Polska podoba się zagranicznym inwestorom. Mimo światowego spowolnienia lokują tu coraz więcej kapitału. Szukają miejsc dla swoich przedsiębiorstw w specjalnych strefach ekonomicznych albo przejmują udziały w polskich firmach.
Inwestycjami w Polsce interesują już nie tylko Niemcy, Brytyjczycy, Francuzi czy Skandynawowie – także firmy z Azji: Chin, Indii czy Bliskiego Wschodu. Polska przyciąga zagraniczny biznes. Jedni widzą tu europejski rynek zbytu, inni wysoko rozwinięte technologie i świetnie wykształcony personel, który wyprodukuje maszyny, urządzenia, samochody na ojczyste rynki. Dlatego mimo światowego spowolnienia Polska ma świetne perspektywy dla inwestycji zagranicznych.

Coraz więcej inwestycji

Wartość projektów zamkniętych przez Polską Agencję Informacji i Inwestycji Zagranicznych w pierwszych ośmiu miesiącach 2011 r. wyniosła 961,8 mln euro. To o 64 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Znacznie wyższa jest również średnia wartość zakończonego przedsięwzięcia – obecnie wynosi 27,5 mln euro wobec 15,8 mln euro w 2010 r.
W sierpniu agencja prowadziła 172 projekty inwestycyjne. Najwięcej niezmiennie pochodzi ze Stanów Zjednoczonych – 39 amerykańskich projektów jest wartych 1,21 mld euro i może stworzyć 8982 miejsca pracy. Na drugim miejscu jest Wielka Brytania (18 inwestycji o wartości 355,6 mln euro i 6158 planowanych miejsc pracy), na trzecim – Chiny (14 inwestycji za 244,5 mln euro i 3031 nowych miejsc pracy). W czołówce znaleźli się także inwestorzy niemieccy z Korei Południowej oraz Japonii.
– W tym roku napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych (BIZ) może być nawet o 20 proc. wyższy niż w 2010 r. – mówi Sławomir Majman, prezes PAIiIZ. Agencja spodziewa się napływu owych BIZ na prawie 1,5 mld dol. W przyszłym roku inwestycje bezpośrednie mają wzrosnąć o kolejne 200 mln dol. i tyle samo w 2012 r.
Mimo niepewnej sytuacji gospodarczej, która hamuje rozwój firm na całym świecie, agencja prowadzi w tym roku więcej spraw niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Ich łączna wartość wynosi 6,43 mld euro, które mogą dać zatrudnienie 47 574 osobom. – Najpopularniejszym sektorem jest motoryzacja – mówi Krystyna Olesińska, rzecznik PAIiIZ. – Jednak często rodzaj inwestycji jest zależny od kraju, z którego pochodzi kapitał. Amerykańscy przedsiębiorcy najczęściej wybierają outsourcing i centra badawczo-rozwojowe. Brytyjczycy najchętniej lokują kapitał w przetwórstwie spożywczym i maszynowym, a Koreańczycy oprócz motoryzacji również w sektorze elektronicznym – dodaje.

Usługi i przemysł wiedzy

Choć liczba inwestycji się zwiększa, nie rośnie znacząco liczba nowych miejsc pracy. Od 2010 r. przybyło ich 2 proc. – z 8158 do 8296. To wynik zmiany charakteru projektów, jakie realizowane są w Polsce. W latach 90. nowe fabryki zatrudniały po kilka tysięcy osób. Dziś – po kilkaset. Coraz więcej obecnych inwestycji dotyczy sektora usług i przemysłu wiedzy, a tam potrzeba mniej pracowników niż np. przy produkcji. Wymaga się od nich natomiast wyższych kwalifikacji.
Wśród projektów zamkniętych przez PAIiIZ poza outsourcingiem oraz sektorem badawczo-rozwojowym dominowały motoryzacja oraz sektor spożywczy.
Dla porównania w 2010 r. przeważały inwestycje lokowane w outsourcing i centra badawczo-rozwojowe oraz w przemysł maszynowy i lotniczy. W tym roku najwięcej projektów pochodziło z USA, Japonii i Francji, w 2010 r. z USA, ze Szwecji, z Wielkiej Brytanii i Korei Południowej. Blisko jedna trzecia wszystkich inwestorów wybrała specjalne strefy ekonomiczne na miejsce realizacji swoich projektów – to nieco mniej niż przed rokiem.



