu. Już nawet 6 mld zł, czyli dolny szacunek ekonomistów, da ministrowi finansów sporą poduszkę finansową. Gdyby jednak sprawdziły się wyliczenia Janusza Jankowiaka, ekonomisty Polskiej Rady Biznesu, który mówi o 25 mld zł, deficyt budżetowy byłby niewielki lub nie byłoby go niemal wcale. Ta kwota to 1,5 proc. PKB, czyli połowa dopuszczalnego deficytu, do jakiego mamy zejść, by zadowolić Brukselę. – Nawet jeśli nie będzie to suma dwucyfrowa, to i tak będzie to spory zastrzyk gotówki, który ułatwi tak jak w tym roku realizację budżetu – uważa Jakub Borowski, główny ekonomista Kredyt Banku.
Jednak Janusz Jankowiak uważa, że jeśli będzie taka potrzeba, to zwycięży pragmatyzm. – Jestem przekonany, że jeśli będą duże potrzeby budżetowe, np. z powodu spowolnienia gospodarczego, to znajdzie się sposób, aby po taką sumę sięgnąć – mówi. Przypomina spór między częścią RPP a byłym szefem NBP Sławomirem Skrzypkiem o zysk NBP w 2010 r. Wtedy rząd wyegzekwował z banku centralnego 3 mld zł.
Po pieniądze z rezerwy rewaluacyjnej NBP sięgał m.in. Grzegorz Kołodko, minister finansów w latach 2002 – 2003. Do kasy państwa z NBP wpłynęło w 2002 r. 2,6 mld zł. Rok później Kołodko dostał 4,6 mld zł, o 1 mld zł więcej, niż zapowiadał NBP w 2002 r. Dzięki tym pieniądzom minister nie musiał ciąć wydatków.
Także teraz NBP stoi na stanowisku, że niezrealizowane przychody z różnic kursowych, które wskazują na wzrost równowartości złotowej posiadanych przez NBP walut obcych nie mają wpływu na wysokość wyniku finansowego banku centralnego. Jak wynika z informacji przesłanej „DGP” przez Przemysława Kuka, rzecznika NBP, z przepisów banku wynika, że rada co roku tworzy rezerwę na ryzyko kursowe i jest ona jednym z kosztów funkcjonowania NBP, a niezrealizowane różnice kursowe mogą być użyte do tworzenia rezerwy. Skoro złoty np. osłabił się do euro, jest prawdopodobne, że w kolejnym roku się wzmocni, więc wirtualny zysk będzie mniejszy. Ale nadwyżkę rezerwy rozwiązuje się na poczet przychodów. Już samo pomniejszenie rezerwy o wartość niesprzedanych walut zmniejsza ją i tym samym powoduje, że koszty są niższe, a faktyczny zysk wyższy. Tak stało się m.in. w 2003 r.