Zmarły w piątek Steve Jobs zbudował potęgę Apple’a, stawiając na innowacyjność. Czy bez niego koncern nadal będzie w stanie narzucać rynkowi własne reguły gry?
Steve Jobs pozostawił Apple’a u szczytu potęgi. Koncern z Cupertino stał się najbardziej cenioną marką świata: z kapitalizacją 350 mld dol. wyprzedził długoletniego lidera zestawienia, naftowego giganta ExxonMobil. Taki jest efekt wprowadzenia na rynek w ostatnich latach iPoda, iPada oraz iPhone'a, które zrewolucjonizowały nie tylko światowy rynek komputerowy, lecz także muzyczny, informacyjny i telekomunikacyjny. Jednak w tym niebywałym sukcesie tkwi i zagrożenie dla przyszłości Apple’a. Rzadko zdarzało się bowiem, aby rozwój firmy aż w tak ogromnym stopniu polegał na intuicji i wyczuciu rynku jednej osoby.
Jobs już od sześciu lat przygotowywał swojego następcę. Tim Cook, który od sierpnia formalnie kieruje spółką, jest uważany przez ekspertów za wybitnego menedżera. To on zdołał zbudować system dystrybucji, który pozwala na wprowadzenie o jednej godzinie na całym świecie nowych produktów Apple'a, stwarzając wśród milionów fanów firmy z logo z nadgryzionym jabłuszkiem niepowtarzalną atmosferę wyczekiwania i entuzjazmu. To także Cookowi koncern zawdzięcza bardzo dużą zyskowność i obniżenie kosztów, m.in. poprzez przeniesienie części produkcji do Chin przy zachowaniu najwyższych standardów jakości.
Depesza kondolencyjna, którą wczoraj wysłał rywal Jobsa, a zarazem jego wieloletni przyjaciel, szef Microsoftu Bill Gates, określa jednak sedno wyzwania, przed którym stanął Apple. „Niewielu było ludzi, którzy mieli tak wielki wpływ na rozwój świata jak Steve. Jego dzieło będzie odczuwało wiele nadchodzących pokoleń”.

Despotyzm i wyczucie rynku

Od założenia przed 35 laty Apple’a wraz ze swoim partnerem Steve’em Wozniakiem w garażu rodzinnego domu Jobs przez całą swoją karierę dawał dowody wizjonerskiej oceny rozwoju rynku, którego Cook nie ma. Zaczęło się od komputerów Apple I i Apple II, które dzięki prostej obsłudze i niskiej cenie stały się pierwszymi pecetami dla masowych odbiorców w Ameryce. W połowie lat 80. Apple wprowadził z kolei pierwszy program oparty na ikonach i wirtualnym pulpicie, po którym można poruszać się za pomocą myszki.
Pod koniec dekady IBM, ówczesny największy producent komputerów na świecie, zaczął jednak spychać Apple’a na margines, próbując niepodzielnie narzucić na rynku standard PC. Bezwzględny styl zarządzania Jobsa (nie wahał się nazywać współpracowników „głupkami”, gdy nie podobały mu się ich pomysły, a każdy detal nowego produktu, łącznie z kolorami przewodów nowych komputerów, musiał być przez niego zaakceptowany) zaczął jednak drażnić zarząd borykającej się ze spadkami sprzedaży firmy. I prezes został wyrzucony z założonej przez siebie firmy.
Dwanaście lat dorosłego życia, które Steve Jobs spędził poza Apple’em, okazało się jednak porażką i dla niego, i dla firmy, którą założył. Stworzony przez niego koncern specjalizujący się w produkcji komputerów o najwyższych parametrach NeXT nie odniósł sukcesu. Jobs skoncentrował się więc, i to z sukcesem, na stworzeniu studia filmów animowanych Pixar, które w końcu sprzedał Disneyowi za 7,4 mld dol. Z kolei Apple na początku lat 90. stanął na skraju bankructwa. Już tylko najbardziej zagorzali zwolennicy wierzyli, że uda się utrzymać alternatywny wobec PC standard komputerowy.
Przejęcie w 1997 roku przez Apple’a NeXT wraz z Jobsem (na początek w roli doradcy) okazało się ostatnią deską ratunku dla koncernu. Niezwykły renesans firmy zaczął się od wprowadzenia na rynek iMaca – domowego komputera o pięknej stylistyce, który sam Jobs nazwał „skrzyżowaniem technologii i sztuki”. Prawdziwy przełom nastąpił jednak na początku XXI wieku. Jobs dostrzegł przed innymi szanse, jaką stwarzają nowe technologie informatyczne. Bardzo szybko mały, elegancki odtwarzacz plików muzycznych iPod w powiązaniu ze sklepem iTunes, w którym dosłownie za centy można było kupować piosenki, zdominował światowy rynek muzyczny. Apple poszedł za ciosem: wykorzystując w iPhone’ach i iPadach tę samą receptę na sukces: łatwą do wykorzystania technologię, piękny wygląd i powiązania z produktami dostępnymi na internecie (tym razem na stronie Apple Store).



