Nasza gospodarka ma mocne fundamenty, ale złoty słabnie. I tak na razie zostanie. To efekt zawirowań na międzynarodowych rynkach. Powinniśmy się więc oswoić z euro po około 4,3 zł.

Kolejny rajd na osłabienie złotego sprowokował w piątek interwencję Banku Gospodarstwa Krajowego. Podobny scenariusz nie jest wykluczony także w tym tygodniu. Po interwencji nasza waluta się umocniła. Tyle że zapewne ten efekt nie utrzyma się długo. Jesteśmy pod silną presją tego, co dzieje się na świecie. A ponieważ traci euro, traci też złoty.

Są jednak dobre strony słabszej waluty. W sytuacji spowolnienia na świecie słaby złoty znów, jak w 2008/2009 r., może wesprzeć nasz eksport i podtrzymać wzrost gospodarczy.

Gospodarka osłabia euro

Po trzech dniach względnej stabilności w piątek od rana złoty zaczął dość gwałtownie tracić do wszystkich walut. Przed południem za franka trzeba było płacić niemal 3,58 zł, za euro – 4,34 zł, a za dolara – 3,14 zł. Złoty tracił, bo na rynkach traciło euro, które nie słabło tylko do franka szwajcarskiego. Najwyraźniej poniedziałkowa groźba Banku Szwajcarii, że nie będzie szczędził środków do obrony kursu 1,2 CHF za euro, nadal działała.

Euro, a za nim złoty słabły za sprawą informacji z czwartku. – Wówczas Jean-Claude Trichet, prezes EBC, przedstawił najnowsze projekcje banku centralnego na temat dynamiki PKB krajów Eurolandu. Zostały obniżone na ten rok do 1,4 – 1,8 proc. wobec 1,5 – 2,3 proc. zakładanych w czerwcu i 0,4 – 2,2 proc. w roku przyszłym wobec 0,6 – 2,8 proc. w poprzedniej projekcji – mówi Marek Rogalski, analityk DM BOŚ. – Do tego dochodzi malejąca inflacja, która zdaniem szefa ECB może spaść w 2012 r. poniżej 2,0 proc. To ewidentnie przekreśla jakiekolwiek perspektywy podwyżek stóp procentowych w najbliższych miesiącach – dodaje.

Na te złe wieści nałożyły się wypowiedzi niemieckiego ministra finansów, Wolfganga Schaeublego. Stwierdził, że o drugim pakiecie pomocowym dla Aten będzie można mówić, gdy tamtejszy rząd udowodni, że jest w stanie zrealizować narzucone kryteria fiskalne. Zaś minister finansów Holandii stwierdził, że kraj, który nie potrafi wypełnić narzucanych mu kryteriów fiskalnych, powinien opuścić unię walutową. – W najbliższych miesiącach złoty będzie pod presją informacji z Europy. Potencjalny upadek Grecji, obniżenie ratingu Włoch mogą wywindować kurs do 4,5 zł za euro. I nawet dobre dane płynące z polskiej gospodarki nic nam nie pomogą – uważa Rogalski. Jest przekonany, że jedynym sposobem na wsparcie kursu jest interwencja.

Wsparcie dla złotego

I BGK w piątek przed południem interweniował. W ciągu pięciu minut podniosło to złotego – do 3,54 zł za franka, 4,30 zł za euro i 3,12 zł za dolara. – Świetna robota. Resort finansów, przez BGK, powinien wymieniać środki przy wysokich kursach walut. To nie tylko wzmacnia złotego, ale powoduje, że mamy więcej pieniędzy na inwestycje infrastrukturalne – mówi Marcin Turkiewicz, szef dilerów walutowych BRE Banku.

Los złotego zależy także od decyzji największych banków centralnych. W ubiegłym tygodniu Morgan Stanley sugerował, że w niedzielę dojdzie do spotkania banków centralnych Eurolandu, USA, Wielkiej Brytanii, Japonii i Szwajcarii w celu uzgodnienia skonsolidowanej akcji obniżenia stóp procentowych i poluzowania polityki monetarnej, czyli wpuszczenia na rynek więcej walut.

– Gdyby w najbliższym czasie takie decyzje zostały podjęte, wpłynęłoby to na umocnienie złotego. Być może spadłaby też rentowność polskich obligacji – uważa Krzysztof Wołowicz, dyrektor departamentu analiz DM TMS Brokers. Jednak jeśli takiej decyzji nie będzie, rozczarowani inwestorzy mogą znów zacząć sprzedawać złotego. Wołowicz uważa, że z kursem ok. 4,3 zł za euro powinniśmy się na razie oswoić.

Problemu nie widzi resort finansów. Jego szef Jacek Rostowski powiedział w Krynicy podczas forum gospodarczego, że nie ma groźnych poziomów kursów walutowych i że fundamenty polskiej gospodarki są stabilne.

– Bo słaby złoty ma mocne strony – na konkurencyjności zyskuje polski eksport. Tak było w 2008/2009 r., kiedy dzięki osłabieniu złotego atrakcyjność naszego eksportu skoczyła o 30 proc., co pozwoliło nam uniknąć zapaści gospodarczej – zauważa Marcin Turkiewicz. Jak podkreśla, rząd i NBP powinny dokładnie zbadać, gdzie przebiega cienka linia, czyli poziom równowagi.

– Zbyt słaby złoty powoduje niekontrolowany wzrost inflacji. Jeśli nie podążają za nią dochody, to hamuje konsumpcję – przyznaje Wołowicz.

Eksperci podkreślają – jedno, co z całą pewnością można powiedzieć o naszej walucie, to to, że na pewno umocni się na koniec roku. Sprawcą będzie resort finansów, który dzięki temu obniży wyrażany w walutach dług zagraniczny. Po to by wykazać niższe zadłużenie za ten rok.