UE zapowiada wprowadzenie nowego podatku od transakcji finansowych. Szczegóły zdradza „DGP” Janusz Lewandowski, unijny komisarz ds. budżetu.
Byliby oni obciążeni niewielką stawką, od 0,1 proc. w przypadku akcji i obligacji oraz do 0,01 proc. w przypadku derywatów. Płaciliby ją – od wartości obrotu – sprzedający i kupujący. – Mamy nadzieję, że to rozwiązanie nie wypłoszy międzynarodowych instytucji finansowych z Europy – mówi Janusz Lewandowski. Podatek ma dać budżetowi Wspólnoty ponad 30 mld euro rocznie.
Eksperci są innego zdania. Twierdzą, że pomysł opodatkowania transakcji, choć zyska poparcie polityczne, nie jest korzystny. Jeśli wprowadzony zostanie tylko w UE, to instytucje finansowe znajdą sposób, aby nie zapłacić europejskiego podatku. Najbardziej przeciwna jest mu Wielka Brytania, która obawia się ucieczki instytucji finansowych z londyńskiego City. – Ale w najgorszej, bo najmniej konkurencyjnej sytuacji, będą instytucje finansowe z Europy, które nie mają gdzie uciec – uważa Wojciech Kwaśniak, były szef nadzoru bankowego.
Jest jednak przekonany, że projekt opodatkowania transakcji zyska poparcie. „Za” jest ok. 60 proc. Europejczyków. Lewandowski mówi, że celem wprowadzenia podatku jest nie tylko chęć dywersyfikacji źródeł finansowania budżetu UE, ale też zdyscyplinowanie instytucji finansowych, aby w przyszłości nieodpowiedzialnymi transakcjami nie doprowadziły do kolejnego kryzysu.
– Wprowadzenie takiego podatku znacząco mogłoby ograniczyć transakcje wysokiej częstotliwości, generowane przez komputery i niemające wiele wspólnego z przemyślanymi ocenami ryzyka – uważa Wiesław Rozłucki, współtwórca i były wieloletni prezes GPW. – Niestety proponowany podatek jest bardzo wysoki. Wpłynie na konkurencyjność instytucji działających na terenie UE.
Na wprowadzeniu w UE podatku od obrotu instrumentami finansowymi najbardziej mogą zyskać rynki, które takich podatków nie będą miały – Rosji, Brazylii, Japonii i USA. Za to konsekwencje poniosą także polskie instytucje finansowe, które z doprowadzeniem do kryzysu nie miały nic wspólnego.
– Przyczyną kryzysu w 2008 r. była nieodpowiedzialność instytucji finansowych i inwestorów, którzy wykorzystywali skomplikowane instrumenty finansowe do osiągnięcia zysków. Gdy zaczęły się ich problemy, to państwa z budżetów musiały wyłożyć pieniądze na ich ratowanie. W konsekwencji same państwa popadły w kłopoty – mówi Wojciech Kwaśniak, były szef nadzoru bankowego. To podstawowy powód, dla którego nałożenie podatku na operacje finansowe ma tylu zwolenników. – Polskie instytucje finansowe nie obracały niebezpiecznymi instrumentami. Żadna nie miała problemu i z naszego budżetu nie został wydany ani złoty na ich ratowanie. Ale jeśli Parlament Europejski zdecyduje o wprowadzeniu podatku, także polskie instytucje finansowe solidarnie będą musiały go zapłacić – podkreśla.
W opinii Ludwika Sobolewskiego, prezesa GPW, nałożenie podatku na obrót instrumentami finansowymi rodzi ryzyko, że część inwestorów przeniesie się na inne rynki.
Już teraz giełdy w Europie mają problemy z działającymi w sieci alternatywnymi platformami obrotu, które powoli przejmują role tradycyjnych parkietów. Nałożenie obciążeń na inwestorów może spowodować jedynie ich ucieczkę na rynki, które nie pobierają podatków. Nie tylko do egzotycznych państw Azji, gdzie powstaje coraz więcej platform alternatywnych, ale także do USA, Rosji, Japonii czy Brazylii.
Jesienią mają się rozpocząć negocjacje na temat kształtu następnej perspektywy finansowej budżetu UE i utrzymywania dyscypliny finansowej krajów członkowskich. Jak zmieni się sposób finansowania budżetu Unii?
Obecnie budżet składa się głównie ze składek państw członkowskich. Proponujemy, żeby je zmniejszyć i pozyskać nowe źródła finansowania. Zaproponujemy m.in. opodatkowanie transakcji finansowych.
Czym będzie ten podatek?
Wolę mówić o środkach własnych Unii i w dodatku nie mogę zdradzić konkretów, które wkrótce ogłosimy. Uczestnicy obrotu akcjami, obligacjami i derywatami byliby obciążeni niewielką stawką – na przykład 0,1 proc. w przypadku akcji i obligacji oraz do 0,01 proc. w przypadku derywatów. Płaciliby ją sprzedający i kupujący od wartości obrotu. Mamy nadzieję, że to rozwiązanie nie wypłoszy międzynarodowych instytucji finansowych z Europy. Tym bardziej że europejskie państwa uczestniczące w G20 będą forsowały przyjęcie tego podatku jako rozwiązania globalnego.
Ile zyska budżet Unii?
Szacujemy, że nowe środki własne mogą wynieść jedną czwartą budżetu UE, może nawet jedna trzecią, jeśli myśleć o szerszej bazie opodatkowania, uzupełnionej na przykład o transakcje walutowe. Jest to więc uzupełnienie, a nie zastąpienie składek.