Polskie atuty

Strefy ekonomiczne nadal kuszą inwestorów, ale ci liczą już na coś więcej niż tylko na zwolnienia z podatku dochodowego. Dla firm najważniejsze jest, czy w danym regionie znajdą wykształconą kadrę. Poza tym stawiają na inne pieniężne granty, np. na pieniądze z UE na nowe projekty.
– Inwestorzy w strefach cenią nie tylko możliwość otrzymania ulgi w podatku dochodowym, lecz także inne ułatwienia. Otrzymują dobrze przygotowany i wyposażony w niezbędną infrastrukturę grunt, fachową pomoc na gruncie prawa, zwłaszcza w kontaktach z samorządami przy załatwianiu różnego rodzaju pozwoleń. Ale kierują się też tym, czy na danym obszarze znajdą wyszkolone kadry zarówno wyższego, jak i średniego szczebla – mówi Teresa Kamińska, prezes zarządu Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej.
Dlatego w Chmielowie, na działce o powierzchni ok. 13,5 ha zlokalizowanej na terenie Tarnobrzeskiej SSE, Pilkington Automotive Polska należący do japońskiej grupy NSG zamierza do 2014 r. podwoić dotychczasową produkcję w Polsce. Będzie to możliwe dzięki nowej fabryce, której planowana zdolność produkcyjna wyniesie 7 mln sztuk szyb samochodowych rocznie. Jak mówi Ryszard Jania, prezes Pilkington Automotive Polska, o wyborze Polski i Tarnobrzeskiej SSE na miejsce powstania nowego zakładu zadecydowały doskonałe wyniki osiągane przez zakład w Sandomierzu, przyznany grant z funduszy europejskich oraz oferta strefy. Całkowity koszt inwestycji wyniesie około 450 mln zł. Inwestor stworzy około 500 miejsc pracy. Dodatkowo 150 etatów może powstać w otoczeniu inwestycji.
To, że zainteresowanie strefami ekonomicznymi nie słabnie, potwierdzają inni ich przedstawiciele. – Obecnie prowadzimy rozmowy z kilkunastoma kolejnymi firmami. Wśród nowych inwestorów przeważają duże przedsiębiorstwa z branży motoryzacyjnej i spożywczej. Do największych z nich należą Lotte E.Wedel oraz Ronal. Rok powinniśmy zamknąć blisko 20 nowymi zezwoleniami – mówi Stefan Wyszyński z wałbrzyskiej strefy Invest-Park. To oznacza, że nakłady inwestycyjne w tym roku przekroczą tam miliard złotych.
Dotychczas zainteresowanie inwestycjami w Wałbrzyskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej wyraziło 13 przedsiębiorstw, co przełożyło się bezpośrednio na deklaracje zainwestowania prawie 800 mln zł i utworzenia ponad 600 miejsc pracy. – W tym roku w strefie legnickiej wydane zostały trzy pozwolenia na realizację inwestycji. Do końca roku liczba ta powinna wzrosnąć jeszcze przynajmniej o dwa nowe projekty – mówi Wiesław Sowiński z Legnickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Dwóch inwestorów, o których już może informować, to firmy Winkelmann Polska oraz Case Tech Polska. Obie działają już w Legnicy i planują nowe projekty. Winkelmann Polska chce zbudować nowy zakład produkcji części dla motoryzacji. Firma da zatrudnienie łącznie ponad 900 osobom. Natomiast Case Tech Polska specjalizuje się w produkcji osłonek wędliniarskich na bazie tworzywa sztucznego. Do tej pory prowadziła działalność w wynajmowanych pomieszczeniach. Teraz zadecydowała, że chce wybudować własny zakład. Zatrudni ponad 130 pracowników.
– Stawiamy nie tylko na nowych inwestorów, lecz także na reinwestowanie przez obecne już firmy. I to się udaje. Jeśli chodzi o branże, to nie ma co oczekiwać, by powstawały w naszym kraju projekty dotyczące prostej produkcji. Ta bowiem w coraz większym zakresie przenosi się do Chin, gdzie wciąż najłatwiej o tanią siłę roboczą. W Polsce najczęściej mamy do czynienia z inwestorami z sektora motoryzacyjnego oraz elektronicznego w szerokim zakresie, jak produkcja AGD, RTV czy solarów woltanicznych – mówi Teresa Kamińska z pomorskiej strefy ekonomicznej. – Coraz więcej widać inwestorów z Azji, w tym z Japonii. Co ważne, Polska przyciąga już nie tylko gigantów, lecz także średniej wielkości firmy – dodaje.