Konkurencja zapawiada atak

Rezygnując w sierpniu z kierowania firmą, Steve Jobs zapowiedział, że koncern ma przynajmniej do 2015 roku precyzyjny plan wprowadzenia na rynek nowych produktów. Jednak prezentacja na kilka dni przed jego śmiercią nowej wersji iPhone’a pokazała, że nie musi to wcale być prawdą. Zamiast kolejnej rewolucji był tylko niewielki tuning. – Zaprezentowali produkt, który jest niemal identyczny ze swoich poprzednikiem, który ma już 15 miesięcy. Niebezpieczeństwo polega na tym, że cykl życia nowych wynalazków staje się coraz krótszy i Apple może bardzo szybko zostać doścignięty przez konkurencję – uważa John Jackson, analityk agencji badania rynku CCS Insight. Największy konkurent firmy z Cupertino, koreański Samsung, już enigmatycznie zapowiedział, że za kilka dni zaprezentuje coś wielkiego.
Apple stracił także inny, kluczowy atut: umiejętność przekształcenia kolejnego nowego produktu w wydarzenie z kategorii show-biznesu. – Nowego iPhone’a nie zaprezentował Cook, ale Phil Schiller, szef działu marketingu. Najwyraźniej buty Jobsa są zbyt duże dla nowego prezesa. On był po prostu nie do zastąpienia – mówi Gregory Roekens z firmy analitycznej Wunderman.
Reakcja giełd potwierdziła wczoraj taką ocenę: akcje Apple’a straciły 2,5 proc. wartości, co w przypadku tak dużego koncernu oznacza utracenie prawie 9 mld dol.
Znacznie groźniejsze dla przyszłości Apple’a jest jednak gorący oddech konkurencji, która zaczyna wprowadzać na rynek produkty coraz bardziej przypominające te z jabłuszkiem. Samsung wcale nie zamierza też wstrzymywać batalii patentowej z Apple’em, która rozstrzygnie, czy Samsung Galaxy jest kopią iPada. Stawkę w tej grze jest wart 16 mld dol. rocznie rynek Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej i Australii, a w przyszłości być może także reszty świata. Na razie inwestorzy najwyraźniej uznali, że szanse konkurentów Apple’a się zwiększyły: wczoraj cena akcji Samsunga wzrosły o 1,5 proc., Nokii o 1,8 proc., a LG nawet o 6,3 proc. Ostatnio także tajwański producent podzespołów elektronicznych VIA Technologies oskarżył Apple’a o kradzież pomysłów. Tu może być stawką nawet zakaz sprzedaży całej gamy produktów z logo z nadgryzionym jabłuszkiem na terenie Ameryki.
W depeszy kondolencyjnej prezydent Barack Obama nazwał Jobsa „jednym z największych wynalazców, jakich wydała Ameryka”. Jednak zdaniem Gregory’ego Roekensa to nie do końca prawda. – Większość nowości, jakie wprowadził na rynek, wykorzystywała technologie, które bądź kupił od innych, bądź rozwinął, wykorzystując cudze pomysły. Jobs, który miał bardzo skromne pochodzenie (był nieślubnym dzieckiem pracującego w Kalifornii syryjskiego profesora i amerykańskiej lekarki zaadoptowanym przez robotniczą rodzinę, Paula i Clary Jobsów) i nigdy nie odcinał się od swoich korzeni (jego emblematycznym strojem były dżinsy i czarny golf), doskonale wyczuwał, jak dostosować je do potrzeb zwykłych ludzi. Bez niego produkty Apple’a mogą być takie same jak konkurencji. To byłoby dla firmy największe zagrożenie – ostrzega amerykański ekspert.