Chiny nie chcą być już tylko wielką fabryką dla świata. Ich społeczeństwo się bogaci, a w Państwie Środka gwałtownie rośnie wewnętrzna konsumpcja. A to generuje rozwój usług. Tak dynamiczny, że same chińskie firmy nie są w stanie go zaspokoić. 27 października w Warszawie pojawi się kilkuset chińskich biznesmenów, którzy w ramach specjalnej polsko-chińskiej konferencji będą szukali u nas partnerów biznesowych.
– Na razie przygotowaliśmy prezentację stu polskich rozwiązań technologicznych, które mogą zainteresować Chińczyków. Są to głównie projekty z branży komputerowej, energii odnawialnej i technologii ekologicznych – mówi Antonii Roszczuk, prezes China International Europe Business Forum, które organizuje konferencję.
Nowe technologie są rzeczywiście tym, co w Państwie Środka rozwija się najszybciej. W tym kraju są setki milionów aktywnych internautów, którzy chcą np. grać – a w tej branży Polacy mają potężne osiągnięcia. Do zaoferowania Chińczykom mamy też różnego rodzaju aplikacje na komputery czy smartfony.
– Sukces mogą odnieść producenci dóbr i usług niedostępnych lub mało dostępnych na tamtejszym rynku. Chodzi przede wszystkim o dobra wysokiej jakości i w konkurencyjnej cenie – mówi Mateusz Walewski, ekonomista z PricewaterhouseCoopers.
Istotne jest, że przedsiębiorcy, którzy przyjadą do Polski, pochodzą głównie z Hongkongu, a także prowincji Guangdong. Hongkong, który wcześniej był uważany za okno Chin na świat, teraz stał się bramą wejściową do tego kraju.
– Kładziemy duży nacisk na to, aby jeszcze bardziej zachęcać polskie firmy do wejścia na nasz rynek i rozwijania działalności w Hongkongu. Polska jest dla nas ważnym partnerem w tej części Europy – podkreśla Simon Galpin, dyrektor generalny w InvestHK, odpowiedzialny za promocję inwestycji.
Sposobem wejścia na rynek chiński jest stworzenie spółki joint venture z tamtejszym partnerem. Niemieckie przedsiębiorstwa utworzyły już 32 tys. takich podmiotów, polskie – zaledwie kilkanaście. A daje to szanse na uzyskanie dostępu do kontrahentów współpracujących z chińskim wspólnikiem. Trzeba mieć jednak świadomość, że nie zawsze rządzą tu prawa rynku. Przekonał się o tym krakowski Comarch, który od 2009 r. próbował robić interesy w Chinach, ale się z nich wycofał.
– Biznesu nie da się robić przez z góry wyznaczone przez rząd firmy. Współpraca powinna uwzględniać interesy dwóch stron, a Chińczykom zależy głównie na sprzedawaniu towarów za granicę. Nie chcą wpuszczać obcych podmiotów na swój rynek. Nie mogliśmy się na to zgodzić – mówi Paweł Kozyra z Comarchu.
O tym, jak bardzo biznes w Chinach jest ryzykowny, opowiada przedsiębiorca sprowadzający z tego kraju biżuterię. – Nie ma czegoś takiego, jak sprawdzony kontrahent. Jeśli trzy razy otrzymaliśmy dobry towar, to nie znaczy, że za czwartym razem też tak będzie. Zawsze trzeba sprawdzać towar – opowiada.
W branży krąży opowieść o biznesmenie, który zamówił biżuterię ze srebra, a otrzymał ze zwykłego metalu. Na każdy e-mail z żądaniem zwrotu pieniędzy otrzymywał odpowiedź: „Jesteśmy bardzo zadowoleni ze współpracy. Polecamy się na przyszłość. W razie kłopotów prosimy o kontakt”. Pieniądze przepadły, ale firma i tak dalej robi interesy w Chinach. Bo możliwości zarobku są tam nieograniczone. Przykładem tego są polskie firmy, którym się udało. Selena sprzedaje tam pianki poliestrowe, Mlekovita buduje fabrykę pod Szanghajem, Kopex sprzedaje urządzenia górnicze, Glapo szyby samochodowe, a Chipolbrok rozwija branżę logistyczną. Na razie polskie podmioty zainwestowały w Chinach około 150 mln dolarów.