Analitycy nie wiążą wielkich nadziei z planem rozruszania amerykańskiego rynku pracy, choć Biały Dom chce wydać na to 300 mld dolarów. Szansa, że propozycje prezydenta przejdą i jeszcze zadziałają, jest niewielka.

Amerykańskie giełdy otworzyły się wczoraj na sporych plusach – indeks Dow Jones zyskiwał w ciągu dnia prawie 2,5 proc., a Nasdaq – ponad trzy. To efekt nadziei związanych z wczorajszymi propozycjami Baracka Obamy w sprawie pobudzenia rynku pracy. Ale analitycy nie podzielają tego optymizmu – ich zdaniem plan prezydenta wiele nie zmieni.

Ulgi? Na papierze

Według przecieków – przemówienie w Kongresie miało się rozpocząć o 1 w nocy czasu polskiego – Obama miał zaproponować pakiet stymulacyjny o wartości co najmniej 300 miliardów dolarów. Mają się na to składać przedłużenie ulgi na podatek od wynagrodzeń, uruchomienie programu robót publicznych typu remonty autostrad czy szkół, pomoc dla władz stanowych, by nie musiały zwalniać z pracy nauczycieli, ulgi podatkowe dla przedsiębiorców zatrudniających bezrobotnych, wsparcie programu szkoleń dla długotrwale bezrobotnych i pomoc dla osób mających kłopoty ze spłatą kredytów hipotecznych.

Jednak jest niemal pewne, że przynajmniej część z tych propozycji pozostanie na papierze. – Problem w tym, że nawet jeśli zwiększone wydatki i ulgi podatkowe zostaną wyrównane jakimiś oszczędnościami, nie ma gwarancji, że w republikańskim Kongresie te propozycje przejdą, bo prawdę mówiąc Republikanom jest na rękę, jeśli prezydent traci na popularności – mówi Reutersowi Ray Humphrey, wiceszef funduszu inwestycyjnego Hartford Investment Management.

Biorąc pod uwagę to, że w przyszłym roku odbędą się w USA wybory prezydenckie, nie należy się spodziewać łatwej współpracy między Republikanami a Demokratami. Pokazał to zresztą spór o podniesienie limitu zadłużenia. Obama może wprawdzie przedstawiać Republikanów jako obstrukcjonistów, którzy torpedują jego plan wyjścia z kryzysu i są odpowiedzialni za stagnację gospodarki, ale wątpliwe, czy mu to wystarczy do reelekcji.

Wzrosty? Krótkotrwałe

Ponad dwa lata po tym, jak USA wyszły z recesji, bez pracy pozostaje 14 milionów Amerykanów, bezrobocie piąty miesiąc z rzędu utrzymuje się na poziomie 9,0 proc. lub powyżej. Na dodatek wczoraj podano kolejną złą informację z rynku pracy – tygodniowa liczba nowych wniosków o zasiłki dla bezrobotnych zamiast spodziewanych przez rynek 408 tys. wyniosła 414 tys. A od końca II wojny światowej żaden amerykański prezydent z wyjątkiem Ronalda Reagana nie zapewnił sobie reelekcji, gdy bezrobocie przekraczało 6 proc.

Zdaniem analityków reakcją na przemówienie Obamy mogą być silne wzrosty na giełdach, ale będą one krótkotrwałe. – W obecnej sytuacji ludzie przyjmą z radością wszystko. Ale potrzebujemy czegoś odważnego, czegoś, co da ludziom pieniądze do ręki i odbuduje zaufanie. Rynek jest rozczarowany podejściem, jakie do tej pory prezentował Biały Dom – mówi Greg Salvaggio z Tempus Consulting z Waszyngtonu.

Nawet jeśli propozycje Obamy przeszłyby w całości, poprawa nie będzie natychmiastowa. Wielkie inwestycje infrastrukturalne wymagają długich miesięcy planowań, więc nie da się ich rozpocząć z dnia na dzień. Program szkoleń dla bezrobotnych, który ma być wzorowany na działającym w stanie Georgia, pomógł tam znaleźć pracę dla 60 proc. uczestników. Ale również nie stało się to natychmiast.

Na dodatek wpompowanie kolejnych miliardów w gospodarkę niesie ze sobą pewne ryzyko, nawet jeśli będzie to zrekompensowane późniejszymi cięciami. Zwiększy to inflację, przez co wzrośnie cena surowców i żywności, a to z kolei przełoży się na spowolnienie gospodarcze i jeszcze większą niechęć do zatrudniania.