Program ochrony klimatycznej to zmora branży energetycznej. Respektowanie procedur środowiskowych podnosi koszt budowy dróg. Przedsiębiorcy narzekają na liczne opłaty na rzecz ekologii. Nie wszystkie są uzasadnione i niekoniecznie przynoszą oczekiwane rezultaty.
Polska zawetowała na forum UE próbę zwiększenia przymusowej redukcji emisji CO2, co wykończyłoby nasz przemysł, ale i tak obowiązujące już ustalenia będą kosztowne. To wierzchołek góry lodowej. W związku z rosnącą liczbą obostrzeń i podatków za ochronę klimatu i środowiska gigantyczne kwoty płacą firmy i konsumenci. Nie wszystkie koszty są uzasadnione.
Według GUS łączne nakłady na ochronę środowiska przekraczają 10 mld zł rocznie. Wraz z wydatkami ludności na wodę, śmieci i ścieki sięgają 35 mld zł, czyli 3,5 proc. PKB. Teraz gwałtownie wzrosną, głównie za sprawą unijnej polityki klimatycznej. W marcu 2007 r. Wspólnota przyjęła trzy cele, które zamierza osiągnąć do 2020 r.: redukcję emisji gazów cieplarnianych o 20 proc., wzrost w takiej skali udziału energii odnawialnej i taką samą oszczędność zużycia energii pierwotnej. Może to dobić europejską gospodarkę już nadszarpniętą przez kryzys i przegrywającą konkurencję z Azją. Najbardziej jednak uderzy w bazującą na węglu Polskę.

Klimat pod prądem

Program ochrony klimatu to zmora branży energetycznej. Według Europejskiego Banku Inwestycyjnego jej potrzeby inwestycyjne do 2020 r. wyniosą prawie 70 mld euro (ok. 300 mld zł). Z tego na część odnawialną przypadnie 12 mld euro, na jądrową 6 mld, a na systemy przechwytywania CO2 i magazynowania w zbiornikach (CCS) aż 25 mld.
Problem w tym, że na razie możemy ograniczyć emisję CO2 głównie poprzez budowę elektrowni gazowych czy stawianie na droższą energię odnawialną. Do 2020 r. nie będzie bowiem gotowa technologia CCS, która ma być instalowana w elektrowniach węglowych. Jak podaje prof. Piotr Jeżowski z SGH, koszt budowy elektrowni węglowej z systemem CCS będzie o jedną trzecią wyższy niż tradycyjnej, zaś koszt produkcji energii elektrycznej nawet o dwie trzecie.
Redukcja CO2 w Polsce będzie miała dużo większy wpływ na osłabienie wzrostu PKB niż w innych krajach UE. Do 2030 r. średnio rocznie stracimy 1 pkt proc. PKB, a według oceny Instytutu im. Eugeniusza Kwiatkowskiego nawet 2,2 pkt proc. W UE wzrost ma wynieść 0,6 pkt proc.
Rosnące koszty inwestycji energetycznych przełożą się na wyższe rachunki za prąd. Budowa instalacji jądrowych i wiatrowych to niemały wydatek. Postawienie siłowni nuklearnej w przeliczeniu na 1 MW mocy kosztuje około – 3,5 mln euro, podczas gdy węglowej 1,8 mln. Na farmy wiatrowe nakłady są znacznie niższe, jednak zważywszy na ograniczony czas ich wykorzystania (wiatr nie zawsze wieje), faktycznie wynoszą one kilka razy więcej niż na instalacje atomowe.
Ekonomista Banku Światowego Leszek Kąsek ostrzega, że realizacja unijnego planu redukcji emisji CO2 podniesie ceny prądu w Polsce o 20 proc. Już teraz śrubuje je koszt zakupu zielonych certyfikatów (w ciągu ostatnich pięciu lat kosztowało to elektrownie 1,3 mld zł). Takich parapodatków jest więcej.



