Podejście do prywatyzacji to jedna z tych spraw, w których różnice między partiami są największe.
W przeciwieństwie do poprzednich kampanii partie nie licytują się już, czy sprzedawać szybciej, czy wolniej. Teraz wskazują, jaki powinien być docelowy model majątku państwowego.
Najdalej idzie PJN. Proponuje, aby państwo zostawiło sobie tylko strategiczne spółki związane z infrastrukturą przesyłu ropy, gazu, energii elektrycznej czy kolejową. Reszta ma trafić na sprzedaż. – Nie ma powodu, aby państwo przez swoje spółki konkurowało z młynami lub cementowniami – mówi Paweł Poncyljusz z PJN.
Na drugim biegunie jest PiS: chce podzielić spółki, którymi włada jeszcze Skarb Państwa, na trzy kategorie. Pierwsza to spółki strategiczne dla porządku i bezpieczeństwa publicznego. Jak mówi były minister skarbu Wojciech Jasiński, to m.in. Bumar, ale też PKO BP czy PZU. Do tego PiS zapowiada powołanie koncernu Polska Nafta i Gaz, w którego skład wejdą PKN Orlen i PGNiG. Druga kategoria to spółki ważne dla energetyki, np. PGE czy Enea – tu też nie ma mowy o sprzedaży. Trzecia kategoria to przeznaczony do sprzedaży „zbiór spółek o niewielkiej wartości i niemających większego znaczenia dla gospodarki”.
PO jest pośrodku: chce utrzymać we władaniu Skarbu Państwa spółki infrastrukturalne, takie jak GAZ System czy PSE. I wytypować listę spółek strategicznych kontrolowanych przez Skarb Państwa. Powołuje się na zastopowaną w tej kadencji ustawę o nadzorze właścicielskim, tzw. ustawę Bieleckiego, która proponowała wytypowanie ok. 20 spółek strategicznych. Politycy PO wymieniają m.in PKN Orlen, PGNiG, PZU. I PKO BP. – Po doświadczeniu kryzysu wydaje się, że warto, aby państwo zachowało kontrolę nad jednym dużym bankiem – mówi szef komisji skarbu Tadeusz Aziewicz z PO.
Dla PSL czy SLD prywatyzacja ma marginalne znaczenie. W programie Sojuszu mowa jest o firmach, których nie należy prywatyzować, np. Poczcie Polskiej czy PAP. – Trzeba sprzedawać spółki, które sobie nie radzą, a strategiczne jak KGHM, powinny zasilać budżet dywidendą – mówi Stanisław Stec z SLD.
Wszystkie partie zgadzają się, że z uwagi na turbulencje na rynkach finansowych nie ma mowy o szybkiej prywatyzacji. Może to wpłynąć na plany przychodów ze sprzedaży majątku państwa. Rząd ma w tym roku otrzymać z prywatyzacji 15 mld zł, na razie dostał 11,5 mld. W październiku znów ma podejść do sprzedaży części akcji PKO BP, w listopadzie dowiemy się, kto jest chętny na Lotos.
Politycy PO zastanawiają się, czy te transakcje dojdą do skutku. W 2012 r. według wieloletniego planu finansów państwa na sprzedaży państwowego majątku budżet ma zarobić 10 mld zł, a w kolejnym 5 mld. Nie wiadomo, jak na te plany wpłynie zmiana rządu.
Co do sposobów sprzedaży panuje dowolność. PiS proponuje, by spółki spełniające warunki GPW sprzedać na parkiecie, resztę w przetargach. PO, SLD, PSL czy PJN uważają, że każdy sposób gwarantujący maksymalizację zysków jest dozwolony.
W kolejnej kadencji mogą nas czekać zmiany w samym resorcie skarbu. PiS w swoim programie, a PO czy PSL ustami polityków zapowiadają włączenie go do Ministerstwa Gospodarki. Podobne pomysły ma PJN, ale chciałaby je wprowadzić szybciej. – Spółki strategiczne zostałyby przekazane pod nadzór resortu gospodarki, resztę otrzymałby minister finansów, by sprzedawać je w miarę potrzeb – mówi Paweł Poncyljusz.
Wszystkie ugrupowania mówią o odpartyjnieniu nominacji do państwowych spółek. W ograniczonej formie zakłada to także projekt ustawy Bieleckiego, tworząc komitet nominacyjny, który proponowałby kandydatów do ich władz. Ale choć deklaracje o odpolitycznieniu nominacji padają tak zgodnie, to konkretów brak. Możliwość decyzji o nominacjach do rad nadzorczych to olbrzymia pokusa dla ugrupowań i pieniądz w politycznych targach.
DGP