Powrót do normalnego poziomu wydobycia ropy naftowej w Libii po tegorocznej wojnie domowej może zająć wiele lat, co potwierdzają doświadczenia z załamaniem się produkcji w b. ZSRR, Iraku i Iranie, krajach, które przeżyły podobne wstrząsy geopolityczne.

Wydobycie ropy naftowej w b. Związku Radzieckim w latach 80. minionego stulecia stale rosło, oscylując wokół 12 mln baryłek dziennie. Tuż przed upadkiem sowieckiego imperium rozpoczął się regres – produkcja zeszła do około 10 mln b/d. Po rozpadzie krzywa ostro poszła w dół, sięgając nawet 7 mln b/d i dopiero w połowie pierwszej dekady XXI wieku rosyjskie szyby naftowe zaczęły tłoczyć surowiec pełną parą.

Szczyt produkcji w Iraku przypadł na rok przed wojną z sąsiednim Iranem (1980 - 1988). Wraz z pierwszą wymianą strzałów wydobycie spadło z ponad 3,5 mln baryłek dziennie do niespełna 2,6-2,7 mln b/d. W rok później produkcja skurczyła się poniżej 1 mlnb b/d i dopiero po ośmiu latach zbliżyła się do bariery 3 mln b/d. Wojna w Zatoce Perskiej (1990 - 1991) oraz ostatnia interwencja USA w Iraku w całej rozciągłości powieliły ten mechanizm spadków i wzrostów wydobycia, ale Irak do tej pory nie jest stanie wyprodukować tyle ropy, co latach 70-tych.

Irańska rewolucja ajatollahów (1979) na całe dekady zrujnowała potencjał przemysłu naftowego. Produkcja spadła czterokrotnie, odbijając się o połowę na początku lat 1990. Ale nawet dzisiaj Iran nie odzyskał takiego poziomu wydobycia – ponad 5 mln baryłek dziennie, jak przed rewolucją islamską.

Libijczycy powinni o tym pamiętać, kreśląc plany na przyszłość.