Czemu uczestnicy rynku kapitałowego mają utrzymywać Unię?
Przesada – sektor finansowy ma być udziałowcem budżetu, a nie jego podporą! Obrót, który jest gigantyczny, pozostaje w większości krajów nieopodatkowany. To właśnie on, odrywając się od gospodarki realnej, był źródłem kryzysu. Podatek ma mieć w tym przypadku nie tylko wymiar finansowy, ale też pedagogiczny. Powinien zniechęcić uczestników obrotu do najbardziej ryzykownych transakcji.
Długo zastanawialiśmy się, jak zmienić budżet Unii. W przypadku podatku finansowego jest wola polityczna Parlamentu Europejskiego, zgoda państw członkowskich, a nawet przychylność opinii publicznej, by sektor ten uczestniczył w jakimś procencie w finansowaniu naprawy gospodarczej. Wedle sondaży ponad 60 proc. Europejczyków popiera ten podatek.
Czemu Unia potrzebuje nowych źródeł finansowania?
Kryzys i konsolidacja finansów skłaniają do oszczędności w składkach narodowych tworzących dotąd 78 proc. budżetu UE. Po drugie, wchodzimy w okres liberalizacji handlu z innymi kontynentami. Obawiamy się, że dochody z cła, które obecnie wynoszą 12 proc. budżetu UE, będą się zmniejszać. Oprócz sięgnięcia po sektor finansowy jako rekompensatę proponujemy udział budżetu UE (np. 1-proc. odpis) w podatku od towarów i usług pobieranego przez kraje członkowskie. Jednak wymaga to większej harmonizacji niż obecnie w systemie VAT, ciągle dość zróżnicowanym.
O ile zmniejszą się składki narodowe?
Przedstawiłem w czerwcu propozycję budżetu UE 2014 – 2020, który nie rośnie, jest jedynie inflacyjnie korygowany i propozycja została nieźle przyjęta. Składka narodowa zmaleje o tyle, ile wyniosą nowe środki własne, nie więcej niż o jedną trzecią, jak sądzę.
Kiedy miałyby wejść w życie wszystkie zmiany dotyczące finansowania budżetu UE?
Najpóźniej do 2020 r.
Wierzy pan, że do tego czasu Unia przetrwa? Nasila się interwencjonizm. Niemcy i Francja zgłosiły chęć utworzenia rządu gospodarczego strefy euro, ale niekoniecznie widzą w nim Grecję i inne kraje z problemami.
Rząd to instytucja, która spotyka się co tydzień, a nie dwa razy w roku. Są to bardzo mgliste hasła. Były potrzebne dla uspokojenia rynków finansowych, zresztą nie spełniły swojego zadania. Na razie trzeba wdrożyć w życie wcześniejsze postanowienia. Pilne jest uchwalenie w tym miesiącu tzw. sześciopaku, czyli zbioru ustaw dyscyplinujących gospodarczo 27 krajów. Utrudni to rozdwojenie Europy, bo jest wspólnym standardem ekonomicznej dyscypliny. Natomiast by zapewnić bieżącą stabilizację, Unia musi wyegzekwować jesienią to, co Eurogrupa postanowiła 25 lipca na nadzwyczajnym posiedzeniu, czyli drugi pakiet dla Grecji oraz rozszerzenie mocy i kompetencji europejskiego mechanizmu stabilizacyjnego.
Na sześciopak nie chce się zgodzić część państw UE z Francją na czele.
Kontrowersje dotyczą automatyzmu sankcji za naruszenie dyscypliny finansowej. Muszą być sankcje, które zapadają kategorycznie, bo to jest zewnętrzny kaftan ekonomicznego bezpieczeństwa. Dzięki niemu normy polityki fiskalnej będą trudniej naruszalne. I to jednak nie wystarczy, bo prawdziwe ograniczenia, najbardziej dyscyplinujące niegospodarność, należy wprowadzić do ustawodawstwa krajowego, nawet konstytucji – co uczyniła Polska w 1999, a Niemcy w roku 2009 r. Zmierzają w tym kierunku kolejne kraje. Wtedy za łamanie prawa grozi Trybunał Stanu, co jest dla polityków mocniejszym straszakiem niż kary unijne i międzynarodowe umowy, które nieraz już były łamane.
Banki mogą w łatwy sposób obejść nowy podatek od transakcji
Cinzia Alcidi | ekspertka ds. rynków finansowych w Centrum Europejskich Studiów Politycznych (CEPS)
O wprowadzeniu podatku od transakcji finansowych mówi się od wielu tygodni, ale wciąż nie są rozstrzygnięte podstawowe kwestie.
Pierwsza to rodzaj transakcji, który ma być objęty nowym podatkiem: czy tylko te dokonywane przez instytucje finansowe, czy także inwestycje (np. w obligacje) prywatnych obywateli.
Druga to miejsce, w którym ma być pobierany podatek: banki z łatwością mogą podać jako lokalizację transakcji kraj, który nie respektuje podatku.
Trzecia – to kto ma płacić podatki: teoretycznie będą to banki, jednak łatwo przerzucą one koszty na prywatnych właścicieli kont. Same kraje Unii są podzielone co do zasadności wprowadzenia podatku. Opowiadają się za tym Niemcy i Francja, ale Wielka Brytania, gdzie mieści się największy ośrodek finansowy Europy, jest zdecydowanie przeciwna. Pozostałe kraje UE nie ustaliły w tej sprawie ostatecznego stanowiska.