Przemysł się wyprowadza

Surowe normy spowodują przeniesienie produkcji związanej z wysoką emisją CO2 do państw, które nie wprowadzają ograniczeń w tym zakresie. Już dziś Jan Kulczyk przymierza się do budowy elektrowni na Białorusi i przesyłania stamtąd prądu do Polski.
Działające fabryki przygotowują się na większe obciążenia. Nie zmniejszając produkcji, Opel ograniczył w Polsce zużycie energii elektrycznej o połowę. Firma szacuje, że osiągnięcie celu klimatycznego Unii oznaczać będzie wzrost kosztu wytworzenia samochodu średnio o 4 – 7 tys. euro. Zapłacą za to klienci.
Nie tylko to martwi kierowców. Komisja Europejska nie dość, że chce, by 10 proc. paliw sprzedawanych na stacjach benzynowych do 2020 r. pochodziło z odnawialnych źródeł energii, to proponuje obłożenie paliwa podatkiem od emisji CO2.
Obostrzenia unijne nie dotyczą tylko dwutlenku węgla. Nowa dyrektywa unijna (ma obowiązywać od 2016 r.) obniża pułapy emisji dwutlenku siarki 2,5 – 5 razy, emisji tlenku azotu 2,5 – 3 razy, a pyłów 2 – 6 razy.
W grę wchodzi kolejne kilkanaście miliardów złotych do końca 2015 r., kiedy to we wszystkich większych miastach mają być gotowe oczyszczalnie ścieków. Dwa lata wcześniej Polska musi zredukować ilość odpadów wywożonych na składowiska o połowę w stosunku do 1995 r. Koszt może być zbliżony.
Już teraz firmy obarczone są licznymi wydatkami na rzecz ekologii. Należą do nich m.in. opłaty za korzystanie z zasobów środowiska, odprowadzanie ścieków, składowanie odpadów, usuwanie drzew i krzewów, opłaty produktowe, opłaty za substancje zubożające warstwę ozonową, za działalność górniczą, za wyłączenie gruntów rolnych i leśnych z produkcji etc., etc.

Drogie meble i książki

Polityka klimatyczna wiąże się z kosztownymi absurdami. Wysoką cenę płacimy za lansowanie biopaliw, które miałyby mniej obciążać środowisko emisją gazów cieplarnianych. W dobie drogiej ropy naftowej i państwowych dotacji to opłacalny interes. W efekcie jedna trzecia produkcji kukurydzy w USA idzie na ich wytwarzanie, co podbija ceny żywności, również u nas.
W Polsce w szalonym tempie drożeje drewno, bo zgodnie z wymogiem unijnym 10 proc. produkcji energii musi pochodzić ze źródeł odnawialnych. Za metr sześcienny elektrownie płacą ok. 170 zł, ale w zamian dostają zielony certyfikat wart ok. 260 zł. W ubiegłym roku energetyka kupiła 13 proc. dobrej jakości drewna wystawionego na sprzedaż przez Lasy Państwowe.
Apetyt rośnie. W Europie połowa pozyskiwanego drewna ląduje już w piecach elektrowni i co roku ilość ta zwiększa się o 20 proc. W efekcie przepłacamy za papier i meble, a polskie firmy działające w tej branży są zagrożone.