Saudyjczycy szukają u nas pałaców do remontu, interesują się energetyką
Jakie są nowe kierunki, z których pochodzą inwestorzy zainteresowani angażowaniem kapitału w Polsce?
Maciej Stańczuk, prezes Polskiego Banku Przedsiębiorczości
Przede wszystkim są to inwestorzy z Azji, najczęściej z Chin. Zainteresowani są wykonawstwem, projektami infrastrukturalnymi, przemysłem energetycznym. Mają ogromne doświadczenie w budowie elektrowni i elektrociepłowni opartych na tradycyjnych surowcach i chcą je wykorzystać w Polsce. Interesują ich również inwestycje w energię odnawialną. Chcą ulokować 250 mln zł w Hucie Stalowa Wola. Sądzę, że ich udział w inwestycjach bezpośrednich w Polsce będzie rósł.
W ubiegłym tygodniu w gościliśmy delegację inwestorów z Arabii Saudyjskiej. To kapitał do tej pory nieobecny w Polsce.
Arabia Saudyjska ma ogromne zasoby kapitału i rezerw walutowych. Jej potencjał dostrzegli m.in. Niemcy. Kilka lat temu jeden z niemieckich landów skutecznie uplasował emisję obligacji o strukturze islamskiej na rynkach krajów GCC (Gulf Cooperation Council), do których należą: Kuwejt, Katar, Bahrajn, Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Oman. Zaowocowało to wzrostem eksportu z tego landu do Arabii trzykrotnie przewyższającym wartość emisji. My powinniśmy zrobić to samo.
A jakimi inwestycjami w Polsce są zainteresowani Saudyjczycy?
Na przykład turystyką i ochroną zdrowia. Jednemu z funduszy arabskich udało się już zaangażować w budowę szpitala w Żywcu w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego. Ale to jedyny ich projekt. Chcieliby także operować w sektorze nieruchomości. Szukają zamków, pałaców i rezydencji do rewitalizacji. W tej branży od lat działają w Szwajcarii i Wielkiej Brytanii. Są także zainteresowani branżą energetyczną i paliwową. Podczas wizyty wyrazili zdziwienie, że jeszcze nie zdywersyfikowaliśmy dostaw surowców energetycznych. Są gotowi odegrać w tym procesie znaczącą rolę. Chcą także inwestować w przetwórstwo rolno-spożywcze, w firmy, które gotowe byłyby znaczną część wyrobów wysyłać na eksport do Arabii. To bardzo chłonny rynek gwarantujący bardzo wysokie zyski.
Jakie są główne oczekiwania inwestorów z tego regionu?
Szukają w Polsce firm do przejęcia albo takich, w które mogliby się zaangażować np. przez fundusze private equity. Głównym problemem jest to, że oczekują bardzo wysokiej stopy zwrotu z inwestycji – rocznie jest to nawet 30 proc.