Mimo spodziewanego spowolnienia gospodarczego w Polsce i w krajach UE rząd nie widzi konieczności zmiany projektu budżetu na 2012 rok. Także po wyborach.

Takie poglądy wygłosili podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy minister finansów Jacek Rostowski i szef doradców strategicznych premiera Michał Boni. Ich zdaniem informacje o spowolnieniu nie są powodem do zmian. – Nie sądzę, aby trzeba było redefiniować założenia do przyszłorocznego budżetu. Jeśli w tym roku będziemy mieli lepsze wykonanie, to lepszy będziemy mieli też punkt wyjścia na przyszły rok – stwierdził Boni. Zgodnie z zapowiedziami resortu finansów deficyt budżetowy na koniec tego roku ma być niższy o 10 mld zł od planów.

Ekonomiści prognozują, że wzrost PKB w przyszłym ro- ku wyniesie ok. 3 proc. zamiast zakładanych przez rząd 4 proc. Choć budżet był konstruowany według konserwatywnych założeń, to może się okazać, że zakładki nie wystarczać, a dochody budżetu będą niższe. Aby nie przekroczyć w 2012 roku deficytu, trzeba będzie blokować wydatki.

Według OECD Niemcy, naszego największego partnera handlowego, czeka recesja. Ich PKB ma się skurczyć o 1,4 proc. To kolejny niekorzystny sygnał dla naszej gospodarki. Rostowski uważa jednak, że nie będzie duży. – W 2009 go- spodarka niemiecka skurczyła się o 5 proc., a my mieliśmy wzrost – argumentował Jacek Rostowski. Potwierdził, że projekt budżetu do końca września trafi do Sejmu, który w tej kadencji raczej się nim nie zajmie. Prace nad nim przeprowadzi następny, nowy już parlament.

Temat budżetu jest drażliwy w kampanii wyborczej, bo zmiany wywołane mniejszym wzrostem mogą się wiązać z koniecznością zmniejszania wydatków lub podwyższania dochodów przez podwyżkę podatków i innych danin.