Żaba przejdzie, tir ucieknie

Co najmniej 10 proc. wydatków na drogi przeznaczane jest na ochronę środowiska. Nie uwzględnia to strat z powodu opóźnień spowodowanych przez uciążliwe procedury środowiskowe, takie jak dyrektywa ptasia czy siedliskowa. Około 35 proc. powierzchni Polski to obszary Natura 2000 i korytarze ekologiczne, gdzie trzeba zapewnić zwierzętom możliwość swobodnego przemieszczania się. Szczególnie wysokie koszty ponosi obecnie Autostrada Wielkopolska, która ma jesienią oddać do użytku wart 1,3 mld zł odcinek A2 z Nowego Tomyśla do Świecka. Powstaje na niej 16 dużych przejść dla dużych zwierząt (jedno może kosztować nawet 20 mln zł), 70 dla małych i 48 dla żab. Unijne przepisy wprowadzają konieczność odtwarzania strat wywołanych ingerencją w środowisko naturalne. Zwykle inwestor musi oddać naturze 2,5 razy więcej, niż zabrał.
Już teraz bije to po kieszeniach kierowców. Spółka pobiera największe w Polsce opłaty za przejazd gotowym już odcinkiem z Konina do Nowego Tomyśla – 29 groszy od auta osobowego, o połowę więcej niż na innych trasach. Jeszcze gorzej jest w przypadku ciężarówek, które w efekcie wybierają zatłoczone i zdewastowane drogi lokalne. Tkwiąc w korkach, emitują dużo więcej CO2, niż gdyby poruszały się na autostradzie. Cóż, działania ekologiczne nie zawsze przynoszą zamierzone efekty.
Ochrona środowiska to ważna inwestycja
Joanna Maćkowiak-Pandera podsekretarz stanu w Ministerstwie Środowiska
Czy nie przesadzamy z wydatkami ekologicznymi, gdy musimy zmagać się z kryzysem?
A czy można nic nie robić, gdy ostatnie dziesięć lat pod względem temperatury było najgorętsze w historii? Pojawiają się ekstremalne zjawiska pogodowe i powodzie, które przynoszą ogromne szkody. Ubiegłoroczna kosztowała 12 mld zł, nie licząc kosztów społecznych czy środowiskowych.Przy pogorszeniu koniunktury nie można zaniedbać standardów i niezbędnych inwestycji, ponieważ koszty zaniechania działań będą wielokrotnie wyższe.
Może to przypadek i teraz czeka nas 5 lat suszy.
Wydatki ponoszone na wypłatę ubezpieczeń wzrosły 2 – 3-krotnie w ciągu ostatnich 5 lat. To przypadek czy nie? Cały system handlu emisjami dwutlenku wegla był stworzony po to, żeby chronić środowisko, choć teraz stał się raczej instrumentem finansowym. Na politykę klimatyczną godzi się 27 państw członkowskich Unii. Europa stawia na długofalowe budowanie konkurencyjności przy wykorzystaniu potencjału środowiskowego. Trzeba jednak wyjść poza zbyt wąskie, a przez to błędne rozumienie polityki klimatycznej jako wyłącznie próby zwiększenia celów redukcji emisji CO2 powyżej 20 proc. do 2020 r. Taką próbę zawetowaliśmy.
Czy obniżka o 20 proc. jest realna? W tym czasie nie powstaną elektrownie atomowe ani nie będą gotowe instalacje do przechwytywania CO2.
20 proc. cel redukcji emisji z pakietu klimatyczno-energetycznego to cel polityczny dla całej UE. W liczbach bezwzględnych dla Polski w odniesieniu do 2005 r. powinniśmy zredukować emisję o 5 proc. Realizacja wspólnej polityki klimatycznej UE jest dla nas korzystna, ale przedsiębiorcy potrzebują jasnej wizji, wsparcia i pewności, że nic się potem nie zmieni. Państwo powinno stworzyć warunki, by opłacało się inwestować w rozwiązania ekologiczne. Musimy też rozwiązać kwestię ochrony przemysłu, by nie uciekał poza Unię w obawie przed opłatami za emisję CO2.
Inną dziedziną, którą musimy rozwijać, jest efektywność energetyczna. Przecież nie trzeba od razu zakładać kosztownych filtrów na kominach. 40 proc. energii marnuje się ze względu na słabe ocieplenie budynków. Koszty ekologii są często demonizowane, np. w przypadku Rospudy udało się wypracować rozwiązanie nie tylko bezpieczne ekologicznie, lecz także tańsze.