Ubezpieczenie greckiego długu wzrosło do nienotowanego wcześniej poziomu. Główny sponsor unijnych bailoutów – Niemcy – traktuje scenariusz bankructwa tego kraju poważnie. Jest bardziej prawdopodobny niż ten optymistyczny.
Ryzyko, że Grecja zbankrutuje, przekracza 90 procent. Tak wynika z analizy kosztów ubezpieczenia obligacji tego kraju wykonanej przez agencję Bloomberga i opublikowanej wczoraj. Wzrósł on do 35 proc. nominalnej wartości obligacji – najwięcej ze wszystkich krajów świata. W przypadku objętej bail-outem Portugalii koszt jest trzykrotnie niższy. Również wczoraj do mediów niemieckich trafił przeciek z ministerstwa finansów, z którego wynika, że rząd Angeli Merkel ma przygotowane scenariusze bankructwa Grecji.
Na te informacje nerwowo reagują inwestorzy. Wczoraj indeksy najważniejszych giełd europejskich spadły o 2,5 – 5 proc., zaś kurs jena do wspólnej waluty był najsilniejszy od 10 lat.
W przypadku bankructwa Grecji kluczowe jest stanowisko Berlina. Wczoraj jeden z liderów współrządzącej FDP – Christian Lindner powiedział, że nie można wykluczyć, iż Grecja opuści strefę euro. Polityk zaznaczył, że rozważy możliwość pozwolenia na bankructwo Grecji. Podobnie wypowiadał się minister gospodarki Philipp Roesler, który w wywiadzie dla „Die Welt” pytany o możliwość bankructwa Hellady przyznał, że „nie jest to już temat tabu”.
– Wszystko wskazuje na to, że Niemcy przygotowują się do niewypłacalności. Berlin jest coraz bardziej zmęczony udzielaniem pomocy, która nie prowadzi do niczego – podkreśla Jacques Cailloux, główny ekonomista Royal Bank of Scotland.
Bankructwo nie nastąpi jednak natychmiast – mówi w rozmowie z „DGP” główny ekonomista brukselskiego Instytutu Breugla Nicolas Veron.
– Niemcy potrzebują czasu, aby się do tego przygotować. Chcą stworzyć warunki dla powstrzymania paniki na rynku. Dlatego zgodzą się na udzielenie Grekom kolejnej transzy pierwszego pakietu pomocowego (8 mld euro), co da greckiemu rządowi środki na funkcjonowanie do końca roku – dodaje. W środę w tej sprawie do Aten przyjedzie delegacja przedstawicieli EBC, MFW i Komisji Europejskiej.
Jednak zdaniem tygodnika „Der Spiegel” niemieckie ministerstwo finansów opracowuje już dwa scenariusze bankructwa Grecji, z których jeden zakłada pozostanie kraju w unii walutowej, a drugi – powrót do drachmy. W obu przypadkach Berlin chce poczekać do końca roku, aż wszystkie kraje strefy euro ratyfikują nowy status Europejskiego Instrumentu Stabilności Finansowej (EFSF). Bankructwo Grecji oznaczałoby jednak bardzo poważne (nawet 50 proc.) straty dla banków, funduszy inwestycyjnych czy EBC, którzy kupili greckie obligacje.
Zdaniem „Spiegla” Berlin przeprowadził także analizę prawa europejskiego, z której wynika, że grecki rząd będzie mógł wprowadzić blokadę transferu funduszy z kraju przez własnych obywateli. Zdaniem pisma przypadek Grecji jest uważany przez niemiecki rząd za beznadziejny, m.in. dlatego że zdemoralizowane urzędy skarbowe (cięcia płac pracowników wyniosły 20 proc.) nie wykonują nawet w minimalnym stopniu swoich obowiązków. Gdyby zdołały ściągnąć w tym roku całość należności firm i obywateli (40 mld euro rocznie), Grecja w ogóle nie miałaby deficytu.
Niemcy przeżyłyby wyjście Grecji ze strefy euro
Opuszczenie przez Niemcy strefy euro kosztowałoby każdego obywatela tego kraju od 6 do 8 tys. euro tylko w pierwszym roku rozpadu unii walutowej – obliczył szwajcarski bank UBS.
Odpowiadałoby to 20 – 25 proc. PKB RFN. Znacznie mniejsze konsekwencje ekonomiczne miałoby natomiast dla RFN wyjście ze strefy euro Grecji, Irlandii i Portugalii. W takim przypadku koszt przypadający na każdego Niemca wynosiłby po tysiąc euro. I to tylko jednorazowo.
Dla Greków, Portugalczyków i Irlandczyków wyjście z Eurolandu miałoby natomiast o wiele poważniejsze skutki: od 9,5 do 11,5 tys. euro na mieszkańca w pierwszym roku po rezygnacji ze wspólnej waluty. Odpowiadałoby to od 40 do 50 proc. PKB wspomnianych państw.
Szwajcarscy analitycy podkreślają jednak, że znacznie poważniejsze od ekonomicznych byłyby koszty społeczne i polityczne rozpadu strefy euro. Ich zdaniem doświadczenie historii uczy, że w takim przypadku bardzo poważnie rośnie ryzyko chaosu, a nawet wojny domowej w państwach, które znalazły się poza unią walutową. Problematyczne byłoby również utrzymanie w takim przypadku poprawnych stosunków między krajami, które kiedyś dzieliły wspólny pieniądz.